publikacja 08.08.2023 15:17
Około 2 godz. zajęło plutonowemu Emilowi Czechowi pokonanie - pod niemieckim ostrzałem - kilkunastu kilometrów, aby przedostać się na Monte Cassino i odegrać hejnał mariacki. Słynny trębacz, który obwieścił polski triumf nad Niemcami, przyszedł na świat w Bobowej pod Nowym Sączem 115 lat temu, 8 sierpnia 1908 roku.
Fotografia hejnalisty z Monte Cassino, stojącego na tle górującej nad okolicą, zatkniętej na wzgórzu biało-czerwonej flagi, obiegła świat już 79 lat temu i szybko stała się symbolem. Dziś zna ją każdy, kto interesuje się II wojną światową.
Rankiem 18 maja 1944 roku 3 Dywizja Strzelców Karpackich zdobyła, po krwawych walkach trwających od tygodnia, wzgórze 593 z ruinami benedyktyńskiego klasztoru. Wkrótce patrol 12 Pułku Ułanów Podolskich, dowodzony przez ppor. Kazimierza Gurbiela, zatknął w tym miejscu polski sztandar.
Punktualnie o godzinie 12:00 ze wzgórza rozległa się znajoma melodia. Był nią dźwięk Hejnału Mariackiego, odegrany przez plut. Emila Czecha z 3 Batalionu Saperów. Żołnierz nie krył wzruszenia, szczęścia i dumy. Wzorowo wypełnił niecodzienny rozkaz, wiążący się ze sporym ryzykiem.
Jak tę doniosłą chwilę zapamiętał bohaterski trębacz?
„Pułkownik [Władysław – red.] Rakowski zwrócił się do mnie ze słowami: >>Plutonowy Czech, macie do wykonania bojowe zadanie. Podjedziecie pod klasztor i pod polską flagą odegracie Hejnał Mariacki<<. Otrzymałem trąbkę, tzw. cornet, i wraz z kierowcą ruszyliśmy samochodem. W połowie drogi pojazd zatrzymał się. Kierowca zwrócił się do mnie z pytaniem: >>Panie plutonowy, czy pan chce żyć? Bo ja chcę. Dalej nie jadę<<" – relacjonował po latach. Jego wspomnienia po raz pierwszy ukazały się w 1975 roku w „Gazecie Robotniczej".
„Wysiadłem. Akurat w tamtym kierunku jechał znajomy lekarz por. Stanisław Szczeponek. Podwiózł mnie pod sam kościół, tak że na miejscu byłem piętnaście minut przed wyznaczonym czasem. Podchodzę pod falującą na wietrze flagę. Jestem wzruszony. Nie wiedziałem, czy potrafię zagrać ten hejnał należycie. Biorę do ust trąbkę i zaczynam grać. Przypomniałem sobie wówczas, że muszę przerwać w pewnym momencie i poczuć się tak, jakby strzała tatarska przebiła gardło. Wtedy właśnie zjawili się skądś jacyś fotoreporterzy, amerykański i polski. (...) Po odegraniu hejnału zameldowałem wykonanie rozkazu u dowódcy. Był bardzo wzruszony. Gdy odchodziłem, zatrzymał mnie na moment i powiedział: »Pamiętajcie, plutonowy Czech, wasza trąbka i wasz hejnał przejdą kiedyś do historii...«".
Słowa dowódcy okazały się prorocze. Droga na szczyt zajęła Czechowi około dwóch godzin, pokonał aż kilkanaście kilometrów pod niemieckim ostrzałem, ale nie żałował ani chwili.
Nie był to pierwszy raz, kiedy bohater oszukał śmierć.
Z wojną zetknął się już we wrześniu 1939 roku, gdy przywdział mundur Wojska Polskiego, aby odeprzeć niemiecki najazd. Brał udział w walkach m.in. pod Stryjem. Internowany na Węgrzech, przedostał się przez Bałkany na Bliski Wschód, gdzie stał się żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych. Walczył w szeregach Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich na froncie afrykańskim, spędzając w Tobruku aż osiem miesięcy. Boje o libijską twierdzę okupił ranami i pobytem w szpitalu.
Żołnierski los zawiódł go w końcu na Półwysep Apeniński. Pod rozkazami dowódcy 2 Korpusu Polskiego, gen. Władysława Andersa, uczestniczył w bojach o przełamanie Linii Gustawa. Swoją żołnierską wartość udowodnił nie tylko pod Monte Cassino, walcząc także m.in. o Ankonę i Bolonię. Niewiele brakowało, a zginąłby na włoskiej ziemi – został ciężko ranny podczas nalotu pod Loreto.
Po wojnie część żołnierzy gen. Andersa wróciła do rządzonej przez komunistów ojczyzny. Wśród nich był słynny hejnalista, który wyjechał do Polski w 1947 roku. Zamieszkał w Kłodzku, gdzie – u boku żony – spędził resztę życia.
Władze komunistyczne utrudniały mu codzienną egzystencję. Powód wydawał się „oczywisty" – Czech był przecież żołnierzem „wyklętej" Armii Andersa. Znalezienie dobrej pracy dla człowieka z taką przeszłością było nie lada wyzwaniem. Po początkowych trudnościach, w 1952 r. Czech zatrudnił się w Polskich Kolejach Państwowych. Pracował tam ponad 20 lat, aż do swojej emerytury. Przez cały ten okres był aktywny społecznie. Zamiłowanie do muzyki zostało mu na lata: należał do orkiestry kolejowej oraz śpiewał w chórze kościelnym.
Nigdy nie zapomniał o byłych towarzyszach broni, z którymi dzielił żołnierski los. W 1974 roku, mimo starań, nie otrzymał zgody na wyjazd na uroczystości pod Monte Cassino, w 30. rocznicę polskiego triumfu.
Emil Czech zmarł 26 marca 1978 roku. Za walkę o niepodległość otrzymał wiele odznaczeń, w tym Order Odrodzenia Polski. W 2022 roku w Kłodzku stanął pomnik bohatera.
redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07
Odegrać hejnał na Monte Cassino - ryzykowna misja Emila Czecha