Odnawianie starego

Franciszek Kucharczak

|

GN 36/2015

publikacja 03.09.2015 00:15

Po usunięciu ze szkoły religii jej miejsce zawsze zajmuje kult bożków.

Odnawianie starego rysunek franciszek kucharczak /gn

Podobno Polacy mają dość religii w szkole i tęsknią za lekcjami przy kościele, które ponoć były lepsze. Ci, którzy pamiętają tamte katechezy, potwierdzają, że człowiek na nich czuł się dużo lepiej niż teraz. W kościach nie strzykało, przemiana materii była lepsza, a i dziewczyny fajniejsze były. Zupełnie, jakby się odmłodniało o kilkadziesiąt lat. No i ciekawiej to było prowadzone. Co prawda nie wiadomo dlaczego, ale było lepiej i już. A skoro kiedyś było lepiej, to znaczy, że teraz jest gorzej, no nie?

Sentymentalne wspominki dawnej katechizacji są wykorzystywane przez coraz aktywniejszych rzeczników „świeckiej szkoły” (przy okazji: czy ktoś widział w polskim prawie zapis o „świeckiej” szkole?). Oni, a jakże, troszczą się o katechezę, której poziom, jak twierdzą, zaraz będzie wyższy, gdy religia wróci do salek. Równolegle coraz mocniej atakują społeczeństwo argumentem z „troski o finanse państwa”. Bo to rzekomo łożenie z państwowej kasy na Kościół itepe, itede. Do tego dochodzi darcie szat nad rzekomo nędznym poziomem nauczycieli religii i takie tam.

I rzecz dziwna – to nie działa. Nawet ten bajer z kasą. Rodzice uparcie posyłają swoje dzieci na religię. Znaczące jest w tym kontekście fiasko akcji „Liberte” – inicjatywy obywatelskiej zmierzającej do wycofania lekcji religii ze szkół. Jej aktywiści w ciągu kilku miesięcy starań nie zdołali zdobyć nawet jednej trzeciej ze 100 tysięcy podpisów wymaganych do tego, aby Sejm zajął się tą sprawą.

Ale ataki na szkolną religię nie ustaną, bo jej nieobecność w szkole jest pierwszym warunkiem swobodnego robienia uczniom wody z mózgu. Wiedzieli to komuniści, dlatego gdy tylko mogli, wyrzucali religię do salek. Bo dopóki w szkole jest religia, trudno skutecznie wpajać uczniom kłamliwe dogmaty tego świata. Bo tu o wychowanie właśnie chodzi. Nie o wiedzę, jak na matematyce, fizyce czy historii – chodzi o sposób myślenia i o wynikające z tego działanie.

Dopóki w szkole jest religia, nie można wiarygodnie mówić czegoś przeciwnego. Gdy na jednej lekcji dzieci dowiadują się o Bogu, który powołał nas do życia jako kobiety i mężczyzn, to mało wiarygodnie zabrzmi gadanie ideologa gender o „płci kulturowej”. Jakoś trudno uczyć dzieci zakładania prezerwatywy, gdy w tej samej szkole uczy się je odpowiedzialnego zakładania rodziny. Nie bardzo da się przed przerwą zachwalać masturbację, gdy po przerwie dzieci dowiedzą się, że masturbacja niszczy ludziom życie. Jak nauczyciel ma mówić, że można mieć dwóch tatusiów, gdy inny nauczyciel powie, że nie można? I tak dalej.

Już choćby dlatego religia w szkole musi być solą w oku „postępców”. Sama jej tam obecność jest mocnym komunikatem dla uczniów, że jesteśmy obywatelami jako chrześcijanie i jako tacy mamy prawo realizować nasze przekonania zawsze i wszędzie.

Tylko pięknoduchy mogą sądzić, że miejsce religii w szkole pozostałoby puste. Za komunizmu zastąpiła ją nieskrępowana ateizacja i kult komunistycznych bonzów. Teraz bożek nihilizmu czeka pod rękę z bożkiem seksualizacji.

* * *

Pomaganie prawdzie

Polski rząd kłamał w sprawie pigułki wczesnoporonnej ellaOne, twierdząc, że musi być sprzedawana bez recepty nawet piętnastolatkom, bo, rzekomo, nie mieliśmy wyboru. – Taką decyzję podjęła Komisja Europejska, więc my musimy się do tego dostosować – tłumaczył w styczniu rzecznik resortu zdrowia Krzysztof Bąk. Potwierdzał to wiceminister zdrowia Sławomir Neumann, który zapewniał, że kraje członkowskie UE nie mogą ograniczać sprzedaży tej pigułki wymaganiem recepty. W związku z tym europoseł Marek Jurek złożył interpelację, pytając, czy rzeczywiście Komisja naciskała na polski rząd w tej sprawie. I co się okazało? Ano to, że Komisja jedynie zalecała szersze udostępnianie pigułki, ale mając świadomość sprzeciwów moralnych, jakie budzi w wielu krajach jej stosowanie, pozostawiła państwom członkowskim decyzję w tej sprawie. Cóż, nie pierwszy to przypadek, gdy nasza władza podpiera się UE, żeby Polaków po swojemu „cywilizować”. Najwyraźniej rząd stosuje się do dewizy byłego prezydenta, że „prawdzie trzeba pomóc”.

Nie ma przebacz

Synod ewangelickiego Kościoła waldensów wystosował odpowiedź na przeprosiny, jakie papież Franciszek skierował w czerwcu pod adresem tej wspólnoty. Chodziło o „niechrześcijańskie czy nawet nieludzkie postawy i zachowania w dziejach”, jakich waldensi doznali od ludzi Kościoła. Synod „z głębokim szacunkiem i nie bez wzruszenia” przyjął do wiadomości gest papieża, ale nie może przyjąć przeprosin w imieniu tych, którzy w przeszłości doznawali krzywd. Hm… Skoro waldensi nie mogą katolikom przebaczyć za swoich poprzedników, deklarują tym samym, że katolicy nie powinni za swoich poprzedników przepraszać. Czy o to chodziło?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.