publikacja 08.01.2015 12:20
O rządowym programie restrukturyzacji Kompanii Węglowej z z Dominikiem Kolorzem, przewodniczącym Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ "Solidarność", rozmawia Andrzej Grajewski.
Rząd przyjął program naprawczy Kompanii Węglowej, który zakłada m.in. zamknięcie czterech kopalń. Poza pakietem osłonowym zawiera on także propozycje głębokich zmiany w organizacji pracy, m.in. wprowadzenie 6-dniowego tygodnia pracy. Czy był on konsultowany ze związkami zawodowymi ?
Pomimo wcześniejszych obietnic, zarówno ze strony premiera Tuska, jak i premier Kopacz, że program zmian zanim wejdzie w życie, będzie szeroko konsultowany i opiniowany, nic takiego się nie stało. Z różnych informacji, jakie otrzymujemy, mogę jednak powiedzieć, że program, który przygotował m.in. Wojciech Kowalczyk, pełnomocnik rządu ds. wprowadzenia programu naprawczego, to nie jest dobry program, nie tylko dla górnictwa, ale i dla całego Śląska.
Dlaczego ?
Do spółki restrukturyzacji kopalń, która w istocie powołana jest do likwidacji kopalń, mają przejść 4 kopalnie, a tak naprawdę 6, gdyż dwie z przeznaczonych do likwidacji - „Bobrek-Centrum” i „Sośnica-Makoszowy” - to tzw. kopalnie dwuruchowe, czyli każda składa się z dwóch zakładów, które kiedyś istniały samodzielne. To w sumie prawie połowa kopalń skupionych w Kompanii Węglowej.
Jakie będą tego skutki społeczne ?
Likwidacja tylu miejsc pracy, a w tych kopalniach pracuje blisko 15 tys. pracowników, w sposób oczywisty będzie miała negatywne skutki społeczne. Nawet przy istnieniu systemu osłon socjalnych ten program może być regionalną katastrofą. Tak naprawdę zlikwidujemy trwale blisko 40 tys. miejsc pracy. To tak, jakbyśmy zlikwidowali jedno duże miasto.
Skąd takie szacunki ?
Każdy ekonomista potwierdzi, że jedno miejsce pracy w górnictwie kreuje trzy miejsca pracy wokół niego. To są firmy usługowe, zakłady zaplecza, ale także małe osiedlowe sklepiki czy bary. Jeżeli kopalni nie będzie, te firmy upadną, a w każdym razie znajdą się w bardzo trudnej sytuacji. Potwierdzają to doświadczenia poprzedniej tzw. restrukturyzacji w latach 1998-2002, która miała sporo przyzwoitych elementów, ale Śląskowi dobrze się nie przysłużyła.
Ale spowodowała, że górnictwo stało się bardziej rentowne.
Polemizowałbym z taką oceną. Mamy bowiem przykłady, że kopalnie, które wówczas były zamykane jako nierentowne, w tej chwili mogą być otwierane przez prywatnych inwestorów, jak np. kop. „Dębieńsko”, czy kop. „Morcinek”. Tamta reforma była zrobiona, w mojej ocenie, pod dyktando Banku Światowego, a także – w jakiejś mierze – z zamiarem likwidacji dużej siły społecznej, która istnieje w górnictwie. Tą siłą są związki zawodowe, które mimo swoich wad mogą spowodować pewne zmiany polityczne. To z pewnością był podtekst i ówczesnej, i obecnej reformy. Jeśli zaś chodzi o negatywne skutki zamykania kopalń, to podam przykład, który znam z własnego doświadczenia. Wywodzę się z kop. „Rymer”, niestety zlikwidowanej. Dzielnica Niedobczyce w Rybniku, która jeszcze 15 lat temu żyła wokół kopalni, teraz stała się dzielnicą nędzy. Można pojechać do Bytomia, gdzie kiedyś funkcjonowały kop. "Miechowice", czy kop. "Rozbark" - zobaczymy to samo. Mimo programów osłonowych oraz zapewnień o reindustrializacji i stworzeniu na tych terenach nowych miejsc pracy. Dlatego i obecną próbę zamykania kopalń oceniam źle. Nie jestem przeciwnikiem zmian. Można skorzystać z modelu niemieckiego, gdzie górnictwo reformuje się od 50 lat. U nas, za znacznie mniejsze pieniądze, w biedniejszym kraju, chce się to robić szybciej.
Jednak górnictwo, a szczególnie Kompania Węglowa jest w tej chwili wysoce deficytowa, co po części jest wynikiem nieudolnego zarządzania, ale także warunków obiektywnych, dekoniunktury w górnictwie oraz braku woli zmian w odpowiednim czasie. Nie zmienia to faktu, że nie ma sensu utrzymywania w ruchu kopalń, które są trwale nierentowne.
Nie zgadzam się z pojęciem, że kopalnie są trwale nierentowne. Kopalnię „Silesia” uznano kiedyś za trwale nierentowną. Znalazł się jednak inwestor i jest to dzisiaj kopalnia przyzwoita, aczkolwiek w okresie dekoniunktury też nie zamknęła ostatniego roku zyskiem. 10 lat temu na liście kopalń do zamknięcia pojawiła się kop. „Chwałowice”, która przez ostatnią dekadę była jedną z najlepszych kopalń Kompanii Węglowej i przez ostatnie 9 lat przynosiła średnio ok. 30 mln. zł zysku rocznie. Gdyby kopalnie nie były obciążone tak drastycznym fiskalizmem, pewnie nie byłyby w tak dramatycznej sytuacji. W ostatniej dekadzie górnictwo było dojną krową dla polityków z różnych partii. Obojętnie, kto by górnictwem nie zarządzał, partia polityczna potrzebowała go dla upchnięcia tam swoich ludzi, rzadko kiedy kompetentnych. Pojawiali się w okresie funkcjonowania Kompanii Węglowej fachowcy, ale jeśli nie byli spolegliwi wobec liderów politycznych, to się ich pozbywano. To jest jedna z głównych przyczyn, dla których górnictwo wygląda tak, jak wygląda. Jeśli zostawiło się w Kompanii Węglowej 60 tys. ludzi, a z wydobycia, które wynosiło 40 mln ton rocznie, zeszło się na około 30 mln ton i nie można było uzyskać produkcji tego najlepszego węgla, ale robiło się produkcję na tym węglu słabszym, to trudno się dziwić, że kondycja Kompanii dzisiaj jest taka kiepska. Nawiązując do barbórkowej homilii metropolity górnośląskiego, chciałbym powiedzieć, że zgadzam się ze stwierdzeniem, że w górnictwie nigdy już nie będzie, jak było, ale chcę też wyraźnie podkreślić, że nie możemy dopuścić, by doszło do powtórki błędów, które zostały popełnione podczas tzw. działań restrukturyzacyjnych na Śląsku w latach 90.; błędów, które przyniosły opłakane skutki.
***
Wszystko na temat sytuacji w górnictwie po przyjęciu rządowego planu restrukturyzacji w specjalnym serwisie Gościa i Radia eM.
redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07