O królestwie Boga na gruzach historii, cichej procesji i „środkach natychmiastowych” oraz o ciepłych wodach Laodycei z bp. Grzegorzem Rysiem rozmawia Jacek Dziedzina
Jacek Dziedzina: Trzecia wojna światowa w powietrzu, kalifat Państwa Islamskiego za rogiem, ostry spór w Kościele po synodzie o rodzinie… a my sobie o królestwie Bożym rozmawiamy. Czy w czasach bojowej mobilizacji zajmowanie się tak „oderwaną” od rzeczywistości sprawą jest wyrazem ekstrawagancji?
Bp Grzegorz Ryś: Rzeczywistość ma wiele poziomów. I nie są to poziomy alternatywne. One przenikają się nawzajem, składają na pewną całość. I niedobrze by było żyć tylko na jednym z tych poziomów. Spójrzmy na Apokalipsę – św. Jan pisał ją w sytuacji straszliwego prześladowania chrześcijan. Dostrzegał jednak także poziom, który jest równie rzeczywisty, choć niekoniecznie postrzegalny ludzkim okiem: że ostatecznie tym, który trzyma rzeczywistość w rękach, jest Pan Bóg, i to On jest tym, który nas przeprowadza także przez doświadczenie krzyża, śmierci i prześladowania. I że nas w ten sposób zbawia. U Jana zawsze tak jest: śmierć Jezusa przedstawia on jako moment wywyższenia. Śmierć Jezusa jest momentem ponownych narodzin całej ludzkości.
Jezus jest nowym Adamem, Maryja jest nową Ewą, rodzi się nowa ludzkość. Trzeba mieć bardzo przenikliwy wzrok, żeby za brutalną sceną śmierci Jezusa widzieć ostatecznie kołyskę nowej ludzkości. Zwróćmy uwagę, że najwięcej komentarzy do Apokalipsy powstało w okolicach 1000 roku. To jest uderzające, bo Europa przed rokiem 1000 była jedną wielką stertą gruzów i polem nieustannego pasma wojen. I wtedy ludzie czytali Apokalipsę, szukając źródła nadziei i chcąc mieć pewność, że to zło, które dominuje w tej dostrzegalnej warstwie życia, nie jest wszechpotężne.
To, co widzimy dokoła siebie, nie przypomina królestwa Bożego. A Ewangelia mówi, że ono już przyszło.
Tak, bo trzeba patrzeć tam, gdzie ono jest.
A gdzie jest?
Powinno się patrzeć w siebie. Jezus mówi: Królestwo Boże w was jest. Potem trzeba patrzeć w Kościół, bo to „w was” trzeba też tłumaczyć jako „wśród was”. Wśród uczniów. To jest ta myśl, z której poczuliśmy się nieco zwolnieni albo nie dość wybrzmiała ona w naszych głowach: że królestwem Boga na ziemi jest wspólnota Kościoła. Trzeba by patrzeć w Kościół i pytać się, na ile jako uczniowie Jezusa, wspólnota, która rządzi się innymi prawami niż cały doczesny świat polityczny, gospodarczy, odzwierciedlamy królestwo Boga. Świat gospodarczy może żyć prawami rynku, a uczniowie powinni żyć radą ubóstwa, wyczuciem wartości jałmużny.
Tyle że uczniowie żyją też w tym świecie: gospodarczym, politycznym, społecznym.
Ale chodzi najpierw o to, jacy jesteśmy w stosunku do siebie w Kościele, na ile mamy świadomość, że Kościół jest często odwrotnością tego porządku, który uchodzi za oczywisty. To jest ten moment, w którym Jezus mówi: „Nie tak będzie między wami”. Dodatkowo chodzi o otwartość Kościoła w stosunku do każdego. Nie można sobie stworzyć chrześcijańskiej izolatki.
Albo zamkniętego pałacu królewskiego…
Tak, nie mamy być sektą, która funkcjonuje, mając w nosie wszystkie prawa dokoła. Takich przykładów nie brakuje, ale to nie jest Kościół. Kościół jest wspólnotą, która wychodzi na spotkanie z człowiekiem. Ale wychodzi także dlatego, że to, co mamy do zaproponowania, jest odwrotnością porządku przyjętego jako oczywisty na świecie.
Skoro królestwo Boga jest tu i teraz, to jak zmieni się wraz z ponownym przyjściem Chrystusa? Czy mamy się cieszyć już z tego „tu i teraz”, czy jeszcze czekać na lepszy model?
Mamy się cieszyć i nawracać jednocześnie. To połączenie jest bardzo twórcze: już i jeszcze. JUŻ nam jest dane i JESZCZE nie przeżywamy go w pełni. Pełnia objawienia jest w Jezusie Chrystusie, to znaczy wszystko, co Pan Bóg chciał dać człowiekowi, już mu dał w sposób pełny. Natomiast to we mnie jest opór, nie jestem jeszcze w stanie tej pełni przyjąć. Dlatego czas do paruzji jest czasem mojego otwierania się na tę pełnię darów Bożych, jaka przyszła w Jezusie. Ona już przyszła, ale jeszcze nie jest całkiem przeze mnie przyjęta. Dlatego mam dany czas, kairos – czas zbawczy – dany mi po to, żeby mnie otwierać na królestwo coraz bardziej i bardziej.