List otwarty w formie petycji do władz państwowych przeciw przekazywaniu opuszczonych kościołów muzułmanom wywołał we Francji ożywioną polemikę polityczną.
Zacznijmy od przykładu. Vierzon to 30-tysięczne miasteczko w środkowej Francji. W latach 50. ubiegłego wieku wybudowano tam i wyświęcono kościół św. Eligiusza, własność diecezji Bourges. Dwa lata temu diecezja przeżywająca trudności finansowe postanowiła sprzedać budynek, zważywszy, że do miejscowej parafii należy jeszcze pięć innych kościołów, a ten od lat pozostawał pusty. Jak to nierzadko bywa w takich przypadkach, w miasteczku pojawili się przedstawiciele spółki Sogofim, firmy handlu nieruchomościami należącej do największej w kraju loży masońskiej Wielkiego Wschodu Francji. Część radnych Vierzon należy do masonerii – plan był taki, że merostwo, korzystając z prawa pierwokupu, przejmie kościół, by go następnie sprzedać spółce Sogofim.
Zainteresowanie kościołem wyraziło też lokalne stowarzyszenie muzułmańskie. Diecezja postanowiła w końcu sprzedać go Bractwu św. Eligiusza, świeckiej organizacji charytatywnej, która poprosiła o pół roku zwłoki w celu zebrania funduszy. Problem pojawił się, gdy Bractwo w swoich wezwaniach o datki zaczęło posługiwać się językiem uznanym za prowokacyjny: „NIE dla meczetu w kościele!”. Mer Vierzon, członek Francuskiej Partii Komunistycznej, „w imię pokoju społecznego” oddalił wtedy zamiary wszystkich chętnych – skorzystał z prawa pierwokupu, przeznaczając budynek na miejską salę zebrań i świetlicę. Proboszcz parafii Alain Krauth przyjął to rozwiązanie z ulgą, sądząc, że Bractwo „dolewało oliwy do ognia”, doprowadzając do niepotrzebnych napięć. Podobny zarzut pojawił się po publikacji apelu „Odczep się od mego kościoła”, podpisanego m.in. przez byłego prezydenta i przyszłego kandydata na to stanowisko Nicolasa Sarkozy’ego.
Delikatna sprawa
Apel, ogłoszony 9 lipca w prestiżowym prawicowym piśmie „Valeurs Actuelles”, był odpowiedzią na burzę wywołaną w połowie czerwca przez wypowiedź rektora Wielkiego Meczetu Paryża Dalila Boubakeura, przewodniczącego Francuskiej Rady Kultu Muzułmańskiego. Dziennikarz Radia Europe 1 wypytywał Boubakeura o sugestię z jego ostatniej książki, by na brak domów modlitwy zaradzić przejmowaniem opuszczonych kościołów. „To delikatna sprawa, ale dlaczego nie?” – odpowiedział muzułmanin i podał przykład sióstr zakonnych z Clermont-Ferrand, które udostępniły jego współwyznawcom kaplicę Dobrego Pasterza na ponad 30 lat, dopóki miejscowi muzułmanie nie wybudowali meczetu.
„Mamy tego samego Boga, podobne braterskie rytuały… chrześcijanie i muzułmanie mogą dobrze współżyć” – argumentował Boubakeur, który jest raczej lepszym politykiem niż teologiem. Szybko z tych słów się wycofał, zapewniając, że „nie ma z naszej strony żadnego projektu ani woli, by przejmować katolickie kościoły”, ale jego radiowa wypowiedź odbiła się echem w całej Europie, interpretowana z reguły jako „wypuszczenie balonu próbnego” albo niezręczność. Wielki Meczet Paryża jest właściwie średnim budynkiem, nie jest wyższy niż otaczające go domy, spełnia jednak ważną rolę symboliczną: został wybudowany przez miasto w 1926 r. w hołdzie 70 tys. żołnierzy wyznania muzułmańskiego, którzy zginęli w obronie Francji podczas I wojny światowej.
Dalil Boubakeur, który mu przewodzi, należy do większościowego nurtu islamu umiarkowanego, łagodnego teologicznie, ale jego ogłoszony tej wiosny zamiar „podwojenia liczby meczetów w ciągu dwóch lat”, choć nierealistyczny, został na ogół przyjęty z niechęcią. Zamachy radykalnych islamistów z pierwszej połowy roku zaostrzyły społeczną atmosferę. Według francuskiego ministerstwa spraw wewnętrznych, ok. 3 tys. muzułmanów (na ponad 4 mln) to „potencjalni terroryści” należący do sekt zbliżonych do wahabickiego saudyjskiego sunnizmu, królującego dziś w Państwie Islamskim. Do tego dochodzi modna w niektórych środowiskach prawicowych teoria „wielkiej zamiany”, według której francuska kultura zachodnia zostanie stopniowo zastąpiona przez kulturę islamską. Te obawy stanowią tło debaty wokół apelu podpisanego przez Sarkozy’ego i prawicowych intelektualistów związanych z jego partią.
Liczniejsi od dżihadystów
„Kościół nie jest meczetem. Twierdzenie, że »rytuały są takie same«, wskazuje na skandaliczne zaprzeczanie rzeczywistości. Każdy Francuz – wierzący, agnostyk czy ateista – wie z najpewniejszego źródła – swego serca, co znaczą dziesiątki tysięcy dzwonnic zasianych w naszej ziemi przez pobożność naszych przodków: pamięć naszego kraju”. Autorzy listu apelują do władz publicznych o „poszanowanie tego patriotyzmu”, gdyż w przeciwnym razie „pokój obywatelski” będzie zagrożony. Nieco obcesowy tytuł apelu od razu wzbudził kontrowersje, bo jest trawestacją bardzo znanego we Francji młodzieżowego hasła organizacji antyrasistowskich: „Odczep się od mego kumpla”. Paradoksalnie wiele osób z trzydziestki sygnatariuszy to praktykujący żydzi i tylko jeden ksiądz katolicki.