„Rok później. Morderca wciąż na wolności” – napisał tygodnik „Charlie Hebdo” w rocznicę zamachu na jego redakcję. Tym mordercą, według francuskich satyryków, jest Bóg chrześcijan. Na absurdalne i obrazoburcze oskarżenie mocno zareagował watykański dziennik „L’Osservatore Romano”. A Kościół we Francji odciął się od „polemik”...
Dlaczego milczą?
Wydanie „Charlie Hebdo” z wizerunkiem Boga „mordercy” ukazało się we francuskich kioskach w nakładzie miliona egzemplarzy. Jak donosi dziennik „Le Monde”, prawie 100 tysięcy z nich trafiło za granicę, a szczególnie do Niemiec, gdzie zdaniem gazety „jest ogromne zapotrzebowanie na lekturę »Charlie«”. Podobnie jak przed rokiem pierwsze wydanie po zamachu (które rozeszło się w 7,5 mln egzemplarzy!), tak teraz to obecne było rozchwytywane w kraju Napoleona.
Obrazoburcza okładka sprowokowała do reakcji w zasadzie tylko francuskich muzułmanów. W krótkim oświadczeniu rady ds. kultu islamu we Francji wyznawcy Mahometa potępili obrażanie Boga „z chrześcijańskimi atrybutami”. I to jedyny protest, jaki wybrzmiał nad Sekwaną, jedyny głos w obronie Boga.
Niestety, również żadna z francuskich redakcji, nawet katolickich, nie potępiła okładki „Charlie”. Gazety takie jak „Le Monde” czy „Le Figaro” opublikowały czysto informacyjne teksty i depesze, które bardziej zachęciły do kupna „Charlie” niż do jego negacji. Nikogo z piszących nie zastanowił nawet absurd, do jakiego posunęła się satyryczna, czy raczej obrazoburcza gazeta. Bo czy to chrześcijanie wymordowali część zespołu redakcyjnego przed rokiem? Zdumiewający jest fakt, że o bluźnierstwie „Charlie” nie zająknął się dziennik katolicki „La Croix”. O sprawie napisał niejako „pod spodem” – krótki tekst schowany był na głównej stronie internetowej. W papierowym wydaniu pojawiła się tylko krótka notatka. Za to uczczeniu pamięci zamordowanych satyryków w rocznicę ich śmierci katolicka gazeta poświęciła całe dossier pod szyldem „Je suis Charlie” (Jestem Charlie). Przypomniała przy okazji kilkumilionowy marsz Francuzów ulicami Paryża z przywódcami państwa na czele. „La Croix” jest dumny z „narodowej solidarności i odwagi”.
Gdzie podziali się katolicy we Francji? Trudno mi wyobrazić sobie, że chrześcijanie w jakimś miejscu świata posuną się do takiej obojętności. Że nie mają odwagi stanąć w obronie swojego Boga. W tym kontekście tym trudniej jeszcze przyjąć reakcję biskupów francuskiego Kościoła. Tylko na Twitterze (!!!) lakonicznie odnieśli się do bluźnierstwa „Charlie”. Napisali: nie będziemy polemizować z taką retoryką, bo czy to byłaby polemika, której Francja obecnie potrzebuje? Widać, że właśnie chyba potrzebuje, i to bardzo. Na pewno przykładu i reakcji zdecydowanej. Nie słów przemocy – to jasne. Ale słów wyrazistych, mowy obrony Boga. Wysłałam pytanie do Episkopatu Francji o powody milczenia. I w odpowiedzi dostałam... milczenie. Zwykle szybko reagują. Nie tym razem. Nic tak nie podoba się Jezusowi jak ludzka pokora i skromność. Mówi o nadstawianiu policzka. Ale też nic tak nie irytuje Go jak obojętność, letniość i tchórzostwo. „Wasza mowa ma być tak, tak, nie, nie!”.
Na Twitterze odezwał się jeden francuski ksiądz. Ksiądz Pierre-Hervé Grosjean, młodziutki kapłan znany z zaangażowania w marsz „Manif pour tous” w obronie rodziny i z tego, że ostentacyjnie chodzi po ulicach francuskich miast w sutannie i pojawia się w niej w telewizji, napisał: „Od żłóbka po sam krzyż nasz Bóg jest bezbronny. I pozwala się karykaturować i pluć sobie w twarz, nie ustając w miłości”.