107,6 FM

Zaufanie

Kwiecień ma się już ku końcowi. Przed nami maj ze swoim początkiem nasyconym państwowo – kościelną świątecznością, a co za tym idzie nie tylko długim, a w tym roku wręcz bardzo długim majowym weekendem, jak zwykliśmy nazywać taką kumulację dni wolnych od pracy.

W tym dzisiejszym felietonie, przywołam na początek minioną niedzielę z jej odwołaniem się do Dobrego Pasterza, jako ideału i wzoru. W ikonografii chrześcijańskiej jest to jedno z najwcześniejszych przedstawień Jezusa. W katakumbach św. Kaliksta, tym najstarszym publicznym cmentarzu chrześcijańskim w Rzymie możemy zobaczyć pierwszy chyba, bo datowany na ok. 250 rok naszej ery, wizerunek Chrystusa, jako dobrego pasterza właśnie, który niesie na swoich barkach zagubioną owcę.

Opisując cechy tego dobrego pasterza św. Łukasz zanotował takie zadanie: Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubił jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją znajdzie?” To brzmi jak oczekiwanie, więcej - wymaganie stawiane dobremu pasterzowi.

Nie sposób nie odnieść wrażenia, przekonania wręcz, że jest to wymaganie zupełnie nie współczesne, nie na dzisiejsze czasy. Takie postępowanie jest po prostu nie ekonomiczne, nie opłacalne, zbyt ryzykowne. Stosowanie takich proporcji jeden do dziewięćdziesięciu dziewięciu uznane by zostało za działanie na szkodę. Kto by dziś podejmował wysiłek szukania jednej, mając jeszcze w zapasie, w tle dziewięćdziesiąt dziewięć. To przecież zbędny, nieracjonalny nakład sił i środków. Kto by dziś podejmował aż tak daleko idące ryzyko nieopłacalności szukania tylko tej jednej. Każdy specjalista od zarządzania ryzykiem, a tacy już też są, odradzałaby szukania jednej za cenę opuszczenia 99.   

Dziś przecież panuje logika wszech opłacalności. Wszystko musi się opłacać, bilansować, przynosić zysk, różnymi zresztą miarami mierzony. Może to być miara pieniężna, ale równie dobrze może to być miara popularności, czy sondażowego poparcia.

Kogoś jednak trzeba sobie obrać za lidera, pasterza, przewodnika, na kim można się w życiu oprzeć, komu można by zaufać. Każdy z nas na kimś jest oparty i na każdym z nas ktoś innym się opiera. Niektórzy opierają się tylko na sobie, inni na rodzicach, matce czy ojcu, inni na rówieśnikach, jeszcze inni na ludziach znanych z telewizji, celebrytach, a jeszcze inni na liderach społecznościowych portali.

Nie wiem, czy mają Państwo takie samo wrażenie jak ja, ale mnie się zdaje, że kandydatów na naszych liderów i pasterzy jest bez liku. Chętnych by nam przewodzić, pasterzować, by nas prowadzić jest aż nadto. Robią wszystko byśmy ich posłuchali i za nimi poszli. Wszyscy chcą prowadzić i przewodzić, a mało kto chce być prowadzonym.    

Warto jednak dobrze się zastanowić się, na kim to chcę się oprzeć w życiu. Czy jest to ktoś życiowo mądry? Co już pokazał coś swoim życiem ten, na kim się opieram? Czy tylko mówi i obiecuje. Logika dzisiejszych kandydatów do pasterzowania oparta jest przede wszystkim na obiecywaniu, a miarą, sprawdzianem dobrego pasterza jest odwaga na decyzję ekonomicznie, wizerunkowo i popularnościowo nieopłacalną.

Ci dziś oferujący nam siebie, jako naszych liderów i pasterzy mają zwykle usta pełne słów, okrągłych zdań, obietnic, które zresztą sami chcemy słyszeć i które łechcą nasze uszy. A ten wzorcowy pasterz nie kalkuluje, nie opowiada, jaka to trudna decyzja przed nim, ile to ryzyka musi podjąć, tylko je podejmuje, bo w grę wchodzi dobro, bezpieczeństwo i to nic, że tylko pojedyncze. 

Nie wiem czemu, ale im bardziej przyglądam się tym dzisiejszym naszym pasterzom i liderom i tym tak bardzo chcącym nimi być staje mi przed oczami najemnik - przeciwieństwo pasterza. Może dlatego, że jego ambicją jest przede wszystko osobisty sukces, a to przecież jest dziś najważniejsze, bo po tym mierzy się czyjeś znaczenie. Może dlatego, że dla niego najważniejszy jest własnych interes, a dziś to też jest przecież najcenniejsze. Może też dlatego, że swoje pasterzowanie traktuje przede wszystkim, jako obowiązek, powinność, a nie jak służbę czy powołanie. Może dlatego, że kieruje nim przede wszystkim chłodna kalkulacja opłacalności niż empatia i współczucie. A jeśli tak, to w trudnej sytuacji z całą pewnością najpierw zadba o siebie, nawet dezerterując niż o dobro powierzonych mu w pasterzowanie i będzie to w zgodzie z obowiązującą dziś zasadą pierwszeństwa myślenia i dbania o siebie.   

Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że w naszych dzisiejszych liderach na różnych odcinkach i poziomach zresztą, więcej jest z najemnika niż z dobrego pasterza, więcej z logiki wynajęcia niż powołania. Może to dlatego coraz trudniej przychodzi nam rozpoznać i powiedzieć o kimś: to jest ktoś, uznać za osobowość. Bo to nie urząd czy funkcja czynią kogoś kimś, osobowością, a sposób jej sprawowania, ile w nim z pasterza, a ile z najemnika. Jasne, żebyśmy chcieli, żeby nasi liderzy byli bardziej pasterzami niż najemnikami, ale to wymaganie trzeba także postawić sobie. Bądźmy wobec siebie i dla siebie bardziej pasterzami niż najemnikami. 

 

 

 

 

           

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama