107,6 FM

Po co światu mnich?

O życiu za murem o. Michał Zioło OCSO mówił w auli o. Jacka Woronieckiego w dominikańskim klasztorze na Służewie.

Nakładem dominikańskiego wydawnictwa "W drodze” ukazała się książka "Po co światu mnich?” - wywiad z o. Michałem Ziołem OCSO, mnichem należącym do Zakonu Cystersów Ściślejszej Obserwancji - zgromadzenia o najbardziej surowej regule.

Jej autorzy początkowo chcieli przybliżyć historię zamordowanych przez muzułmanów w 1996 r. trapistów z algierskiego klasztoru w Tibhirinie, którzy już 8 grudnia mają być wyniesieni na ołtarze.

- Potem zrodziła się myśl, żeby pokazać dlaczego ludzie żyją tak radykalnie i jaki jest w tym sens. I tak się zrodziła ta książka - powiedział o. Roman Bielecki OP, współautor.

W Warszawie zaplanowane były dwa spotkania autorskie: w klasztorze u dominikanów na Służewie i w Empiku.

O. Michał Zioło od 23 lat jest trapistą. Wcześniej, jako dominikanin, w latach 90-tych prowadził w Gdańsku kuchnię dla ubogich, audycję w radio, w telewizji, duszpasterstwo akademickie, wydawał gazetę. Dorobił się kilkunastu książkowych publikacji.

Teraz codziennie wstaje o 3.15 i modli się, obowiązuje go milczenie, prowadzi proste mnisie życie w klasztorze w opactwie Notre-Dame d’Aiguebelle we Francji.

Podczas spotkania autorskiego wyjaśnił, że w klasztorze nie ma "żadnej wielkiej mistyki", duchowe życie polega przede wszystkim na zachowywaniu Dekalogu.

- Trzeba się pojednać z bratem, zachować umiarkowanie w jedzeniu i piciu i być miłosiernym. Nowicjusze, gdy to słyszą są przerażeni, bo myślą, że Dekalog mnicha nie dotyczy, bo w ich mniemaniu jest on już na wyższym poziomie - mówił. I dodał: - Tymczasem św. Benedykt mówi, że dobra budowla musi mieć dobre fundamenty, czyli podstawy etyczne.

Zachęcał, by zamiast "szybować”, w życiu duchowym wrócić do postaw, czyli do rachunku sumienia. Zwrócił także uwagę, że poprzez konfrontację z drugą osobą - zarówno ze współbratem czy członkami rodziny, Bóg mówi "sprawdzam”.

- W klasztorze jesteśmy nie po to, by promieniować swoją świętością, ale żeby znaleźć się w szkole życia duchowego. Św. Benedykt nazywa klasztor szkołą, z której nigdy się nie wychodzi. Mnich to jest nowicjusz, który nigdy nie złoży ślubów czasowych - mówił trapista.

Dodał, że w klasztorze mnisi pracują nas swoimi wadami i słabościami - nie raz przez całe życie.

Wyjaśnił, że surowa reguła nie jest powodem do chluby, ale po to, by mnisi "czuli ból wszystkiego, co w nich jest słabe”. - Bardzo szybko zapominamy, że jesteśmy zależni od Boga. Po to jest właśnie taka reguła - dodał.

Przestrzegał przed "mięśniową” koncepcją życia duchowego, gdyż "dawanie sobie w kość” prowadzi do depresji, bo człowiek nie jest w stanie zachować wszystkich praw.

- Reguła nie jest po to, żeby ją zachowywać, ale żeby ukazała nam naszą niemoc, i żeby nas pchnęła na tory tego, co naszywa się miłosierdziem Bożym i miłością. Nie faryzeizm 100-procentowy, ale ukazanie Bogu swojej słabości i prośba. I wtedy spływa na człowieka - jeśli jest na tyle pokorny - święty heroizm - powiedział.

W ocenie mnicha do depresji może doprowadzić druga skrajność: "wszystko jest dozwolone”. W związku z tym trapista odradzał modlitwę w łóżku na zasadzie "pa pa Boziu”, bo - choć Bóg jest wszędzie - jest osobą i należy się jej szacunek.

- Nam się często wydaje, że doświadczamy Boga, ale to niej jest Pan Bóg - to jest to lepsze "ja”, które odbija się w tej chmurze kontemplacji i dochodzi do tego, że zaczynam kochać Chrystusa, którego sobie przykleiłem na własną miarę. Dlatego Bóg nas sprowadza na ziemię i proponuje Chrystusa, którego on posłała na świat - powiedział trapista.

W życiu duchowym przestrzegał przed dawaniem pobożnych rad, w których często jest ukryta pycha.

Mnich wyjaśnił, że życie za murem nie tylko składa się z surowych zasad, ale są także "małe upodobania, przyzwyczajenia i niewinne rytuały”, które nie mają nic wspólnego z wielkimi ideami, ale są "ogromnie pozytywne duchowo”. Sam w wolnej chwili czyta historię floty polskiej, skleja samoloty i sprawdza mapy morskie.

- Łuk nie może być napięty cały czas, bo traci swoją moc. Trzeba dać mu wypoczynek. My często mamy napiętą świadomość, wszędzie szukamy Pana Boga, kolejnego cytatu, analizy, lectio, bo wtedy wydaje się nam, że Bóg w nas żyje. To jest czysty duchowy aktywizm. Kolejne rekolekcje, kolejne kazanie, jesteśmy cały czas napięci, to jest zgiełk. Tradycja Kościoła zna jedną bardzo ważną wadę, a jest nią obżarstwo duchowe - powiedział.

Radził, by w życiu duchowym także zajmować się tym, co lubimy, bo to jest nasz "wentyl bezpieczeństwa".

W spotkaniu na Służewie wzięło udział kilkadziesiąt osób.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama