107,6 FM

Ruchomy chodnik duszy

Końcówka starego roku, to zazwyczaj czas rozmaitych podsumowań i sporów. Ekonomiczny progres czy regres? Konstytucja łamana, czy przestrzegana?

W sklepach drożej, czy taniej? To wszystko niewątpliwie ważne i warte uwagi, jednak – dziś – nie dla mnie. Dziś stawiam sobie pytanie o to, co w moim przekonaniu bardziej fundamentalne i bardziej osobiste zarazem – o duchowy bilans tego roku. I zachęcam każdego, aby uczynił to samo.

Nie, nie chodzi mi wcale o jakiś duchowy ekshibicjonizm na łamach lub radiowych falach popełniany. Chodzi mi o pewną prowokację do kontaktu z zakamarkami własnego wnętrza, w nim bowiem wydarza się zasadniczo nasze życie duchowe z wszystkimi jego sukcesami i porażkami. A jeśli życie duchowe, to co? No właśnie. W tradycji chrześcijańskiej życie duchowe to pewien styl relacji z Bogiem – bądź czysto powierzchownej, nierefleksyjnej, schematycznej, bądź głębokiej, intymnej, osobistej. Obie postacie tej relacji są niczym dwa bieguny życia duchowego. Właśnie między nimi oscyluje nasz sposób przeżywania wiary. W czym się wyraża? Zazwyczaj w pewnej metodzie. Nie da się jej uniknąć, ponieważ jesteśmy ludźmi, a ludzkie działania tym się charakteryzują, że oparte są na metodzie. Mamy więc wiele metod, na różne okazje. Metodę mycia zębów, przygotowywania posiłków, pracy, nauki, odpoczynku, nawet spania na jednym lub drugim boku – wedle osobistych upodobań. A metoda życia duchowego? Czy taką mamy? Powinniśmy mieć – inaczej w naszym sposobie przeżywania wiary zapanuje poważny chaos. Oczywiście, nie chodzi o to, aby wszystko ubrać w schematy. Elementem metody jest też spontaniczność – przestrzeń naszego sam na sam z Bogiem, w którym obowiązuje „freestyle”, czas bez reguł, modlitewnych formuł, czas nieskrępowanej dowolności. W tym jednak nie może wyrażać się wszystko. Przykład daje nam sam Jezus – On, który był cały modlitwą i cały zanurzeniem w Ojcu, regularnie wstawał, gdy uczniowie jeszcze spali i wychodził osobno, na pustkowie, aby się modlić. Miał swój wyjątkowy, szczególny czas, który poświęcał tylko Bogu Ojcu. Czy ja mam taki? Jak wygląda? Jak się zmienił, rozwinął w ciągu tego roku? A może zagubił się i skurczył do rozmiarów wręcz niezauważalnych? Zazwyczaj, w praktyce, nasz czas poświęcany Bogu dzieli się i specyfikuje wedle podejmowanych przez nas form modlitwy. Są w nich te mniej ważne i te ważniejsze; praktykowane cały rok i okresowe – wedle pory roku, miesiąca lub liturgicznego kalendarza. Są wreszcie i takie, które w szczególny sposób zaleca Kościół – regularna Eucharystia (nie tylko niedzielna), lektura i rozważanie Pisma Świętego, duchowe rozmyślanie (tak zwana chrześcijańska medytacja), Liturgia Godzin, różaniec, adoracja. To tylko niektóre z nich. Czy w tym roku były obecne w moim życiu duchowym? Jak często, w jakim rytmie? Które z nich są dla mnie najważniejsze? Jak na przestrzeni ostatnich lat zmieniał się mój sposób ich przeżywania? Ależ – zapyta ktoś – po co te wszystkie pytania? Przecież dobrze jest tak, jak jest. Od lat mam swe własne, wydeptane ścieżki do Pana Boga. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale w końcu każdy orze jak może. Po co więc cokolwiek zmieniać? Sęk w tym, że w takiej narracji kryje się pewien zwodniczy pozór. Pozór stabilności. Tymczasem w rzeczywistości nasze życie duchowe przypomina trochę wędrówkę po ruchomym chodniku, który zmierza w przeciwnym niż my kierunku. Jeśli stoimy w miejscu, to się cofamy. Jeśli drobimy małymi kroczkami, nasz ruch jest pozorny – tracimy energię, pozostając ciągle w tym samym miejscu. Jedyny, prawdziwy postęp w życiu duchowym dokonuje się wtedy, gdy wyrywając się z marazmu i stagnacji, z odwagą robimy zdecydowany krok do przodu. Jeśli więc do czegokolwiek mają służyć nam duchowe bilanse u progu nowego roku, to właśnie do tego – aby z mocą ruszyć przed siebie. W końcu chrześcijaństwo jest zbyt fascynujące, aby tracić czas i energię na jego niezaangażowaną wersję pod nazwą „duchowa bylejakość”.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama