107,6 FM

Społeczeństwo jednookich?

Po gdańskiej tragedii wszyscy w Polsce chcą dobra, takie przynajmniej można odnieść wrażenie. Czytam na fejsbuku „Trzeba skończyć z nienawiścią! Trzeba skończyć z nienawistnym językiem!!!!!!!!!!

Trzeba skończyć z pogardą!!!!!”. Więc jak będzie - skończy się z nienawiścią, pogardą, nienawistnym językiem? Chciałbym, naprawdę chciałbym być w tej kwestii optymistą, ale samo chciejstwo nie wystarczy. Przyjmuję więc, że wyjdzie pewnie jak zwykle. Czyli, że wzmożenie moralne, to naprawdę szczere wzmożenie moralne znacznej części społeczeństwa, to wyrzekanie się pogardy i nienawiści, niestety nie potrwa długo. Wreszcie przypominam sobie doskonale traumę po śmierci Jana Pawła II, wtedy nawet kibole tradycyjnie wrogich sobie klubów ostentacyjnie się godzili, a przecież już niedługo potem… Po katastrofie smoleńskiej otrzeźwienie społeczeństwa trwało znacznie krócej. Po tragicznej śmierci Pawła Adamowicza schłodzenie złowieszczej politycznej atmosfery, zawieszenie broni w partyjnej wojnie, która trawi Polskę, będzie – zaryzykuję – jeszcze krótsze. Jedna z bardziej znanych powieści portugalskiego noblisty Jose Saramango nosi tytuł „Miasto ślepców”. Cóż, w świecie ślepców jednooki byłby królem, niemniej społeczeństwo jednookich generuje własne, wcale niemałe problemy. A jednookich w naszym kraju jest wielu, bardzo wielu; jednookich – to znaczy takich, którzy w ocenie sytuacji w Polsce widzą tylko jedną stronę medalu, takich, którzy, niekiedy nawet z najlepszą wolą, wytężając wzrok ile się da, widzą tylko źdźbło w oku bliźniego, a w swoim nawet belki nie są w stanie zobaczyć. „Cisza. Dzisiaj potrzebna jest nam cisza. Ale cisza nie może oznaczać milczenia, bo ono jest bliskie obojętności” - mówiła w Bazylice Mariackiej żona zmarłego Pawła Adamowicza, Magdalena. – „Wszyscy musimy zrobić rachunek sumienia. Co robiliśmy, gdy obok działo się zło, niesprawiedliwość, gdy padały złe słowa”. Otóż kluczowe słowo, to w tym przypadku nie tylko „wszyscy”, to także słowo „obok”. No właśnie, co zrobiliśmy „wszyscy” podkreślam „wszyscy”, gdy obok padały „złe słowa”? Obok nas stali przecież zwykle nie tylko ludzie o innych niż my poglądach na świat; obok nas stali także i ci, którzy nasz pogląd na świat, na to, co dzieje się w Polsce, w pełni podzielali. I to także z ich ust padały „złe słowa”. Przymykaliśmy na to oczy? Bo tamci, ONI, i tak byli gorsi, więc trudno tonować wypowiedzi ze złych słów złożone, jeśli takie złe słowa padają w dobrej sprawie? Więc w zasadzie można w takim przypadku całą sprawę zbagatelizować. Nie tak dawno pisał Wojciech Sadurski: „Bawi mnie bardzo to teatralne oburzenie, że wchodzę ostro w zwarcia polemiczne, chociaż jestem profesorem. Czyli oni mogą jeździć po nas jak po łysych kobyłach, bo wyrobili sobie licencje chamów, a my musimy cichutko, grzeczniutko, bo jesteśmy inteligentami. Niedoczekanie wasze!! /…/ jeśli >>Oni<< stosują przeciw nam wszystkie środki, nawet najbardziej brutalne, to nie ma co się boksować z jedną ręką z tyłu. Albo przyjąć ich warunki albo w ogóle w to nie wchodzić”. To sedno sprawy. Czy umiemy zdobyć się na piętnowanie nienawistnego języka, którego używa ktoś kogo poglądy są takie same jak nasze? Używa go wtedy w słusznej sprawie? Czy zatem umiemy przyjąć, iż nie ma „słusznej sprawy”, która posługuje się językiem nienawiści? Inaczej pozostaje nam filozofia Kalego: jak Kali ukraść krowy to tryumf dziejowej sprawiedliwości, jak Kalemu ukraść krowy to czyste złodziejstwo. Dziwimy się? Toczy się wszak w Polsce wojna domowa, wojna - zatem nie powinno dziwić, że dominuje postawa konfrontacyjna – już tylko krok do tego, żeby zaczęła obowiązywać zasada, aby nie brać jeńców, bo reguła, że kto nie z nami, ten przeciwko nam obowiązuje już od dawna. W jakimiś sensie – nic nowego pod słońcem. Ojciec zachodniej historiografii Tukidydes opisując jeden z epizodów wojny peloponeskiej tzn. wojnę domową w Korkirze pisał: „Przywódcy polityczni jednej i drugiej partii posługiwali się pięknymi hasłami, mówili o równouprawnieniu wszystkich obywateli albo o rządach rozumnej arystokracji, ale w rzeczywistości, mówiąc o sprawie ogólnej, walczyli między sobą o swe prywatne interesy”. I dalej - „Wtedy również zmieniano dowolnie znaczenie wielu wyrazów. Nierozumna zuchwałość uznana została za pełną poświęcenia dla przyjaciół odwagę, przezorna wstrzemięźliwość — za szukające pięknego pozoru tchórzostwo, umiar — za ukrytą bojaźliwość, a kto z zasady radził się rozumu, uchodził za człowieka wygodnego i leniwego; bezmyślną zuchwałość uważano za cechę prawdziwego mężczyzny, a jeśli ktoś się nad czymś spokojnie zastanawiał, sądzono, że szuka dogodnego pretekstu, aby się wycofać. Ten, kto się oburzał i gniewał, zawsze znajdował posłuch, ten, kto się mu sprzeciwiał — był podejrzany”. Mógłbym tak Tukidydesa cytować jeszcze długo – szukających rozsądku słuchaczy zachęcam do lektury „Wojny peloponeskiej”. Naprawdę warto.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama