107,6 FM

Czy atom jest niezbędny?

Politycy twierdzą, że bez rozwoju energetyki jądrowej nie da się spełnić wymagań ochrony środowiska. Chcą nam sprzedać drogą technologię. Czy mają rację?

Prąd jest produktem bardziej strategicznym niż dostawy wody czy żywności. Te da się zmagazynować, prądu w większej skali nie. Energetyka jest równocześnie czymś bardzo podatnym na zmiany, trendy, ale niezwykle powoli na nie reaguje. Budowa bloku elektrowni jądrowej trwa kilkanaście lat. Krócej buduje się blok węglowy, jeszcze krócej turbiny gazowe. A tymczasem rynek zmienia się szybciej. Ceny paliw, nowe technologie, zapotrzebowanie – to zmienne, których nie da się przewidzieć. A równocześnie na ich podstawie trzeba podejmować decyzje dotyczące wielomiliardowych inwestycji. Jedną z największych w powojennej historii Polski będzie inwestycja w bloki energetyczne pierwszych polskich siłowni jądrowych. Wydamy na nie ogromne pieniądze, ale czy to się opłaci?

Zarzućmy węgiel

Choć tego, co będzie, nie da się przewidzieć, kilku rzeczy możemy być pewni. W przyszłości na pewno będziemy potrzebowali więcej prądu niż teraz. Ta pewność wynika z dwóch obserwacji. Po pierwsze od lat w Polsce rośnie zapotrzebowanie na energię elektryczną zarówno w przemyśle, jak i u odbiorców prywatnych. Nic nie wskazuje na to, żeby ten trend miał się zmienić. Wszystkie bowiem kraje, których gospodarka się rozwija, mimo stosowania oszczędnych technologii i zwiększania efektywności energetycznej zużywają w przeliczeniu na mieszkańca więcej energii niż my. Rozwój napędzany jest energią elektryczną. Ale w przyszłości produkcja energii z węgla będzie coraz mniej opłacalna. Węgiel jest coraz droższy (łatwe pokłady zostały już wyeksploatowane) i aby utrzymać naszą gospodarkę w ruchu, pozostawiając ją na względnie konkurencyjnym poziomie, musimy surowiec sprowadzać z zagranicy (ze Wschodu). Spalanie węgla jest niekorzystne. I z powodu jego ceny, i z powodu uzależnienia od bardzo ryzykownego politycznie dostawcy. Ponadto wydobycie i spalanie rujnuje środowisko naturalne – powietrze, glebę i wodę. To generuje dodatkowe koszty. Poza tym wydobywanie węgla jest bardzo niebezpieczne. W Polsce w zeszłym roku zginęło ponad 20 górników. A polski węgiel to tylko część tego, który spalamy. Gdyby policzyć wpływ spalania węgla na ludzi, okazałoby się, że przedwczesnych zgonów jest kilka, może kilkanaście tysięcy rocznie. Choroby przewlekłe i właśnie te przedwczesne zgony powodują, że koszty węgla bardzo rosną.

Ale jeżeli nie węgiel, to co? Możliwości są mocno ograniczone. Spalanie ropy zamiast węgla generuje więcej problemów, bo węgiel mamy, a ropę w całości musielibyśmy sprowadzać. Turbiny gazowe mają ogromne zalety: spalanie gazu jest najmniej szkodliwe, a ponadto elektrownię gazową można uruchomić jednym guzikiem, co czyni ją doskonałym źródłem awaryjnej energii (w przypadku elektrowni węglowej to niemożliwe). Gaz ma jednak bardzo dużą wadę – w dużych ilościach musimy go kupować za granicą, a Rosja jest bardzo niepewnym politycznie dostawcą. Gaz w formie skroplonej możemy kupować w wielu miejscach na świecie, ale jego transport może być zawodny. Budowa infrastruktury przesyłowej z innych niż Rosja krajów (czyli ze Skandynawii) dopiero rusza. Opieranie całej energetyki tylko na gazie spowodowałoby, że uzależnienie gospodarki bardzo by wzrosło. Poza tym w dłuższej perspektywie ceny gazu też będą rosły. Co pozostaje?

Zielona energia

Wiatr, woda, słońce i – w niektórych zestawieniach – biomasa wydają się idealną alternatywą dla brudnej energetyki opartej na paliwach kopalnych. W pewnym zakresie tak jest, bo zasilanie w ten sposób niewielkich skupisk ludzkich czy nawet niewielkich firm jest możliwe. Jednak w takim kraju jak Polska oparcie całej energetyki na zielonych źródłach jest niewykonalne. Zielone elektrownie nie mogą być budowane wszędzie, bo nie wszędzie jest to racjonalne. Polska nie jest krajem z dużymi przewyższeniami, stąd budowanie elektrowni wodnych ma ograniczenia. Ponadto ten rodzaj siłowni nie zyskuje akceptacji ekologów. Nie mamy też ogromnych terenów, na których moglibyśmy budować elektrownie solarne. Ponadto musimy pamiętać, że przez sporą część roku na polskim niebie są chmury, a w zimowych miesiącach słońca jest u nas jak na lekarstwo. Wydajność turbin wiatrowych też nie jest zachwycająca – wynosi 20–30 proc. mocy, jaką turbina mogłaby dawać… gdyby cały czas wiało. Zielone źródła powinny być rozwijane, ale trzeba mieć świadomość, że w miksie energetycznym będą one pełniły rolę wspomagającą, uzupełniającą, a nie główną. Co to znaczy wspomagającą? W jakim procencie realnie można liczyć na zielone źródła? Trudno odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. W Niemczech z zielonych źródeł wytwarza się jedną trzecią energii elektrycznej. W to wliczana jest – choć nie powinna, bo jest źródłem emisji CO2 – także biomasa. W Polsce zielonej energii produkujemy 12–14 proc. Przeważająca większość pochodzi jednak z biomasy. Jest mało prawdopodobne, by do 2020 r. udało się uzyskać 15 proc. energii z odnawialnych źródeł. A do tego zobowiązaliśmy się w Unii.

Duży wzrost udziału zielonych źródeł jest możliwy, ale do tego potrzebne są inwestycje. Na przykład w Niemczech wzrost udziału zielonych źródeł nie odbywa się kosztem węgla, tylko kosztem atomu. W efekcie ilość energii produkowanej przez spalanie węgla (kamiennego i brunatnego) u naszych zachodnich sąsiadów nie zmienia się od ponad 10 lat. A to oznacza bardzo wysoką emisję do atmosfery szkodliwych gazów. Dochodzi do potężnego paradoksu. Bo oto mimo osiągających setki miliardów euro nakładów na rozbudowanie zielonych technologii, zanieczyszczenie środowiska nie spada. A ceny prądu w związku z „przechodzeniem na zielone” rosną. Podobny efekt widoczny jest we Francji. Z kolei w Japonii, gdy po wypadku w Fukushimie zamknięto wszystkie elektrownie jądrowe, a prąd zaczęto produkować z węgla, rachunki za energię elektryczną wzrosły o jedną trzecią, a emisja szkodliwych gazów zwiększyła się o 10 proc. w stosunku do 1990 r.

Pozostaje tylko atom

Ten efekt widoczny jest nie tylko w Niemczech. Eksperci zauważają, że wzrost udziału zielonych źródeł bardziej uzależnia od paliw kopalnych. Dzieje się tak dlatego, że zielonymi źródłami zastępuje się atom, a nie węgiel. W efekcie sektor ropy i węgla chętnie angażuje się w promocję zielonych źródeł, wiedząc o tym, że muszą mieć jakieś wsparcie. Tym wsparciem są węgiel, ropa i gaz. I tak na reklamowanie odnawialnych źródeł energii z kieszeni firm węglowych idą setki milionów euro.

Czym zatem uzupełniać zieloną energię? Energetyką konwencjonalną (gaz, ropa, węgiel) czy jądrową? Konwencjonalna rujnuje środowisko i jest szkodliwa dla ludzi. Jądrowa jest stabilna i nie wiąże się z emisją trujących gazów. Co więcej – a prowadzi się na ten temat badania od kilkudziesięciu lat – energetyka jądrowa jest najbezpieczniejszym sposobem produkcji prądu ze wszystkich nam znanych.

Być może ta alternatywa – atom albo zanieczyszczone powietrze – powoduje, że udział energii jądrowej w światowym miksie energetycznym rośnie. W ciągu ostatniego roku wzrósł o 3,3 proc., a tym samym wytwarzanie energii jądrowej powróciło do poziomu sprzed wydarzeń w japońskiej Fukushimie. W Japonii uruchamiane są kolejne reaktory, w Chinach buduje się ich aż siedem. Produkcja rośnie także w USA.

A co z polską elektrownią? Dotychczas (od 2009 r.) na prace badawcze (przygotowawcze) wydano około 200 mln zł. Ministerstwo Energii twierdzi, że choć wciąż w przygotowaniu jest dokładny plan sfinansowania inwestycji, „nieformalna decyzja zapadła”. Do 2043 r. w Polsce ma powstać sześć bloków jądrowych o mocy od 6 do 9 GW. Pierwszy ma się pojawić w 2033 r., potem kolejne co dwa lata. •

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama