Serce sklejone z wad

Serce sklejone z wad

Brak komentarzy: 0

Aleksander Bańka

publikacja 26.04.2019 09:30

Właściwie zawsze uważał, że coś z nim jest nie tak. Choć była jedną z najładniejszych dziewczyn na roku, nie potrafiła spojrzeć w lustro, żeby nie dostrzec w sobie jakiegoś defektu.

Świetnie radził sobie z matmy, a w szkole nie schodził poniżej świadectwa z paskiem, jednak najczęściej myślał o sobie: głupek. Ludzie z wbudowanym przekonaniem o własnej wadliwości. I jeszcze to dręczące, obezwładniające ich uczucie – wstyd.

Chodzą między nami po ulicach i niczym szczególnym się nie wyróżniają – może trochę ostrożnością, pewnym wycofaniem i emanującą z nich czasem nieśmiałością. Ale nie zawsze. Bywa i tak, że radzą sobie w sposób zgoła przeciwny. Niektórzy z nich potrafią zrobić niemal wszystko, żeby odnieść sukces, wywrzeć pożądane wrażenie, przykryć własną niedoskonałość. Wówczas zdolni są nawet do psychicznej przemocy – do poniżania, obrażania i atakowania innych, żeby tylko uprzedzić domniemaną krzywdę i zawczasu odeprzeć spodziewaną napaść. Nic dziwnego, że często niszczą ważne dla siebie relacje i krzywdzą swoich bliskich, poświęcając ich na ołtarzu zapobiegliwego ukrywania własnej wadliwości. Oczywiście, tej domniemanej. W rzeczywistości bowiem zarówno agresywne kompensowanie sobie poczucia własnej niedoskonałości jak i uległe akceptowanie takiego stanu w sobie w rzeczywistości opracowują w nas to samo fałszywe poczucie – że niesiemy w sobie jakiś defekt, uszkodzenie, niemal wrodzoną niedoskonałość. Jakże często trudno nam wówczas uwierzyć, że Bóg jest miłością, stworzył nas z miłości i że zachwyca się nami bardziej nawet niż kochający rodzice zachwycają się swymi dziećmi – także wtedy, gdy są słabe, nieporadne, gdy trzeba podnosić je z upadków. Poczucie własnej beznadziei – nawet jeśli głęboko skrywane – często bywa tak silne, że skutecznie impregnuje nas na przesłanie o Bożej miłości. Nawet chcielibyśmy w to przesłanie uwierzyć, cóż, jeśli sytuacje faktycznie lub potencjalnie dla nas niepewne – w szkole, w pracy, w towarzystwie, na ulicy – gdy tylko złożą się w okoliczności, które mogłyby nas obnażyć w oczach naszych bliźnich, szybko generują obezwładniające poczucie wstydu. Jak wówczas przyjąć to, że Bóg tak na nas nie patrzy, że nie ocenia nas krytycznie i nie świdruje swym wszechmocnym wzrokiem, aby wytknąć nam dręczącą nas wadliwość? Czasami musi minąć sporo czasu, zanim uświadomimy sobie, że egzystujemy w kleszczach fałszu i że zalewające nas fale wstydu nie komunikują nam prawdy o nas. A co nam komunikują? Zazwyczaj, pośrednio schemat, w który nas wpędzono. Jak często, jako dziecko, słyszałeś, że jesteś w rodzinie czarną owcą, że przynosisz tylko wstyd i rozczarowanie, że kompromitujesz siebie i innych swoją głupotą, nieudacznictwem, brzydotą? Te komunikaty, które niejednokrotnie miały nas zmotywować, postawić do pionu, usprawnić do działania, aktywności, sukcesu, w rzeczywistości odnosiły zazwyczaj skutek przeciwny. Zamiast sprawczości i werwy utrwalały przewrażliwienie na punkcie własnej słabości i przeświadczenie, że coś z nami jest nie tak. Co z tego zostało? Niejednokrotnie przedziwna ambiwalencja. Z jednej strony trudność w przyjmowaniu komplementów oraz pochwał i niepewność w relacjach z tymi, których uważamy za lepszych od siebie, a z drugiej – skłonność do zazdrości, do porównywania się z innymi, a także ukryte pragnienie zwyciężania, stawiania na swoim. Trudno więc dziwić się, że bliskość Boga, który nieustannie wysyła nam miłosne komunikaty i nigdy nie stymuluje nas do lękowej rywalizacji, będzie tak obca naszym przeżyciom. A jednak to właśnie Jego bezpieczna, akceptujące obecność może stopniowo oswajać nasze sklejone z wad serce. Faktycznie bowiem jest ono takie wyłącznie w naszym subiektywnym przeżyciu. Przesłanie o Bożej miłości i bezwarunkowej akceptacji, które płynie z kart Ewangelii, ma moc wydobywania nas z naszych najbardziej pokręconych autosugestii i uszkodzonych przekonań. Trzeba jednak cierpliwie poddawać mu swoje życie; stopniowo konfrontować ciemne obszary naszej historii z Bożym światłem. Nie jest to proces łatwy, ale możliwy do realizacji. W końcu Bóg nie szuka do nas dróg na skróty, a jego celem nie jest jedynie doraźne wspieranie naszego poczucia własnej wartości. Interesujemy Go natomiast my sami, jako wartość.                        

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Radio eM

redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07

WERSJA DESKTOP
Copyright © Instytut Gość Media. Wszelkie prawa zastrzeżone.