107,6 FM

Skaranie z tymi emocjami

Tak się jakoś utarło, że mężczyzna nie może płakać, że musi być racjonalnie myślącym, twardo stąpającym po ziemi pragmatykiem, że jest od zarządzania, organizowania, działania, więc świat uczuć, wzruszeń i zachwytów to nie jego bajka.

To oczywiście stereotyp, choć niewątpliwie ma pewne podstawy – zarówno w męskiej naturze (w jej biologicznym wyposażeniu), jak i w rolach społecznych, które od wieków mężczyznom przyszło pełnić. Jak każdy stereotyp, coś przerysowuje i upraszcza. Z pewnością sprawy serca nie należą w przeważającej większości do centrum męskiego świata. Nie znaczy to jednak, że absorbują wyłącznie umysły kobiet. Co więcej, zdarza się i tak, że kobiety, z natury bardziej emocjonalne, mają nie mniejszy problem ze swoimi uczuciami – nie tylko z ich nadmiernym ekspresją czy rozhamowaniem, ale także z ich tłumieniem, a nawet ze zwyczajnym ich okazywaniem. Oczywiście, specyfika męskości i kobiecości ma ogromne znaczenie, w wielu aspektach nas różnicuje, w innych – zbliża do siebie i dopełnia. Nie zmienia to jednak faktu, że nie tylko wśród mężczyzn, ale i wśród kobiet zdarzają się osoby mające problem z wyrażaniem i okazywaniem uczuć. Zazwyczaj tłumaczą to na wiele sposobów – racjonalizując, usprawiedliwiając i wyjaśniając. Niestety ich problem często staje się również problemem ich dzieci.

Jednym z przejawów tłumienia uczuć może być nadmierna surowość i rygorystyczne karanie. To droga na skróty, którą stosuje wielu rodziców nie potrafiąc poradzić sobie z zachowaniem dziecka – z jego i z własnymi emocjami. Rodzice dorastający niegdyś w klimacie silnie opresyjnego domu, w którym zabraniano spontanicznego wyrażania zarówno pozytywnych, jak i negatywnych uczuć, i bezlitośnie karano jakiekolwiek odstępstwa od narzuconej normy, zazwyczaj powielają ten mechanizm w założonych przez siebie rodzinach. Charakterystyczne jednak jest to, że na karę w ich mniemaniu zasługują nie tylko postepowanie obiektywnie złe moralnie, ale także – a może przede wszystkim – takie, które budzi ich dyskomfort. A co może frustrować nadmiernie surowego rodzica? Bardzo wiele. Począwszy od głośnych wybuchów śmiechu, przez krzywo ułożone buty na wycieraczce, aż po poważniejsze naruszenia ustalonych zasad. Wszystko to jednak piętnowane jest i karane z nieadekwatną, zimną konsekwencją w imię prawdy, porządku i sprawiedliwości, bez wyrozumiałości, empatii i prób wnikania w emocje dziecka. Taki mechanizm reakcji nie tylko nie rozwiązuje problemów, ale ostatecznie frustruje i poważnie krzywdzi dziecko, przyczyniając się do wykształcenia wielu obciążających jego funkcjonowanie toksycznych schematów.

Tłumienie uczuć może mieć też inną twarz i łączyć się z niedostatkiem uwagi. Nie chodzi przy tym wyłącznie o sytuację zaniedbywania dzieci z powodu braku czasu, kariery lub innych tak zwanych ważnych spraw. Owszem, rodzice oddający swoje dzieci na wychowanie dziadkom, ciociom czy opiekunkom, próbują często zrekompensować im nieobecność drogimi prezentami albo innymi doraźnymi „uszczęśliwiaczami”. Równocześnie nie czytają emocji dziecka, nie empatyzują z nimi i nie potrafią adekwatnie odpowiedzieć na narastający w dzieciach głód ich obecności. Istnieje jednak również taki brak rodzicielskiej uwagi, który wynika z faktu, że rodzice – ze względu na własną historię życia i wyniesione z domu obciążenia lub aktualne problemu osobiste – nie potrafią swoim dzieciom okazać ciepła, bliskości i czułości; bagatelizują świat emocji swoich pociech, traktując narastającą w nich frustrację i bezsilność jako objaw tak zwanego „focha” czy przejściowy bunt okresu dorastania. Nie towarzyszą im także i nie wspierają ich w trudnym dla nich czasie. Bywa również i tak, że silnie zahamowani emocjonalnie rodzice wymagają od swoich dzieci ciszy, spokoju i zachowania nieomal bezgłośnego, limitując im mocno kontakt z rówieśnikami i modelując dom na strefę toksycznego, źle rozumianego milczenia. W takim domu nie tylko nie okazuje się uczuć, ale również nie rozmawia o nich, traktując je jako coś wstydliwego, żenującego i kłopotliwego. Czy można się dziwić, że tak ukształtowane środowisko wzrostu oddziałuje negatywnie na dzieci i na lata uszkadza ich emocjonalne funkcjonowanie? Warto więc zawczasu zastanowić się, czy wymagania, które skądinąd słusznie naszym dzieciom stawiamy, i obyczajowa poprawność, której od nich oczekujemy, nie maskują najzwyczajniej braków czegoś bardziej podstawowego: naszej bliskości, empatii i uważności na świat ich emocji. Wzorem niech będzie dla nas Bóg Ojciec. On przecież nigdy nie pozbawia nas swej miłującej uwagi a Jego troskliwy wzrok nieustannie nam towarzyszy.

                        

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama