107,6 FM

Św. Jan Sarkander zginął za wiarę

Dokładnie dziś, 17 marca, wspominamy 400. rocznicę jego męczeńskiej śmierci. Towarzyszył jej niewyobrażalny ból, zadany przez katów podczas tortur, a także ten, który znosił, kiedy przez cztery tygodnie umierał na gangrenę z powodu odniesionych ran. Cierpiał, choć przecież był niewinny, a ukarano go za to, że dobrze wypełniał swoje powołanie katolickiego kapłana i wiernie dochował tajemnicy spowiedzi.

O tym, jak wyglądały okrutne przesłuchania, dowiadujemy się dzięki relacji zapisanej przez jedynego obecnego w gronie sędziów katolika Jana Scyntylli. Dzięki niemu wiadomo dziś, że obok zarzutów zdrady ojczyzny i sprowadzenia polskich żołnierzy, padały też oskarżenia o to, że gorliwie pracował jako kapłan katolicki, szerząc wiarę wśród mieszkańców miasta.

Podczas najazdu kozackich oddziałów, tzw. lisowczyków, w 1619 r. zagrażających spustoszeniem Holeszowa, ks. Sarkander wyszedł przed bramy miasta z procesją wiernych, niosąc monstrancję z Najświętszym Sakramentem. Napastnicy zatrzymali się, uczcili Pana Jezusa i ominęli Holeszów. Za to, że ocalił mieszkańców, również został oskarżany. Sędziowie uważali wręcz, że to on przyczynił się do najazdu lisowczyków, kiedy odbywał wcześniej pielgrzymkę na Jasną Górę.

Stosowano wymyślne tortury. Męczony był rozciąganiem na tzw. skrzypcu, co powodowało wyłamywanie kości ze stawów, przypalano mu boki, domagając się wyjawienia tego, co mu hetman Popiel z Lobkowic powiedział w czasie spowiedzi.

Ks. Sarkander odrzucał oskarżenia, odmawiał złamania tajemnicy spowiedzi, mimo kilkugodzinnych przesłuchań, które odbyły się cztery razy. Całkowicie bezwładny, z poranionym ciałem, spalonym do kości, leżał w więzieniu, do końca odmawiając wiernie brewiarz, a gdy nie było obok nikogo, kto mógłby mu odwrócić kartkę, przewracał ją językiem. Zmarł po czterech tygodniach.

Figura ukazująca św. Jana Sarkandra podczas tortur - z kościoła w Skoczowie.   Figura ukazująca św. Jana Sarkandra podczas tortur - z kościoła w Skoczowie.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Jak napisał w swoich kazaniach z 1629 r. krakowski dominikanin ks. Fabian Birkowski, Jan Sarkander umarł za dochowanie tajemnicy spowiedzi i „za tych praw dochowanie wziął koronę męczeńską w niebie. Jest i druga cnota jego nieba godna, (…) gdy na mękach nic częściej nie wspominał, jako te imiona trzy zacne: Jezus, Maryja, Anna. (…) Ani jednego słowa nie wymówił, co by nie było na chwałę Bożą”.

Godzien nieba

Przekonani o tym, że męczennik zasłużył na chwałę ołtarzy, byli już współcześni katolicy. W 1859 r. papież Pius IX ogłosił go błogosławionym, a wspomnienie wyznaczono na 17 marca. Wobec licznych przejawów kultu, a także nadzwyczajnych łask otrzymanych za wstawiennictwem Jana Sarkandra, sto lat temu, w 1920 r. rozpoczęły się starania o kanonizację.

Drogę do niej otworzyło cudowne uzdrowienie proboszcza i dziekana w Skoczowie ks. Karola Pichy, który w czerwcu 1979 r. trafił do szpitala z rozległym zgorzelinowym stanem zapalnym trzustki, obejmującym lewe płuco i opłucną. O zdrowie dla umierającego kapłana skoczowianie modlili się przez wstawiennictwo bł. Sarkandra i nagle po dwóch tygodniach stan ks. Pichy się poprawił i całkowicie wyzdrowiał. Dekret kanonizacyjny z 1993 r. został uroczyście ogłoszony przez papieża Jana Pawła II w Ołomuńcu 21 maja 1995 r.

« 1 2 3 »

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama