107,6 FM

39 lat temu zmarł ks. Józef Gawor, redaktor naczelny GN w latach 1956-74

"Siedzę jak w klatce, której gęsto stojące sztaby żelaza są ponadto otoczone drutem kolczastym i siatką drucianą. Cóż można z takiej klatki podać na zewnątrz" - napisał kilkadziesiąt lat temu ówczesny redaktor naczelny "Gościa Niedzielnego". Czy w czasie pandemii i izolacji nie czujemy się dziś podobnie?

Był niewątpliwie redaktorem naczelnym na trudne czasy dla katolickiego pisma i dla całego Kościoła w Polsce. Praktycznie przez cały czas sprawowania funkcji szefa "Gościa Niedzielnego" zmagał się z cenzurą i walczył z władzami komunistycznymi o zachowanie suwerenności i wiarygodności tygodnika. Nakład, na który "Gość" otrzymywał pozwolenie, zawsze był poniżej rzeczywistego zapotrzebowania (zwykle oscylował pomiędzy 80 - 100 tyś.) i zależał od widzimisię ówczesnej władzy. Jakość papieru była tak słaba, że ks. Gawor musiał zrezygnować z drukowania fotografii. Tysiące tekstów, zanim ukazało się w "Gościu Niedzielnym", przeszło przez nożyce komunistycznej cenzury.

Sodoma i Gomora? Do wycięcia

- Redakcja była obiektem ustawicznych szykan ze strony administracji państwowej i organów bezpieczeństwa - opowiada Andrzej Grajewski, wieloletni redaktor "Gościa". - W latach 60. wydanie każdego numeru tygodnika było loterią. Nie wiadomo było, czy drukarnia przyjmie zamówienie, czy będzie przydział papieru dla "Gościa", co usunie cenzura.

A ingerencja cenzorów była nie tylko bezlitosna, ale zwykle także absurdalna. Nawet z komentarzy biblijnych były wycinane fragmenty, które dla komunistycznych ignorantów wydawały się "uderzaniem w dobre imię obecnej władzy". - Nie oszczędzono nawet kościelnej pieśni "Z tej biednej ziemi" - tłumaczy Franciszek Kucharczak. - "No, bo ta ziemia już nie jest biedna" - wyjaśniali zza biurek panowie od skreślania. Wycięli też artykuł, w którym mowa była o Sodomie i Gomorze. Dlaczego? "Bo nie napisaliście, że podobne szkaradzieństwa dzieją się teraz w Ameryce".

Pomimo tych trudności ks. Józef Gawor starał się o to, by "Gość" był pismem ciekawym, nowoczesnym i poruszającym aktualne tematy społeczno-kościelne. Redaktor Naczelny był jednoczenie autorem większości tekstów. Często pisał pod różnymi pseudonimami. Miał barwny, łatwo przyswajalny styl pisania, do tego cechowało go ogromne poczucie humoru. Czytelnicy doceniali publicystykę ks. Gawora, jego opowiadania i felietony. "Głowię się nad sposobem uniknięcia wszystkich tych ograniczeń, aby jako taki utrzymać poziom, który mnie razi jak najbardziej. Wyobrażam sobie »Gościa Niedzielnego« całkiem inaczej" - pisał w swoim pamiętniku "Barwy dnia każdego", w którym notował wszystko, co było troską jego serca, a o czym nie mógł swobodnie pisać ani mówić oficjalnie.

Był pasjonatem, interesował się wieloma sprawami. Był znawcą sztuki kościelnej, słuchał dobrej muzyki, interesował się nauką, zwłaszcza astronomią. Pisał artykuły naukowe. - Ze wspomnień dawnych pracowników wiem, że redakcja GN, w czasach, gdy ks. Józef Gawor był redaktorem naczelnym, stała się miejscem spotkań ludzi, którzy chcieli swobodnie porozmawiać, a przy okazji nawet się odprężyć - opisuje Franciszek Kucharczak. - Sprzyjał temu towarzyski charakter naczelnego. Ponieważ miał cięty dowcip i dar obserwacji, częstował gości i współpracowników ich charakterystykami, które wcześniej sporządził na ich temat.

"W nocy znowu byłem w obozie"

Świadkowie życia ks. Gawora wspominają go, jako kapłana głębokiej relacji z Panem Bogiem i wielkiego rozmodlenia. W czasie adoracji nocnych potrafił 4 godziny nieustannie modlić się przed Najświętszym Sakramentem. W czasie wojny przeżył dwa lata za drutami obozów koncentracyjnych Dachau i Gusen. Te obozowe przeżycia odcisnęły się mocno na psychice i duchowości ks. Gawora. Nieraz budził się oblany potem z koszmarnego snu, w którym był obóz, i druty kolczaste, i wychudzone ludzkie postacie w obozowych pasiakach...

- Lata obozowej udręki zaowocowały powziętym przez niego jeszcze za drutami postanowieniem, że nigdy nie odmówi nikomu pomocy, niezależnie od tego, o co zostanie poproszony - wyjaśnia F. Kucharczak. - Wskutek tej decyzji ksiądz Gawor nigdy niczego nie miał, bo wszystko rozdawał potrzebującym. Całe jego mienie, prócz rzeczy niezbędnych do życia, stanowiły książki.

Do końca życia pozostał na stanowisku kapłańskiej pracy. Prowadząc rekolekcje wielkopostne w kościele św. Antoniego w Rybniku, stracił przytomność i do śmierci jej nie odzyskał. Zmarł w Wielki Czwartek 16 kwietnia 1981 roku.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama