107,6 FM

Św. Albert Hurtado

Jak najkrócej opisać dzisiejszego patrona? Jezuita z Chile. Ktoś, kto łączy w sobie rozedrgany południowoamerykański temperament z niezmiennością nauczania Kościoła.

Społeczne zaangażowanie z darem kontemplacji. Zwykle myślimy o tych cechach rozłącznie. Ale w przypadku naszego świętego spotkały się one i dopełniły. I było to spotkanie tak owocne, że pośmiertnie zyskał on tytuł "apostoła Chile", choć nie mówimy o misjonarzu, a XX-wiecznym zakonniku.

Przyszedł na świat w 1901 roku i niemal od razu doświadczył trudnej społecznej rzeczywistości swojego kraju. Wcześnie osierocony przez ojca i pozbawiony dachu nad głową z powodu jego długów, całe swoje dzieciństwo tułał się z mamą i bratem szukając jakiegoś kąta do zamieszkania. Gdyby nie stypendium dla ubogiej młodzieży, nigdy nie zdobyłby wykształcenia. Wzrastając w atmosferze społecznego niepokoju końca I wojny światowej doskonale poznał to, czym żyją ubodzy mieszkańcy Santiago de Chile. Kiedy więc zdecydował się na wstąpienie do Towarzystwa Jezusowego, gdy odbył studia w Argentynie, Hiszpanii i Belgii, gdy w końcu, licząc sobie 32 lata wrócił do kraju jako kapłan, wtedy to wszystko czego doświadczył jako dziecko oraz nastolatek połączyło się z jego duchową formacją i zapłonęło. Dosłownie, bo największym dziełem naszego patrona jest istniejący do dziś, a zapoczątkowany w 1944 roku ruch społeczny "El Hogar de Cristo" (Ognisko Chrystusa), zajmujący się budową domów dla osób ubogich i bezdomnych.

Do tego dodać należy jeszcze książki o związkach zawodowych, o humanizmie społecznym i o chrześcijańskim porządku społecznym oraz na koniec, niczym wisienka na torcie, Chilijskie Stowarzyszenie Związkowe czyli chrześcijańskie związki zawodowe. To dużo pracy, która angażowała go niemal przez 24 godziny na dobę. "Pytasz mnie, jakim cudem żyję w takim pokoju ducha?” - pisał w jednym ze swoich listów - „Sam siebie nie przestaję o to pytać, bo przecież każdego dnia niemal tonę we wszelkiego rodzaju działalności: korespondencja, telefony, pisanie artykułów, wizyty (…). Jestem często jak skała, w którą uderzają fale ze wszystkich stron. Można tylko uciec wznosząc się ku górze. Szczęśliwe życie czynne, całe poświęcone Bogu i ofiarowane ludziom, i którego nadmiar prowadzi mnie i kieruje do Boga! On jest jedynym ratunkiem. On jest moją jedyną ucieczką pośród wszystkich zajęć i trosk". Tak, nasz dzisiejszy patron był bez dwóch zdań duchowym synem św. Ignacego Loyoli - przez 29 lat życia w Towarzystwie Jezusowym robił bowiem to, co zalecał swoim naśladowcom założyciel jezuitów - był kontemplatywny w działaniu. Aktywny i refleksyjny jednocześnie. O kim mowa? O św. Albercie Hurtado, który zmarł w wieku zaledwie 51 lat - po ludzku pokonał go rak trzustki, ale w perspektywie wiary po prostu odszedł do Boga po zasłużoną nagrodę.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama