107,6 FM

USA: Badacz ukazuje demoniczne oblicze marksizmu i jego dążenie do „radykalnej przemiany społeczeństwa”

O diabelskiej stronie marksizmu i satanistycznych fascynacjach Karola Marksa opowiada najnowsza książka Paula Gengora – katolika, profesora nauk politycznych w Grove City College w Pensylwanii. Ta licząca 461 stron praca, zatytułowana „Devil and Karl Marx” (Diabeł i Karol Marks), szczegółowo omawia życie i twórczość ojca komunizmu, przy czym niektóre jego wypowiedzi były przez lata celowo zatajane, zwłaszcza w literaturze sowieckiej, gdyż zbyt dosłownie dotyczyły one świata duchowego.

W jednym ze swych wierszy Marks napisał np. „Utraciłem niebo. Wiem to dobrze. Moja dusza, kiedyś wierna Bogu, jest wybrana dla Piekła” (The Pale Maiden, 1837). W innym pisze on też o „tańcu śmierci dzięki mieczowi sprzedanemu mi przez szatana” (The Player, 1841).

Według ustaleń autora Karol Marks był złym synem, złym ojcem i złym małżonkiem. Na ironię zakrawa fakt, że głosząc „wyzwolenie uciśnionych”, sam zatrudniał pomoc domową, którą źle traktował; nie tylko nie płacił jej w ogóle wynagrodzenia, ale często po prostu ją gwałcił. Gengor zauważył, że był to zły znak na przyszłość dla całych krajów, których rządy komunistyczne postępowały podobnie wobec swych poddanych, nie płacąc im należytego wynagrodzenia i łamiąc ich prawa.

Jak wiadomo marksizm i komunizm dążyły do podporządkowania sobie całego świata. Na szczególną uwagę w książce zasługuje mało znana penetracja amerykańskich środowisk kościelnych przez różne agentury z Moskwy. Amerykańskich idealistów chrześcijańskich próbowano zwabić za pomocą komunistycznych haseł o równości wszystkich ludzi i wyzwoleniu ich spod ucisku kapitalizmu oraz haseł „teologii wyzwolenia”. Zdaniem profesora dało się na to nabrać wielu duchownych, a nawet biskupów, szczególnie ze wspólnot protestanckich, a niektórzy hierarchowie popadali nawet w herezje, gdyż marksizm w ostatecznym rozrachunku prowadził do ateizmu.

Autor wiąże „rewolucję seksualną” w Ameryce lat sześćdziesiątych z zastąpieniem marksizmu tradycyjnego przez „kulturowy i seksualny”. W takiej formie jest on nadal głoszony na niektórych uniwersytetach amerykańskich, np. w Columbii czy w Berkeley, gdzie naucza się go jako „teorii krytyki” (critical theory). W naszych czasach bowiem klasyczny marksizm w ogóle już nie przemawia do robotników amerykańskich. Na przykład z badań przeprowadzonych przed poprzednimi wyborami prezydenckimi wynika, iż prawie wszyscy robotnicy USA głosowali na Donalda Trumpa, bo jego program bardziej im odpowiadał.

Zapoczątkowany w Europie w pierwszej połowie XX w. „marksizm kulturowy i seksualny” znalazł podatny grunt w amerykańskich środowiskach liberalnych. Autor książki zajął się losami założycieli tzw. „Szkoły Frankurckiej” (1918-39). Szczegółowo przeanalizował życie i idee jednego z jej twórców – psychiatry i polityka Wilhelma Reicha (1897-1957) z Austrii, który w 1939 wyemigrował do USA, z jednej strony uciekając przez niemieckim antysemityzmem i holokaustem, a drugiej z powodu przekonania, że „system komunistyczny w ZSRR jest zbyt sztywny”.

Celem amerykańskiej „rewolucji seksualnej” miały być „fundamentalne zmiany” (fundamental transformations) w życiu mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Ciekawe, że tego samego określenia „fundalmenatalne zmiany” użył Barack Obama, absolwent Columbii, w swym przemówieniu na rozpoczęcie urzędowania w 2009 r.

Jedną z teoretyczek i działeczek tego nowego nurtu była Kate Millett (1934-2017), wykładowczyni w Berkeley (doktorat w Columbii). Napisała ona kilka książek i artykułów o potrzebie zmian kulturowych, m.in. „Theory of Sexual Politics” i „On the Loop”. Dla amerykańskich feministek stała się ona swego rodzaju „wielką kapłanką Ruchu”.

Wtedy też powstał nowy „manifest” amerykańskiej i światowej „rewolucji seksualnej”, który swoją formą przypominał niektóre modlitwy katolickie. Miał on za zadanie zniszczyć dotychczasową kulturę judeo-chrześcijańską, zwłaszcza w odniesieniu do takich podstawowych pytań jak „kim jest człowiek” i do wzorca „rodziny patriarchalnej”.

Manifest wyglądał mniej więcej tak:

Liderka (L): Dlaczego jesteśmy tutaj?

Uczestniczki (U): Aby dokonać rewolucji.

L: Jaki rodzaj rewolucji?

U: Rewolucji kulturalnej.

L: Jakiego rodzaju rewolucji kulturalnej?

U: Zniszczenia patriarchatu.

L: Jak możemy to uczynić?

U: Przez zniszczenie monogamicznej rodziny amerykańskiej.

L: W jaki sposób?

U: Przez promocję (…) aborcji i związków LGBTQ.

Otoczona wielbicielkami „wielka kapłanka” i ikona feminizmu, która znalazła się nawet na okładce amerykańskiego tygodnika „Time”, Millett w życiu codziennym miała jednak zupełnie inną twarz. W toku wielogodzinnych rozmów z autorem książki jej siostra Mallory, obecnie praktykująca katoliczka, wyraziła przekonanie, iż „Kate była opętana przez diabła”. „Czasami bałam się, czy po prostu nie wyjmie ona noża, aby mnie zabić” – zwierzyła się Malory.

Wspomniała też o dramatach dawnych wielbicielek swej siostry, które na starość przeżywały duchową pustkę, „czuły dotkliwą samotność, gdy zostawały same w domu na noc, bez dzieci i wnuków, które wcześniej złożyły na ołtarzu aborcji”.

W styczniu 2017, po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta, odbył się „marsz kobiet na Waszyngton”, na którego czele szła znana z „gorącego lata” 1968 inna liderka „rewolucji seksualnej” Angela Davis (ur. w 1944). Ta była członkini KP USA i laureatka sowieckiej Nagrody Leninowskiej (w 1979) też zmieniła swoją orientację na rzecz „marksizmu kulturowego”, a zwłaszcza „wyzwolenia kobiet”. W marszu wzięły udział tysiące kobiet, maszerujących pod hasłami m.in. „praw kobiet”, „wolności dla LGBTQ” i „równości płci” (gender equality).

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama