107,6 FM

Adam i Ewa

O dzisiejszych patronach powiedziano i napisano właściwie wszystko.

O dzisiejszych patronach powiedziano i napisano właściwie wszystko. Nawet dziecko w przedszkolu wie kim są Adam i Ewa. Dlatego dokładnie w tym momencie mógłbym śmiało zakończyć to rozważanie, odsyłając zainteresowanych do stosownych tekstów, zaczynając od Księgi Rodzaju. Ponieważ jednak w obliczu wigilijnych przygotowań nie ma na to czasu, a potem będzie go jeszcze mniej, bo zaczniemy świętować, dlatego zamiast wszystkich słów zapisanych o naszych prarodzicach proponuję jeden obraz. Tkwi on w mojej pamięci już od ładnych paru lat i niezmiennie inspiruje. Kogo przedstawia? Oczywiście Adama i Ewę. Ale nie tych młodych i pięknych z ogrodu Eden, ani tych wewnętrznie rozdartych, gdy kusi ich wąż. Nie jest to także wizja pierwszych rodziców wyrzucanych z Raju, na którego straży stoi Archanioł z mieczem. Na obrazie, który mi towarzyszy od lat oboje – Adam i Ewa – są już starszymi ludźmi. Siedzą na kanapie w pokoju, który do złudzenia przypomina te, jakie znamy z domów babć i dziadków. On łysiejący, ona z dłońmi na których widać upływ czasu. Mają kłopoty ze wzrokiem, więc noszą okulary. Jemu pozwalają czytać gazetę, jej skupić się na ręcznych robótkach. Skąd zatem w ogóle wiemy, że to nasi pierwsi rodzice? Bo na ścianie za nimi jest przecież uwieczniona na obrazach ich wspólna historia. A nawet gdyby był to tylko zbieg okoliczności, to centralnym punktem tej ekspozycji jest szkielet węża przyszpilony do gustownej deseczki, niby trofeum wędkarza. W gadziej szczęce spoczywa zaś pięknie wyeksponowane, czerwone jabłuszko. Oczywiście nadgryzione. Uwierzcie państwo, to uroczy obrazek, który nieodmiennie wywołuje na twarzach oglądających uśmiech. Mamy tutaj wszak zawarte to wszystko, co mówi nam Kościół i nieco więcej. Adam i Ewa żyją, nie są potępieni, wystarczy tylko zapukać do drzwi ich mieszkania, a wstaną i otworzą swoim praprawnukom. Szatan został pokonany przez Chrystusa, ślad po niewierności pierwszych rodziców pozostaje na widoku niczym memento, a wszędzie dominuje atmosfera... no właśnie. I tu jest clou całego tego przedstawienia. Bowiem Adam i Ewa siedzą na obu skrajach kanapy. Nie patrzą na siebie, ani przed siebie, tylko skupiają się na sobie, na tym co robią. Ich zajęcia są całym ich światem, a oddzielająca ich ciała pusta przestrzeń kanapy jest wprost dojmująca. Gdy sobie to uświadamiamy, wtedy ten milusi obrazek wspólnej starości Adama i Ewy, milusi być przestaje. Czego bowiem w nim nie ma? Życia. Miłości. Wysiłku wychodzenia ze strefy komfortu, własnych zranień czy pragnień, by zbliżając się do drugiej osoby, zbliżyć się jednocześnie do Boga. To tak naprawdę obraz piekła samotności i stagnacji, które z Dobrej Nowiny zrobiło historię z zamierzchłej przeszłości. Na szczęście to tylko satyryczny obrazek, bo prawdziwi wspominani dzisiaj Adam i Ewa są pełni życia, przebywając w obecności żywego i prawdziwego Boga. I takiej perspektywy sobie i państwu życzę na Święta i na co dzień.

 

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama