107,6 FM

Św. Antoni Maria Pucci

Pewnego dnia, gdy nasz dzisiejszy patron, zakonnik ze zgromadzenia Sług Najświętszej Maryi Panny, wrócił do klasztoru strasznie blady i zdyszany, współbracia powiedzieli mu z wyrzutem: "Antonio, za dużo pracujesz. Jeśli będziesz tak dalej robił wkrótce umrzesz i tyle będzie z tego pożytku!"

Pewnego dnia, gdy nasz dzisiejszy patron, zakonnik ze zgromadzenia Sług Najświętszej Maryi Panny, wrócił do klasztoru strasznie blady i zdyszany, współbracia powiedzieli mu z wyrzutem: "Antonio, za dużo pracujesz. Jeśli będziesz tak dalej robił wkrótce umrzesz i tyle będzie z tego pożytku!". Antoni Maria Pucci powiedział im wtedy bezwiednie te oto słowa: „Nie trzeba mieć długiego życia, ale trzeba wykorzystać godzinę, którą Pan Bóg nam daje na wypełnienie naszego obowiązku”. I z całą pewnością słowa te można uznać za życiowe motto tego niepozornego świętego. Był niewielkiego wzrostu i drobnej budowy ciała, dlatego wszelkie heroiczne dzieła wydawały się być poza jego zasięgiem. Jego całe życie właściwie ograniczyło się do dwóch miejscowości. Pierwszą było rodzinne Vernio pod Florencją, gdzie przyszedł na świat w roku 1819 jako syn ubogiego rolnika i które jako 18-latek opuścił, przekraczając furtę klasztoru Sług Maryi. Drugą miejscowością było zaś oddalone o 100 km Viareggio, gdzie przez pół wieku był proboszczem w parafii św. Andrzeja prowadzonej właśnie przez serwitów. Zatem widoków na spektakularną świętość, Antoni Maria Pucci miał tyle, co nic. A jednak zarówno jego współbracia, jak i parafianie, okres jego posługi w Viareggio określali jednomyślnie – czasem błogosławionym. Dlaczego? Bo nasz proboszcz robił we Włoszech dokładnie to samo, co żyjący wtedy we Francji św. Jan Maria Vianney – był całkowicie do dyspozycji Boga i parafian. Ci ludzie morza, w większości twardzi rybacy, byli pod wrażeniem sposobu w jaki się modlił, odprawiał Mszę św., niósł monstrancję w Boże Ciało, czy szedł do umierającego z Najświętszym Sakramentem. Zaskakiwało ich jego absolutne poświęcenie chorym, starszym i biednym ludziom żyjącym w ich parafii. A gdy okolicę tę - aż dwukrotnie - nawiedziła epidemia cholery, nie mogli wyjść z podziwu, że ich proboszcz nie zamknął się w klasztorze, tylko zbierał leżące na ulicach ciała zmarłych, a chorych, których opuszczały siły w drodze po sprawunki czy lekarstwa osobiście odprowadzał do domu lub szpitala. Doszło nawet do tego, że Antoni Maria Pucci spał ubrany w strój wyjściowy, by w każdej chwili być gotowym do pełnienia posługi. Tylko tyle, albo aż tyle wystarczyło, by 12 stycznia 1892 roku, gdy umierał na zapalenie płuc, wszyscy wokół wiedzieli, że oto odchodzi do Boga święty proboszcz. A nawet nie zdążyliśmy tutaj wspomnieć o licznych pobożnych stowarzyszeniach i wspólnotach, w które przez pół wieku św. Antoni Maria Pucci włączył niemal wszystkich swoich parafian i to tak skutecznie, że wspomniał o tym nawet papież, św. Jan XXIII, kanonizując naszego patrona w roku 1962. Jak to powiedział proboszcz Pucci? "Nie trzeba mieć długiego życia, ale trzeba dobrze wykorzystać daną nam przez Boga godzinę"

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama