Ks. Vyacheslav Bystrytskiy: Widziałem przedsionek piekła
Ks. Vyacheslav Bystrytskiy dziękuje za wszelką pomoc, ale prosi też, by nie zapominać, że dziś potrzeby walczącej Ukrainy są jeszcze większe. Ks. Vyacheslav Bystrytskiy/ archwwa.pl

Ks. Vyacheslav Bystrytskiy: Widziałem przedsionek piekła

Brak komentarzy: 0

tg/ archwwa.pl

GOSC.PL

publikacja 10.08.2022 12:43

Od pierwszych dni wojny pytał Pana Boga, co oprócz spowiedzi, odprawiania Eucharystii, modlitwy i rozmowy z ludźmi mógłby jeszcze czynić. Odpowiedź znalazł w przypowieści o Dobrym Samarytaninie.

Bardzo szybko okazało się, że potrzebnych rzeczy nie można już kupić na miejscu. Trzeba było zorganizować zbiórki w krajach Unii Europejskiej i transportować jako dary do Ukrainy.

- Pan Bóg znowu to przeprowadził. Poznałem Rycerzy Jana Pawła II w Warszawie, którzy systematycznie wożą pomoc dla Ukrainy. Chętnie udostępnili miejsce na przechowywanie zebranej pomocy, jak również pomagają w jej przewożeniu. Od tego momentu nadchodząca z różnych krajów UE, a przede wszystkim z Polski, z różnych parafii, od Związku Ukraińców w Polsce, księży, wspólnot neokatechumenalnych i innych nieobojętnych na cierpienie ludzi, których znam osobiście, jest zbierana w Warszawie, a stąd trafia w Ukrainę, a potem od razu do potrzebujących - mówi kapłan z Chmielnickiego.

Podziękowania z Chmielnickiego
Pan mój i Bóg mój!

 

Większość otrzymanej pomocy trafia na wschód w najtrudniejsze miejsca. Często są miejsca, które zostały wyzwolone spod okupacji, albo miejsca, gdzie nie ma możliwości dowieźć pomocy, bo tereny są pod ostrzałem.

- We współpracy z fundacją „Szansa na życie”, staramy się docierać w takie miejsca, by przyjść z pomocą, gdyż tamtym ludziom jest niezwykle trudno. Pomoc niejednokrotnie trafiła do takich miejsc jak Severodoneck, Kramatorsk, do miejscowości za Charkowem, za Mykolajiv, do Buchy i Borodianki, tuż po wyzwoleniu tych miejsc, jak również do wielu innych miejscowości z linii frontu - opowiada.

Tylko w mieście Chmielnicki, na przełomie lipca i sierpnia przebywało około 80 tys. uchodźców, którzy też potrzebują pomocy na co dzień. Fundacja „Szansa na życie” i jej wolontariusze zapewniają stałe utrzymanie około 250 z nich.

- Oprócz leków, środków higieny, ubrań, a przede wszystkim jedzenia o długim terminie przydatności, o które nieustannie się zwracają potrzebujący, udało się zorganizować dość drogie aparaty do podciśnieniowego leczenia ran, o które zwróciły się do mnie szpitale. Taki aparat jest w stanie w ciągu 5-10 dni wygoić ranę, która wcześniej nie chciała się wyleczyć. Dzięki różnym dobroczyńcom udało się już zorganizować 25 takich aparatów z wymiennymi akcesoriami do nich. Lekarze byli bardzo wdzięczni za pomoc - dodaje kapłan.

Kilkakrotnie jeździł z transportami na wschód. Był wśród pierwszych, którzy dotarli z pomocą po wyzwoleniu Borodianki, Buchy i Irpenia.

- To, co zobaczyliśmy po drodze, wyglądało jak obrazy z gry komputerowej albo apokaliptycznych filmów: spalone czołgi na drodze szybkiego ruchu, pociski od gradów sterczące z asfaltu pośrodku ulicy, bariery wygięte jak druciki po eksplozji pocisku, kilkunastometrowe dziury w domach czarnych od wybuchów. Kiedy dotarliśmy do Borodianki, stanąłem przed blokiem, który był w połowie zniszczony przez bomby lotnicze. Spod gruzów wyciągnięto 44 ciała. To było, jak przedsionek piekła. Zobaczyłem jakiego zniszczenia dokonuje diabeł, którego dziełem jest każda wojna.

oceń artykuł Pobieranie..

Radio eM

redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07

WERSJA DESKTOP
Copyright © Instytut Gość Media. Wszelkie prawa zastrzeżone.