107,6 FM

Tomasz Foszmańczyk, kapitan Ruchu Chorzów: schodzę z własnej woli. Jest plan dla mnie i dla klubu

W sobotę 25 maja zagra ostatni mecz w barwach Ruchu Chorzów i zawiesi buty na kołku. Tomasz Foszmaczyk, kapitan "Niebieskich" w rozmowie z radiem eM wspomina pierwszy pobyt w Ruchu 20 lat temu. Mówi o kolejnych awansach, spadku z ekstraklasy i "łezce w oku, która na pewno się zakręci".

Cz1.:

Cz2.

Mateusz Kornas: 182 mecze, 22 bramki w barwach Ruchu Chorzów. Tomasz Foszmańczyk, kapitan niebieskich, kapitan, który w sobotę zagra ostatni mecz w koszulce Ruchu i zawiesi buty na kołku. Jest z nami. Dzień dobry.

Tomasz Foszmańczyk, Ruch Chorzów: Dzień dobry, witam serdecznie.

Jako 17-latek wchodził pan do drużyny Ruchu Chorzów w sezonie 2003-2004. Drużyny z Piotrem Ćwielongiem, Mariuszem Śrutwą, Marcinem Malinowskim. Jak pan wspomina ten okres?

Na pewno wielkie przeżycie, ale zupełnie inne czasy, bo wchodząc wtedy do szatni, praktycznie byłem odosobniony. Oprócz tego, że było ze mną dwóch kolegów z akademii, z którymi przeszedłem do pierwszej drużyny, to duża większość zawodników była już mocno doświadczona i na pewno wchodziło się dużo trudniej.

Nikt się tak nie przejmował młodymi. Albo sobie poradziłeś, albo musiałeś szukać innego zajęcia. Tak wyglądały tamte realia, tamte czasy. Można powiedzieć, że to były złe czasy pod kątem typowo takim wychowawczym młodzieży, ale ja uważam, że dużo nas nauczyły młodych chłopaków i tej pokory, tej pracy takiej ciężkiej, że bez tego nie ma czego szukać w piłce nożnej i w ogóle w życiu, więc jestem tym chłopakom wdzięczny. Na pewno było to, tak jak mówię, wielkie przeżycie i wielki zaszczyt, że możemy dołączyć do takiego zespołu i z takimi zawodnikami.

Czyli dzisiaj młodzi mają łatwiej w szatni?

No zdecydowanie, to jest z pełnym przekonaniem, mogę tak powiedzieć, że mają dużo łatwiej, dużo większy parasol ochronny jest nad młodymi zawodnikami, dużo więcej trzeba z nimi rozmawiać, dużo więcej trzeba poświęcić im czasu i na więcej rzeczy trzeba zwracać uwagę, żeby czasem czegoś nie powiedzieć, bo młody człowiek w tych czasach niestety bardzo bierze wszystko do siebie i często szybko się załamuje, podłamuje i rezygnuje z pewnych rzeczy.

Gdyby Pan dzisiaj miał coś doradzić tym, którzy chcą grać w piłkę, którzy grają w piłkę i którzy może chcą wejść na seniorski poziom, to jest co? To jest mocny charakter, bardzo ważny, żeby się przebić, żeby zostać czy coś jeszcze innego?

No charakter i ta ciężka praca, żeby się nie załamywać, żeby nie patrzeć tylko tego, że nie zadowalać się tym, że w jednym roku dostałem jakiś tam kontrakt na kilkaset złotych i już myślę, że podbije cały świat, że cały świat stoi o moich stóp, to ma być po prostu początek tej drogi i zawsze „chcieć więcej”. Jeżeli jestem w jakimś klubie, to chciałbym być w lepszym i jeszcze lepszym, jeżeli zarabiam jakieś pieniądze, chciałbym zarabiać jeszcze większe pieniądze i żeby się nie ograniczać, nie zadowalać się tym, co ma się teraz, zawsze mieć tą głowę podniesioną, ale z taką pokorą, żeby nie wchodzić na przysłowiowego kozaka do szatni i nie myśleć, że zaraz się będzie ustawiało wszystkich, tylko z pokorą pracować i znać swoje miejsce w szeregu.

Jeżeli jestem młody, no to muszę po prostu czasami zacisnąć zęby i na więcej rzeczy zwrócić uwagę i przyjąć po prostu jakieś tam rady od starszych zawodników czy od sztabu, nie obrażać się.
Myślę, że przede wszystkim te takie umiejętności miękkie, tutaj bardzo ważną rolę odgrywają.

Miał pan w karierze jakiś taki wzór do naśladowania, taki punkt odniesienia, czy to piłkarski, nawet patrząc na zawodników, których pan oglądał tylko w telewizji czy z boiska, czy może jakiś taki wzór czysto ludzki?

No jak wchodziłem tutaj do Ruchu, to na pewno Marcin Malinowski był taką osobą. To, co mi się podobało, to oprócz tego, że był świetnym piłkarzem i naprawdę miał bardzo duże umiejętności, to sposób jego podejścia do młodych chłopaków, w ogóle w szatni. Jakoś mogę powiedzieć, że nie odzywał się bardzo dużo, nie zabierał głosu we wszystkich sprawach, ale jak już zabierał to już wiedzieliśmy, że to już będzie konkret i trzeba się tego po prostu słuchać i trzymać, więc to mi się na pewno bardzo podobało, ale też był taką osobą, która na pewno liderowała i to mi się bardzo podobało.

Najlepszy, najbardziej kompletny piłkarz z jakim pan grał?

A to postawiłbym akurat na Pawła Golańskiego z Korony Kielce.

To ciekawe, bo to obrońca, boczny obrońca, rzadko się zdarza, żeby ktoś typował zawodników na tej pozycji, jeżeli chodzi o umiejętności piłkarskie.

Tak, to się zgodzę i w takiej mojej hierarchii zawodników to chyba jest na pierwszym miejscu, z którymi grałem i jeśli chodzi o umiejętności, bo Paweł mimo tego, że był bocznym obrońcą,
to naprawdę miał umiejętności, które pozwalałyby mu grać spokojnie w drugiej linii, a myślę, że jeszcze też w ataku dałby sobie radę spokojnie, więc naprawdę myślę, że tak jeśli chodzi o takie piłkarskie rzeczy, to Paweł jest na pierwszym miejscu.

Jeśli się nie mylę, Paweł Golański miał udział tu niedaleko w wygranym meczu Polski z Portugalią.

Zgadza się, ja akurat byłem na tym meczu na trybunach, byłem dużo młodszy, ale pamiętam Pawła z boiska jeszcze, dlatego dla mnie to był duży zaszczyt, że mogłem z nim jedną szatnię dzielić.
Teraz jest dyrektorem w Koronie Kielce i też ostatnio przy okazji naszego meczu w Kielcach mogliśmy zamienić kilka słów, mamy dobry kontakt, więc na pewno bardzo fajna sprawa.

Najlepszy bramkarz, taki bramkarz, który wyczyniał największe cuda w bramce, którego było najtrudniej pokonać, czy to na treningach, czy w meczach, jak wam wspomina?

Miałem kilku takich bramkarzy, na pewno najlepszy kontakt miałem z Sebastianem Nowakiem, który też miał tutaj swoją przygodę kilkuletnią w Ruchu Chorzów, akurat jak przychodziłem za pierwszym razem. Później spotkałem się z nim jeszcze w dwóch klubach, w Termalice i w GKSie Katowice i to był naprawdę bramkarz, z którym miałem super kontakt i zawsze mocno rywalizowaliśmy na treningach.

A taki najlepszy, to myślę, że jeśli chodzi o umiejętności, to Zbyszek Małkowski w Kielcach i postawię też na Kubę Bieleckiego w takim swoim "prime", w takim najlepszym swoim okresie, to naprawdę był bramkarz, którego ciężko było pokonać nawet na treningu.

Panie Tomku, a trener, któremu Pan najwięcej zawdzięcza, bo tak rozmawialiśmy przed przerwą o tych wszystkich nazwiskach, ludziach, piłkarzach, którzy na Panu wywarli największe wrażenie, natomiast jeżeli chodzi o trenera, taki sportowy ojciec?

Tutaj też nie postawię na jednego, bo z wieloma trenerami miałem bardzo dobry kontakt, który utrzymuję do teraz, ale myślę, że pobyt w Termalice za Piotra Mandrysza to był taki kluczowy moment.

I postawiłbym właśnie na trenera Mandrysza oraz na trenera Jurka Brzęczka, którego uważam za jednego z najlepszych trenerów, z którymi miałem okazję pracować i też wiele rzeczy, które trener Brzęczek wprowadzał, też na pewno sam będę chciał w przyszłości uskutecznić jako trener, mam nadzieję i to mi się na pewno bardzo podobało, więc postawię na tych dwóch trenerów.

Czyli plany na przyszłość już są, tak? Trenerka?

No, myślę, że też. Nie będę się ograniczał do samej trenerki na tę chwilę, ale myślę, że w głowie kiełkuje mi wiele pomysłów i na oficjalne jakieś tam wieści trzeba trochę poczekać, ale też myślę, że będzie w tym właśnie ta trenerka.

20 lat, tyle trwa Pana piłkarska kariera, przygoda. Taki czas, w którym czuł się Pan najpewniej, miał Pan poczucie, że jest Pan najlepszy piłkarsko na boisku, potrafi Pan najwięcej, to był kiedy?

To właśnie mówię chłopakom o tym, bo dopiero jak skończyłem 30 lat, dopiero wtedy zacząłem się czuć tak naprawdę, czuję człowiek wtedy tą pewność siebie i że tak naprawdę niczego nie musi udowadniać, ale czuję się na tyle dobrze na boisku, że może tę grę całego zespołu ciągnąć do przodu i wtedy naprawdę ta trójka z przodu nie oznacza nic, tylko po prostu to, że zmienia się liczba i nic więcej.

Fizycznie nie było trudniej pod tym kątem, jak Pan przekroczył tą „30”?

Nie, po trzydziestce w ogóle nie czułem się gorzej. Wiadomo powiem tak, bliżej czterdziestki to już się to odczuwało i z każdym tygodniem można powiedzieć, że tej pracy musiałem wykonać więcej i więcej potrzebowałem odpoczynku, jeżeli było mi dane grać w większym wymiarze czasowym w weekend - no to owszem - bliżej czterdziestki tak, ale po trzydziestce naprawdę zobaczą ci młodzi chłopcy, że nie jest tak źle.

I po trzydziestce przyszedł też ten okres drugi pobyt w Ruchu, który zaczął się nieciekawie w 2019 roku spadkiem do trzeciej ligi, czyli na czwarty poziom rozgrywkowy w Polsce, a dzisiaj jesteśmy w ekstraklasie, to niebywałe, to zaskakujące, że można tyle szczebli rozgrywkowych po drodze przejść.

Tak, myślę, że ten powrót w ogóle nie kalkulowałem tego, że możemy spaść w tym sezonie, w którym wróciłem dość późno, bo w połowie rundy rewanżowej. Ruch już wtedy bardzo słabo wyglądał w tabeli i niestety nie udało się tego wyciągnąć. I mimo to, że jakiś wpływ na to miałem może niewielki, bo przyszedłem właśnie już w dwudziestej którejś kolejce i wiele spraw już było ciężko odwrócić, ale bardzo mocno to przeżyłem i też sobie wtedy postanowiłem, że trzeba po prostu zakasać rękawy i spróbować ten Ruch wyciągnąć, tym bardziej, że to był pierwszy raz, kiedy Ruch spadł na tak niski poziom rozgrywkowy.

Bardzo dużo złego się działo wtedy wokół klubu i myślę, że gdyby nie garstka ludzi, którzy wtedy się zjednoczyli, gdyby nie kibice, którzy też postawili mocne warunki, żeby w klubie doszło do zmian i to się okazało mega trafionym pomysłem i super, że tak się wydarzyło, no to myślę, że w tym momencie nie bylibyśmy w tym miejscu. Uważam, że gdyby nie pandemia, to jeszcze wcześniej byśmy mogli to osiągnąć, ale na pewno nikt z nas nie narzekał na to, że zrobiliśmy to praktycznie w trzy lata.

Co Pana skłoniło, żeby zostać w Ruchu na tym czwartym poziomie rozgrywkowym i próbować bić się o awans kolejny, kolejny, kolejny aż do Ekstraklasy?

Wracając tutaj ustaliłem z menadżerem pewien plan, że wracam do domu i trzeba zrobić wszystko, żeby w tym domu się jak najlepiej zaprezentować. Wiadomo, że na mecze przychodzi bardzo dużo ludzi, bardzo dużo znajomych czy rodzina i wiadomo, że jak jesteś u siebie, to musisz ten poziom prezentować cały czas i też nie możesz zawieść tych ludzi.

Sam sobie też powiedziałem, że trzeba tak zrobić i jeśli się uda, jeśli mamy te najbliższe lata się poświęcić dla dobra klubu, dla dobra tej całej społeczności, no to postanowiłem to zrobić.
Oczywiście nie spodziewałem się, że to będzie w takim tempie i że to się wszystko super tak uda zgrać, ale bardzo się cieszę, że ta ciężka praca wszystkich ludzi została nagrodzona. W tym momencie możemy się cieszyć z tego, że - oczywiście spadamy w tym sezonie z Ekstraklasy - ale patrząc globalnie na te ostatnie lata, no to myślę, że to jest i tak wielki, wielki sukces.

Najtrudniejszy awans?

To wymienił bym dwa, ten z trzeciej ligi do drugiej, bo to było naprawdę ciężkie zadanie, żeby tą Polonię Bytom ograć na finiszu i naprawdę cały czas dotrzymywali nam kroku. Również Ślęża Wrocław. I myślę, że z trzeciej ligi w ogóle śląskiej jest bardzo ciężko się wydostać, nam się to udało bardzo szybko, to wymienił był ten i wymienię również ten awans do Ekstraklasy.
W takich trudnych chwilach potrafiliśmy się podnieść i do ostatniej kolejki nie oddaliśmy tego drugiego miejsca, a wygrywając w Gliwicach z Tychami to naprawdę najlepsze chyba przeżycie.

Właśnie ten moment - najlepszy w karierze? Takie przeżycie, do którego Pan najbardziej będzie wracał?

Tak, tych awansów do Ekstraklasy kilka udało mi się zaliczyć, ale ten na pewno był taki najbardziej spektakularny i najbardziej taki, na którym mi zależało i w którym miałem największy wkład.
No to na pewno ten awans z Ruchem do Ekstraklasy, te uwieńczenie tych kilku lat ciężkiej pracy to naprawdę to jest najlepszy moment.

A dzisiaj - tak z ręką na sercu - spadacie z Ekstraklasy, dlaczego się nie udało? Wiem, że pewnie wytłumaczeń jest wiele, ale może też ma Pan jakieś swoje przemyślenia?

Mam, oczywiście. Ja uważam, że budżet, którym dysponowaliśmy w pierwszej lidze odbiegał od tych drużyn, które są w czołówce tej pierwszej ligi, ówczesnej pierwszej ligi były. I ta dysproporcja z Ekstraklasą była za duża. I tak wiadomo, że te pieniądze później w Ekstraklasie były większe, ale to i tak były pieniądze, które w Ekstraklasie praktycznie w żadnym klubie nie występowały. I wydaje mi się, że dlatego stać nas było na takich piłkarzy i zainwestować te pieniądze na takich piłkarzy, na jakich nas było. I wydaje mi się, że to było problem.

Gdybyśmy już w pierwszej lidze byli w stanie dawać pieniądze, które są w innych klubach, w wielu innych klubach, które dysponują dużo większym budżetem, no to ta dysproporcja nad Ekstraklasą byłaby dużo mniejsza i wtedy myślę, że można było dociągnąć tym poziomem do Ekstraklasy. Wydaje mi się, że ten początek właśnie tak wyglądał i dlatego za późno się ocknęliśmy trochę i za późno zaczęliśmy gonić. Niestety brakło trochę czasu.

Jestem ciekawy, czy Pan żałuje, że to pożegnanie z karierą, z Ruchem odbędzie się na Stadionie Śląskim, a nie tutaj przy Cichej? No bo z jednej strony Stadion wiadomo, ładniejszy po prostu, natomiast tu chyba jednak tych wspomnień znacznie więcej.

No zdecydowanie tutaj jest więcej wspomnień, nawet pamiętam chyba z 2 lata temu czy półtorej roku temu, jak już wiedzieliśmy, że tu nie zagramy, wyszliśmy na jakiś trening i do Łukasza Januszki mówię, kurde „Ecia”, przecież my tu już nigdy nie zagramy na tym stadionie. No i tak przykro nam się zrobiło, nie? Że faktycznie, że tu już praktycznie jak te świeczki musieliśmy zdjąć, musieliśmy się z nimi pożegnać, no to już wiedzieliśmy, że nowy stadion jak powstanie, no to już nie za naszych czasów i... A czy jest mi przykro? Nie, nie jest mi przykro, bo wiadomo, miejsce jest ważne, ale ci ludzie będą razem z nami i ja się cieszę, że doczekam takiego momentu, że mogę zejść sam, powiedzieć, że schodzę z własnej woli, nikt mnie z klubu nie wyrzuca, nikt mnie z drużyny nie wygania, tylko sam podjąłem tę decyzję i bardzo się z tego cieszę.

Łezka się wokół zakręci jutro?

Myślę, że tak. Już ten tydzień jest w ogóle bardzo ciężki i myślę, że w sobotę będzie kulminacja tego i apogeum tej właśnie przysłowiowej łezki w oku, ale myślę, że też trzeba się cieszyć z tego, że jest plan na przyszłość i dla mnie, i dla klubu, który myślę, że fajnie się będzie spinał i z tego się trzeba cieszyć.

20 lat temu zaczynał karierę w Ruchu Chorzów w seniorskiej piłce. Jutro, w sobotę, kończy meczem z Cracovią na Stadionie Śląskim i zawiesi buty na kołku - Tomasz Foszmańczyk, kapitan Ruchu Chorzów był z nami. Dziękujemy i życzymy powodzenia w dalszej karierze związanej ze sportem.

Dziękuję bardzo, pozdrawiam wszystkich słuchaczy.

Rozmawiał Mateusz Kornas

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama