publikacja 15.10.2025 09:07
- Ten poziom cen jest o co najmniej 30 procent za niski, żeby zrekompensować aktualne koszty produkcji - mówi w rozmowie z Radiem eM Roman Włodarz, prezes Śląskiej Izby Rolniczej, komentując sytuację na rynku zbóż oraz nowe regulacje dotyczące handlu z Ukrainą.
Umowa z Ukrainą dopiero w 2026 roku
Jak wyjaśnia Włodarz, skutki nowej umowy między Unią Europejską a Ukrainą, przewidującej kontyngent miliona ton pszenicy i orkiszu, będą odczuwalne dopiero za dwa lata.
– Umowa dotyczy okresu między 1 stycznia 2026 a 31 grudnia 2027 roku. Dziś realizowane jest rozporządzenie 11.32 z 3 czerwca bieżącego roku, które wprowadziło limity kwotowe po zakończeniu tzw. ATM-ów, całkowicie zwalniających produkty ukraińskie z cła – tłumaczy.
Zwraca też uwagę, że obecnie cena zboża na Ukrainie jest taka sama lub nawet nieco wyższa niż w Polsce, dlatego nie ma presji eksportowej ze strony ukraińskich producentów. – To może się zmienić w perspektywie dwóch–trzech lat – dodaje.
Import z Rosji i Kazachstanu nadal trwa
Włodarz podkreśla, że wbrew powszechnemu przekonaniu wojna nie zatrzymała importu produktów rolnych z Rosji.
– W tej chwili mamy bardzo duży import z Rosji tzw. warzyw spod szkła – ogórków, pomidorów i innych, które wymagają ogrzewania. Europa, przy obecnych cenach energii, nie jest w stanie konkurować z rosyjską produkcją szklarniową – mówi.
Przypomina też, że Rosja eksportuje nawet 40–45 milionów ton zbóż rocznie, a więc znacznie więcej niż Ukraina w najlepszych latach.
– To gra wielkich interesów międzynarodowych. Sankcje są wybiórcze i zależne od sytuacji rynkowej – dodaje prezes Śląskiej Izby Rolniczej.
Zmowy cenowe i słabe mechanizmy ochronne
Zapytany o tzw. „samozbiory" i lokalne protesty rolników, Włodarz przyznaje, że zjawisko bywa groźne. – Problemy rolników wkroczyły w sferę mediów społecznościowych, gdzie łatwo o fake newsy, a skutki bywają dramatyczne. Mieliśmy przypadek kradzieży 150 ton ziemniaków tylko dlatego, że rozpowszechniono nieprawdziwe informacje – mówi.
Zaznacza również, że na rynku owoców i warzyw brakuje skutecznych mechanizmów ochronnych.
– Działania Komisji Europejskiej są w tym zakresie bardzo ograniczone, nie ma instrumentów, które chroniłyby polskich producentów. – zauważa.
Nie ukrywa, że widać też zmowy cenowe w skupie. – Dotyczy to głównie owoców miękkich, jabłek i malin. Rolnik jest wtedy pod ścianą, bo nie ma jak przechować plonów – tłumaczy.
Rolnicy bez szans w konkurencji z agroholdingami
Zdaniem Romana Włodarza, polski rolnik nie jest w stanie konkurować z ukraińskimi agroholdingami, które często należą do kapitału międzynarodowego.
– Na Ukrainie obowiązują znacznie niższe koszty produkcji, słabsze regulacje i dostęp do środków ochrony roślin zakazanych w Unii Europejskiej. – wylicza.
– Nie wierzę, że do 2028 roku Ukraina rzeczywiście przyjmie unijne normy jakości i sanitarne. Interesy kapitału międzynarodowego są zbyt silne, by pozwoliły się ograniczyć. – dodaje.
Zagrożone bezpieczeństwo żywnościowe
Choć, jak mówi Włodarz, ilościowo bezpieczeństwu żywnościowemu Polski dziś nic nie zagraża, to problem leży w przyszłości.
– Obecnie mamy ok. 40 procent nadwyżki produkcji ponad krajowe spożycie. Ale jeśli utrzyma się tak niski poziom opłacalności, nastąpi stopniowe wygaszanie produkcji w wielu gospodarstwach – ostrzega.
W jego ocenie wówczas import taniej żywności z Ukrainy, Rosji czy krajów Ameryki Południowej może trwale wyprzeć krajową produkcję.
– Kiedy polska żywność zostanie wyparta, ceny gwałtownie wzrosną – tak, jak działo się w Afryce w latach 60. – mówi.
– Będzie to groziło upadkiem gospodarstw, wyprzedażą ziemi, porzucaniem upraw i przyspieszoną wyludnieniem wsi.
„Politycy myślą do następnych wyborów"
Na koniec prezes Śląskiej Izby Rolniczej przyznaje z goryczą:
– Dziś nikt realnie nie dba o polskiego rolnika. Politycy myślą kategoriami kolejnych wyborów, a nie perspektywą dziesięciu czy piętnastu lat. To, czego dziś nie widać, po prostu się odkłada.
redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07