Piękno katolicyzmu: radość

ks. Jerzy Szymik ks. Jerzy Szymik

|

GN 14/2015

publikacja 02.04.2015 00:15

Wiara w Boga jest radością, bo jest pewnością, że każdego z nas osobiście kocha jego Stwórca i Zbawca.


Piękno katolicyzmu: radość henryk przondziono /foto gość

Błogosławiony Piotr Jerzy Frassati w liście do siostry:Pytasz mnie, czy jestem wesoły, a jakże mógłbym nie być? Póki mi Wiara daje sił, zawsze wesoły! Katolik przecież nie może nie być wesoły. Smutek zasługuje na wygnanie z serc katolickich. Smutek to co innego niż ból, smutek jest najgorszą ze wszystkich chorób. Choroba ta niemal zawsze wyłania się z ateizmu. Cel zaś, do którego zostaliśmy stworzeni, odsłania przed nami drogę może najeżoną wieloma cierpieniami, ale bynajmniej nie drogę smutną. Jest ona radością także poprzez cierpienie”.Nie będziemy za te zdania przepraszać niewierzących braci, powtórzymy je jeszcze mocniej: smutek (nie mylić z cierpieniem i bólem), najgorsza ze wszystkich chorób, niemal zawsze wyłania się z ateizmu. Nie będziemy ich za to przepraszać, bo nam na nich naprawdę zależy; na ich wierze, na ich szczęściu, na ich radości. A reguła jest taka:Bez Boga – wszystko nudne, rozpaczliwe, wszystkiego za mało, wszędzie pożerająca samą siebie pustka. Ze śmiercią w tle.Z Bogiem – życie jest radością. Bóg jest naszą radością i pocieszeniem, ostoją i siłą. Wiara w Boga jest radością, bo jest pewnością, że każdego z nas osobiście kocha jego Stwórca i Zbawca. Wiara smakuje wewnętrzną pogodą życia.Nie ma ona (pogoda życia) nic wspólnego z naiwnością, za to sporo z mądrością i realizmem. Kapitalnie udało się to wyrazić Benedyktowi XVI w opowieści o „pocieszonym smutku”, za pomocą metafory cieni i światła:Postawą chrześcijan nie jest negacja smutku, oczywiście także nie beznadziejność (do której ma powody materialista), ale pocieszony smutek. Oznacza to: smutek pozostaje i ma swoje racje, ale jest on zarazem pocieszonym smutkiem, smutkiem, który mimo wszystko, bez względu na całą jego powagę, może i powinien być pocieszony i wewnętrznie ogarnięty przez przeważającą pociechę. (…) Chrześcijanin nie upiększa ani nie zaprzecza głębokim cieniom, jakie kładą się na istnienie człowieka w tym świecie. A mimo to nawet te cienie są jeszcze dla niego znakiem nadziei, ponieważ on wierzy i umie wierzyć, że są to cienie, jakich nie byłoby bez wielkiego światła, które je rzuca. A jeśli cienie należą do teraźniejszości, to przyszłość jest tym bardziej światłem”.

• • •

Skąd w ogóle radość i nasze prawo do niej? Gdzie jej źródło?Radość płynie w nasz świat z wysokiego źródła. Macierzysta góra tej krynicy to Golgota – radość prawdziwa wypływa z samego środka męki Jezusa. To bowiem właśnie Jezusowa śmierć sprawia, że nasze istnienie nie jest drogą ku śmierci, że nie jest mgnieniem, które wyszło z niczego i w nic się obróci. A przecież tylko wówczas możliwa jest trwała radość, kiedy to nie śmierć i nie nicość okażą się ostatecznym finałem.Śmierć Chrystusa jest więc prawdziwej radości centrum, a Jego zmartwychwstanie upewnia nas, że On nie tylko „stał się”, ale już odtąd wiecznie „jest” człowiekiem, że człowieczeństwo zostało przezeń trwale wprowadzone w istotę Boga. Tym samym człowiek przestaje być absurdalny i bez-nadziejny. Nasze ciało i nasza krew mają wówczas swoje nienaruszalne miejsce w Bogu, a powód do radości swoją niezniszczalną, bo wielkanocną, podstawę. Nadzieja zdobywa przewagę w sporze z rozpaczą: ma rację i argumenty (z koronnym i nie do przebicia argumentem ze zmartwychwstania Chrystusa na czele). Więc możemy się cieszyć. Radością prawdziwie ludzką, która jednakże przestała być krucha i niepewna siebie.Radość ta, która rodzi się w uczniach przy spotkaniu ze Zmartwychwstałym – „Uradowali się uczniowie, ujrzawszy Pana” (J 20,20) – jest na kartach Radosnej Nowiny silnie wiązana z przyjściem Pocieszyciela. Radość okazuje się właściwym darem Ducha Świętego i rzeczywistym podarunkiem Odkupiciela. Obiecuje Pan swoim: „rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać” (J 16,22). W ten sposób akord, który pojawia się już w całej swej czystej mocy w pozdrowieniu anielskim („raduj się, pełna łaski”, Łk 1,28), przewija się przez całe ukryte i publiczne życie Jezusa i osiąga swoją paschalną „symfoniczną” kulminację męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa oraz zesłania Ducha Świętego. Ważne: ewangeliczne pojęcie „pełna radość” („aby radość wasza była pełna”) okazuje się tożsame z Duchem Świętym. To ten sam dar zabitego i wskrzeszonego Chrystusa: Pocieszyciel ≈ radość i trwałe do niej prawo wierzących.• • •Niezwykle głęboki jest związek radości z każdą Mszą świętą. Sięga on ich wspólnego mianownika: śmierci. Jak to? Śmierć i radość. Dlaczego? Eucharystia jest odpowiedzią na pytanie o śmierć – spotkaniem z miłością, która jest silniejsza od śmierci – a tylko gdy istnieje odpowiedź na śmierć, istnieje powód do radości. Jakżeby inaczej: w życiu to śmierć pozostaje wszak „kwestią ponad wszystkie kwestie” i tam, gdzie rozciąga się jej królestwo, nie jest możliwa prawdziwa radość. Ludzie zawsze we wszystkich swoich najgłębszych tęsknotach pragnęli przezwyciężenia śmierci, poszukiwali życia, które byłoby większe niż śmierć. W Eucharystii obecność prawdy śmierci i zmartwychwstania Chrystusa właśnie to prawo do radości nam daje. Na ołtarzu dzieje się to, o czym marzy ludzka miłość: w akcie śmierci otwierają się drzwi do zmartwychwstania; tu miłość staje się wieczna, zyskując powód i prawo do niezmąconej radości.Dlatego też określanie Eucharystii jako „uczty” czy też „wieczerzy” to zbyt mało. Jej tajemnica idzie dalej, sięga głębin śmierci – jest ofiarą, uobecnieniem ofiary krzyża Jezusa Chrystusa. I tylko wtedy, przy takim jej rozumieniu, paradoksalnym jedynie na powierzchni, pozornie „smutnym” (ofiara) wobec „radosnego” (uczta/wieczerza), możliwe jest promieniowanie z jej wnętrza radości prawdziwej, wielkanocnej: oto bowiem Ukrzyżowany zmartwychwstał!!!

• • •

Radość chrześcijańska ma swoich wrogów od dwóch tysięcy lat.Chrystus i Jego Kościół są stale oskarżani o największy w dziejach ludzkości atak na radość życia. Ich streszczeniem jest teza Fryderyka Nietzschego: „Jakiż to największy grzech popełniono dotychczas na świecie? Czyż nie były nim słowa tego, który rzekł: »Biada tym, którzy się śmieją!«”. Nie tylko w tych zdaniach Nietzsche nie przebierał w słowach. Oskarżał chrześcijaństwo o „potworną zbrodnię przeciw życiu”, o lansowanie moralności resentymentów dobrej dla „przeciętnego cnotliwego zwierzęcia” (jak sam to określa), dla ludzi słabych, o obietnicę niebieskiego królestwa dla tych, którzy się staną jak dzieci… Tymczasem współczesny człowiek – zdaniem Nietzschego i jego licznych dziś wyznawców – chce królestwa ziemskiego na miarę mężczyzny, którym się stał. Pisze: „W pojęciu święta mieści się duma, junactwo, swada; szyderstwo ze wszelkiego rodzaju powagi i poczciwości; boskie stany wewnętrzne, którym chrześcijanin absolutnie nie może przytaknąć. Święto jest poganizmem par excellence”. Oraz: „ideał ducha” (antychrześcijańskiego) polega na tym, że on „mimowolnie, z przelewającej się z niego pełni i potęgi bawi się tym wszystkim, co dotychczas było święte, dobre, nietykalne i boskie”.No cóż… Przekraczamy tu bramę obozu koncentracyjnego, którego lager-führerzy tym właśnie się bawią, co do tej pory (poza obozem) było „święte, dobre, nietykalne i boskie”. Tym się radują, z tego się śmieją… Ale nad ich śmiechem, swawolnym i przytakującym sobie potężnieje głos Bożej pomsty, z którego odważył się z „junacką dumą” szydzić Nietzsche, oskarżając go (Jezusa, czyli głos/słowo Boga) o zbrodnię przeciw ludzkości: „Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie” (Łk 6,25b). Spełni się nieuchronnie to słowo Boga (jak każde); zdaje się, że dziś rozumiemy to coraz lepiej…

• • •

Bo prawda radości i świętowania jest dokładnie odwrotna niż praktykowali to dozorcy obozów koncentracyjnych oraz ich otaczany w kręgach akademickiej humanistyki nabożną czcią antenat Fryderyk Nietzsche. Prawda o radości i święcie jest taka: dopiero kiedy Bóg daje prawo, aby się radować, dopiero gdy On sam zapewnia, że moje życie i cały świat są powodami do radości, można mówić o prawdziwym święcie. Święto nie jest poganizmem, ale wiarą par excellence.

I właśnie to jest winne chrześcijaństwo światu: istnieje radość pełna i prawdziwa, życie jest powodem do radości, bo istnieje Bóg i Jego dobra dla nas Nowina, Ewangelia. Tym bardziej Kościół winien jest ją światu, im bardziej źródła radości stały się w świecie zasypane i tym samym pozostają nieznane, im rozpaczliwsze i agresywniejsze jest wołanie o radość życia Nietzschego, nietzscheanistów i skrzek wtórujących im karłów. Kościół musi tu cierpliwie i pokornie wytrzymywać kompleksy i zawiści – chore formy tęsknoty za dobrem – swoich przeciwników: prawdziwa radość jest dobrem pociągającym, a zarazem dziś rzadkim, stąd nieufność, stąd oskarżenie Chrystusa i Jego uczniów o jej brak bądź zafałszowanie.Benedykt XVI: „Ciągłe rozbudzanie radowania się Bogiem, radowania się Bożym objawieniem, to priorytetowe zadanie Kościoła w trzecim tysiącleciu”. „Radość w Panu jest waszą ostoją” (Ne 8,10).

• • •

Bo tam, gdzie jest Bóg, znika wszelkie zgorzknienie.Dlatego chrześcijaństwo jest pierwszorzędnie radością, nie ciężarem. Dlatego też chrześcijaństwu jest po drodze z humorem, dowcipem, wesołością. W tym sensie humor bywa „barometrem wiary”. Ratzinger: „Dobry humor chrześcijan, mający źródło w wyzwalającej pewności, że są kochani, powinien być właśnie dyskretnym sposobem promieniowania na co dzień ewangeliczną radością w pozbawionym humoru świecie techniki”.To pewne: świata na obłoki na pewno nie porwą frustraci… A tam, gdzie nie ma radości, gdzie humor obumiera i znika, tam na pewno nie ma Pocieszyciela, Ducha Jezusa Chrystusa. Ale na pewno porwie nas wyżej niż obłoki Ta, do której Bóg skierował, przez Posłańca, swoje pierwsze w Nowym Testamencie słowo. Brzmiało ono: „bądź pozdrowiona”, po grecku: haire!, dosłownie: raduj się! I dlatego modlimy się do Niej: Przyczyno naszej radości, bo dałaś nam Jezusa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.