In vitro. Jest bubel, który wstrzymuje procedurę

jad /PAP/tok.fm

publikacja 02.11.2015 07:33

Program, w ramach którego refundowane jest leczenie niepłodności metodą in vitro, ma być kontynuowany do 2019 r. Nad kolejną edycją programu pracuje Ministerstwo Zdrowia, ewentualna decyzja w tej sprawie może zapaść w poniedziałek.

In vitro. Jest bubel, który wstrzymuje procedurę Klinika in vitro w Szczecinie. Ciekły azot, w którym przechowywane są zarodki Jakub Szymczuk /Foto Gość

Program Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego, powszechnie zwany rządowym programem in vitro, ruszył 1 lipca 2013 r. i był przewidziany do 30 czerwca 2016 r. Na początku października premier Ewa Kopacz poinformowała, że będzie kontynuowany. Ma zostać również dostosowany do zapisów ustawy, która weszła w życie 1 listopada.

Projekt dotyczący programu na lata 2016-2019 - jak informuje resort zdrowia - "jest procedowany i oczekuje na uzyskanie zgody ministra na jego realizację". Z informacji służb prasowych MZ wynika, że ewentualna decyzja w tej sprawie może zapaść już dziś (2 listopada).

Zgodnie z art. 48 ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych - na podstawie której działa również program ws. in vitro - programy polityki zdrowotnej mogą opracowywać, wdrażać, realizować i finansować ministrowie oraz jednostki samorządu terytorialnego.

Do przyjęcia projektu programu nie jest więc wymagana zgoda lub opinia Prezesa Rady Ministrów; nie jest on tez przedkładany do zaopiniowania przez rząd.

Nowy program ws. in vitro ma być kontynuacją obecnego. Na jego realizację od 1 lipca 2016 r. do 31 grudnia 2019 r. przeznaczono ok. 304 mln zł.

W związku z wejściem w życie ustawy o leczeniu niepłodności z programu będą mogły skorzystać również pary, które - aby przeprowadzić procedurę zapłodnienia pozaustrojowego - muszą skorzystać z dawstwa innego niż partnerskie komórek rozrodczych lub zarodków.

Projekt programu zaopiniowała w ostatnich dniach Agencja Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. W piśmie z 26 października podano, że oceniono go pozytywnie pod warunkiem uwzględnienia przedstawionych uwag.

Uwagi te dotyczyły m.in. niezdefiniowania oczekiwanych efektów. W opinii wskazano ponadto, że wątpliwości może budzić ustalenie górnej granicy wieku uczestniczek zapraszanych do programu (40 lat). Zasygnalizowano także, że warto byłoby określić sposób zapewnienia ciągłości między programem a dalszym sprawowaniem opieki nad kobietą w okresie ciąży, porodu i połogu.

Z informacji przekazanych PAP przez resort zdrowia wynika, że większość uwag AOTMiT została uwzględniona. Podtrzymano jednak granicę wieku uczestniczek programu.

Resort wyjaśnił też, że opieka nad ciężarną po realizacji świadczeń w ramach programu jest zapewniana ze środków publicznych już poza programem. Uzupełniono także wyjaśnienia dotyczące monitorowania jakości świadczeń, elementów promocji w ramach programu i sposobu wyłaniania realizatorów (liczby ośrodków).

Krytycznie o opinii AOTMiT na temat programu finansowania in vitro wypowiada się lekarz i chemik dr hab. Andrzej Lewandowicz. W liście przesłanym do redakcji "Gościa Niedzielnego" zwraca uwagę, że podczas gdy postuluje się likwidację okien życia, które utrudniają dzieciom poznanie ich rodziców, wprowadza się finansowanie programu in vitro, który w przypadku anonimowych dawców komórek de facto możliwość poznania przodków z zasady wyklucza.

Co więcej, jak zauważył Andrzej Lewandowicz, program finansowania in vitro dyskryminuje te niepłodne małżeństwa, które chciałyby leczyć się metodami moralnie godziwymi, zgodnymi z ich sumieniem.

Przeczytaj całą opinię:

Krytycznie o planach przedłużenia programu w ostatnich dniach urzędowania obecnego kierownictwa MZ wypowiedział się w mijającym tygodniu m.in. szef sztabu PiS, wicemarszałek Senatu, wskazywany w gronie potencjalnych kandydatów na ministra zdrowia, Stanisław Karczewski.

Tymczasem radio TOK.FM donosi, że od momentu wejścia w życie ustawy o in vitro przeprowadzanie tej procedury tak naprawdę stało się na jakiś czas niemożliwe. Chodzi o bubel, błąd, który został popełniony przy przygotowywaniu przepisów. Okazuje się bowiem, że zgodnie z nowym prawem kliniki in vitro muszą posiadać zatwierdzony przez Ministerstwo Zdrowia "certyfikat" - wyjaśnia TOK.FM. Mogą się ubiegać o niego... od momentu wejścia w życie ustawy. Wcześniej złożenie stosownych dokumentów w ministerstwie było formalnie niemożliwe. Jak wyjaśniają rozmówcy rozgłośni, taki dokument to około 500 stron szczegółowych informacji na temat sposobów organizacji i funkcjonowania kliniki. Resort zdrowia zapewnia, że będzie te dokumenty rozpatrywało w trybie pilnym. Na odpowiedź ministerstwo ma 2 miesiące.

Kliniki biorące udział w rządowym programie już dokumenty przygotowały w konsultacji z urzędnikami, ale złożyć je mogą dopiero dziś. Część klinik jednak dopiero zacznie przygotowywać swoje wnioski. Ile takich jest? Nie wiadomo.

Według ustaleń tok.fm problematyczna jest też procedura znakowania zarodków. Aby je oznakować poprawnie, kliniki muszą podawać kod ośrodka. Ten kod mają otrzymać od ministerstwa zdrowia. Z kolei ministerstwo, żeby przyznać kod, musi wcześniej klinikę zarejestrować. A zrobi to dopiero... po wprowadzeniu w takim ośrodku poprawnego systemu znakowania. To błędne koło - zwracają uwagę lekarze, z którymi rozmawiało TOK.FM.