Do nieba wejdę ostatni

Joanna Juroszek

|

Gość Katowicki 09/2018

publikacja 01.03.2018 00:00

„Należę całkowicie do wszystkich. Każdy może powiedzieć: ojciec Pio należy do mnie. Kocham moich synów duchowych na równi z moją duszą” – powiedział święty stygmatyk z Pietrelciny na kilka dni przed swoją śmiercią. Jego słowa do serca wzięli sobie i Ślązacy.

– Mogę zapomnieć samego siebie, ale nie moje dzieci duchowe – mówił słynny kapucyn. – Mogę zapomnieć samego siebie, ale nie moje dzieci duchowe – mówił słynny kapucyn.

Ojciec Pio już za życia uważany był za świętego. To człowiek wyjątkowy i choć zdecydowaną większość życia spędził w jednym miejscu, w San Giovanni Rotondo, to znany był na całym świecie. Już w 1956 r., na 12 lat przed jego śmiercią, w Katowicach odbyła się prelekcja jemu poświęcona. Na zlecenie bp. Herberta Bednorza kapłanom wygłosił ją ks. Michał Rękas – wyjaśnia ks. Szymon Resiak, wikary w kościele Mariackim w Katowicach, autor książki: „Kult św. ojca Pio z Pietrelciny w archidiecezji katowickiej w latach 1999–2014”.

Ciemność

Co zafascynowało go w świętym kapucynie z południa Włoch? Nie stygmaty czy dar bilokacji, lecz indywidualne podejście do każdego człowieka.

– Ojciec Pio oprócz tego, że był postrzegany jako święty, był bardzo życiowy. Żył tak blisko ludzi, że doskonale ich rozumiał – wyjaśnia. – Patrzył na człowieka całościowo. Stworzył szpital, który nazwał Domem Ulgi w Cierpieniu, żeby podkreślić troskę nie tylko o ciało pacjenta, ale także o jego psychikę i duszę. W spowiedzi każdego traktował indywidualnie. Jednych mocno pocieszał, drugich wyrzucał, ale kiedy także jego współbracia chcieli ludzi wyrzucać z konfesjonału, to powiedział im stanowcze: „Nie”. Miał świadomość tego, że widzi więcej – dodaje.

Dostępne jest 32% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.