Duch Święty przy biureczku w korporacji

Urszula Rogólska

publikacja 06.05.2018 16:55

- Stwierdziłem: skoro życie z alkoholem, z narkotykami, z kobietami, ze spełnionymi marzeniami nie dało mi satysfakcji, to jeszcze jednej rzecz nie zrobiłem: nie spróbowałem drogi z Bogiem - mówił Krzysztof Sowiński na Złotych Łanach.

Krzysztof Sowiński na Złotych Łanach Krzysztof Sowiński na Złotych Łanach
Urszula Rogólska /Foto Gość

Najpierw były krótkie filmiki internetowe, udostępnianie przez ks. Marcina Hałasa, duszpasterza wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym w bielskiej parafii św. Józefa. Animacje przedstawiały człowieka idącego wśród łanów zbóż i spotykającego… muczące krowy. Dwie litery: M.U., wieńczyły każdy z trzech odcinków. Wszystko stało się jasne w ostatnim. M.U. - znaczy "Młodzi uwielbiają". To hasło cyklu spotkań, na które do złotołańskiego kościoła zapraszają bielsko-żywieckie wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym z diecezjalnym duszpasterzem ks. Romanem Berke oraz ks. M. Hałasem.

Pierwsze spotkanie odbyło się w sobotę 5 maja. Kolejne zaplanowano na 29 września. Natomiast w każdą środę o 19.30 w kościele św. Józefa będą miały miejsce spotkania z modlitwą uwielbienia, na które ks. M. Hałas szczególnie zaprasza młodych. Będą oni mogli wziąć także udział w rekolekcjach, które od 6 do 8 lipca w Hałcnowie poprowadzi ks. Michał Olszewski, znany wielu rekolekcjonista, egzorcysta, misjonarz miłosierdzia.

To nie event

- Ten kościół św. Józefa, który jest jego domem, dzisiaj staje się waszym domem, w którym chcecie błogosławić Pana i Go uwielbiać - witał wszystkich ks. Stanisław Wójcik, proboszcz parafii. - Życzę wam, abyście doświadczyli chociaż muśnięcia Ducha Świętego, który umacnia i ożywia.

Młodzi na modlitwie w kościele św. Józefa na Złotych Łanach   Młodzi na modlitwie w kościele św. Józefa na Złotych Łanach
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Mam takie przekonanie, że ten wieczór jest szczególnym wieczorem dla was - zaznaczył ks. Marcin Hałas. - Chciałbym, abyście go bardzo głęboko przeżyli w dotknięciu Pana Boga, osobistego spotkania z Nim - nie z kimkolwiek innym. Bóg Ojciec widzi dzisiaj wasze potrzeby i chce stać się Tym, który jest blisko waszych serc, On zawsze był, zawsze jest i zawsze będzie blisko. To, co się tutaj wydarzy, nie jest jakimś eventem. Nie chodzi o to, żebyśmy się spotkali dla jakiegoś wrażenia. Chodzi o to, żebyśmy się spotkali osobiście z Panem Bogiem i osobiście doświadczyli Jego obecności.

Na pierwsze spotkanie przybyli młodzi ze swoimi opiekunami z wielu parafii diecezji. Mogli wysłuchać historii życia 25-letniego Krzysztofa Sowińskiego ze wspólnoty "Głos Pana" ze Skierniewic, a potem razem z nim i zespołem Projekt Fausystem z Oświęcimia uwielbiać Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Ks. Marcin podchodził z monstrancją blisko każdego; każdy mógł spojrzeć na Jezusa, powierzyć Mu siebie. Był czas na trwanie przy Bogu w absolutnej ciszy. W konfesjonałach można było skorzystać z sakramentu pokuty i pojednania.

Na zakończenie żywiołowego śpiewu uwielbienia i oklasków dla Jezusa wszyscy, trzymając się za ręce, modlili się wstawienniczo za osoby stojące obok. W modlitwie poprowadził ich ks. Roman Berke. Spotkanie zakończył Apel Jasnogórski i wspólna gościna przy stole, przygotowana przez dorosłych ze wspólnot Odnowy.

Przy wyjściu z kościoła każdy dostał krówkę - cukierek - z dołączonym do niej słowem Bożym, przypominającym o Bożej miłości - o tym, o czym mówił Krzysztof Sowiński, dziś mąż, a od dwóch tygodni tata Róży Marii.

Ks. Marcin Hałas pobłogosławił wszystkich Najświętszym Sakramentem   Ks. Marcin Hałas pobłogosławił wszystkich Najświętszym Sakramentem
Urszula Rogólska /Foto Gość

Kiedy było cicho, przychodziła depresja

- Pan Bóg przemienił moje życie cztery lata temu - mówił Krzysztof. - Jego droga do mnie była trochę wyboista, przez moje wybory. Dzisiaj moje życie wygląda idealnie w porównaniu z tym, co było kiedyś… Całe życie wierzyłem w Boga. Do tego stopnia, że nawet się do Niego przyznawałem. A jednocześnie byłem łobuzem od najmłodszych lat. Miałem dużo "wolności domowej". Jestem z rodziny rozbitej, mieszkałem tylko z mamą. Kombinowałem na wszystkie sposoby, żeby robić wszystkie złe rzeczy, których inni w moim wieku może jeszcze nie chcieli robić albo nie mieli odwagi do tego.

Jak mówił, od dziecka oglądał bardzo dużo telewizji. Kiedy miał 5 lat, po raz pierwszy zobaczył film pornograficzny. - To było coś, co bardzo głęboko weszło w moje życie i było w nim przez długie lata - mówił. - Potem bazowałem na doświadczeniu z oglądania różnych osób w filmach sensacyjnych i science fiction, gdzie widziałem twardzieli - pełnych werwy, cwaniactwa, z niewyparzonymi gębami - duzi goście z bicepsami i karabinami. Pili alkohol, brali narkotyki - byli takimi kozakami. To był mój wzór mężczyzny.

Miał 11 lat, gdy po raz pierwszy się upił. Niedługo potem zaczął palić marihuanę. - Te dwie rzeczy zaczęły mi towarzyszyć każdego dnia: alkohol, narkotyki - marihuana do czasów studiów, potem zacząłem brać twarde narkotyki. Zacząłem się czuć fajnie - opowiadał.

Gimnazjum upłynęło pod znakiem uzależnienia od komputera i gier komputerowych. - Mam problem z umiarem, więc potrafiłem grać nawet 40 godzin bez przerwy. Miałem też problem z umiarem w jedzeniu i piciu. Od pierwszej klasy gimnazjum mieszkałem sam, bo mama wyjechała na emigrację do Włoch. Miałem jeszcze więcej swobody. Moje codzienne menu to była pizza, zupki chińskie i pepsi. Kiedy byłem w liceum i w Skierniewicach otworzyli pierwszy kebab, uzależniłem się nawet od kebaba. Roztyłem się. Przy wzroście metr siedemdziesiąt, ważyłem prawie sto kilogramów. Nie trenowałem, nie uprawiałem żadnych sportów. Kiedy graliśmy w piłkę, gruby zawsze szedł na bramkę. Nie umiałem bronić. Widziałem siebie jako ofermę pod względem fizycznym. Byłem cwaniak i nie dałem sobie w kaszę dmuchać, ale nie umiałem się bić, więc zawsze dostawałem wciry.

Jak zaznaczył Krzysiek, to wszystko pogłębiało kompleksy, zranienia, których doświadczał od początku swojego życia. - W tej historii moim głównym problemem tak naprawdę nie był grzech, ale brak miłości - brak poczucia, że jestem kochany i brak poczucia, że mogę kochać. Nie potrafiłem wejść w żadną relację damsko-męską, bo nie potrafiłem pokochać najpierw siebie - wyznał.

Kiedy Krzysiek był w liceum, "moment kebabożercy nagle został ucięty przez to, że poznałem dziewczynę, która się mną szczerze zainteresowała". Ale w swoich oczach był ohydnym grubasem. - Byłem uzależniony od pornografii, a tam ludzie są przedstawiani w nienormalnych proporcjach, że tak powiem. I myślałem, że jeśli człowiek nie jest idealny pod względem cielesnym, to jest ohydny. Powiedziałem sobie wtedy: taki paskudny nie zasługuję na miłość. Muszę na nią zapracować. Bo to miałem wbite do głowy od zawsze - żeby coś dostać, trzeba na to zasłużyć. Nie ma nic za darmo.

Brak umiaru znowu dał znać o sobie - zaczął co rano chodzić na basen. Przez pół roku schudł 23 kg, zmężniał, wyrósł. Wreszcie w lustrze zobaczył idealnego faceta. - Pomyślałem: taki przystojny możesz mieć każdą dziewczynę - mówił.

Modlitwa uwielbienia w złotołańskim kościele św. Józefa   Modlitwa uwielbienia w złotołańskim kościele św. Józefa
Urszula Rogólska /Foto Gość

Od osiemnastki zaczęło się imprezowanie w klubach. W czasach licealnych - dwa razy w tygodniu, studenckich - sześć. - Wtedy też znów bez umiaru rzuciłem się na siłownię, sporty walki - dwa lata trenowałem MMA, kilkanaście treningów tygodniowo. Wieczorami - impreza. Wszystko kręciło się wokół przyjemności. Potrzebowałem cały czas bodźców. Nie miałem czasu, żeby się nad sobą zastanowić. Na studiach przestałem trenować, zachwyciłem się studenckim life style’em: non stop picie, ćpanie. Nigdy nie potrafiłem trwać w ciszy. Bałem się tego, co było we mnie. Bo kiedy było cicho, przychodziła depresja, destrukcyjne myśli samobójcze. Wypełniałem życie muzyką, żeby nie myśleć, nie słyszeć.

Młodzi przybyli na Złote Łany z różnych parafii diecezji   Młodzi przybyli na Złote Łany z różnych parafii diecezji
Urszula Rogólska /Foto Gość
Daj sobie spokój z tym Bogiem

Krzysiek podkreślał, że od zawsze był człowiekiem wierzącym, ale jego wiara była martwa. - To była podróba wiary - mówił, opowiadając, że kiedy katechetka zapytała, kto wierzy w Jezusa, wstał jako pierwsz­y, a niedługo potem, kiedy go upomniała, "naszczekał na nią przy całej klasie". - Taki byłem wielki wierzący. Hipokryta.

Kontynuując, Krzysiek wspominał: - Nieraz wracałem z imprezy, gdzie się upodliłem. Wszystkich namawiałem do zła. Kobiety traktowałem tak, jak się kobiet traktować nie powinno. Bardzo źle… Przyszedł moment, kiedy popatrzyłem na swoje życie, które było wypełnione imprezami, jakimiś sukcesami, ambicjami - bo wyznaczałem sobie cele i je realizowałem - i zobaczyłem, że nic nie daje mi satysfakcji; że ciągle jestem pusty, ciągle jestem spragniony.

Zacząłem więcej myśleć o Bogu. Czytałem różne rzeczy, wszystkie możliwe spiskowe teorie - o końcu świata: że szatan nas wszystkich zamorduje. Mój strach przed śmiercią wzrastał każdego dnia.

Stwierdziłem - skoro życie z alkoholem, z narkotykami, z ludźmi, z kobietami, ze spełnionymi marzeniami nie dało mi satysfakcji, to jeszcze jednej rzecz nie zrobiłem: nie spróbowałem drogi z Bogiem. Wszyscy, którym o tym mówiłem, kwitowali krótko: "Daj sobie spokój z tym Bogiem. Nie będziesz mógł robić tego, co jest fajne, będziesz miał życie usłane cierpieniem". I to utwierdzało obraz Boga, jaki miałem w sercu. Ja widziałem Boga tak jak swoich rodziców - jak tych, którzy mi mówili, że powinienem starać się bardziej, że nigdy nie jest wystarczające dobre to, co robię. I myślałem, że żeby przyjść do Boga, muszę być doskonały, muszę być święty.

Na sylwestrowym wyjeździe z kumplami zadeklarował: od dziś nie palę, nie piję, nie używam wulgaryzmów i całej reszty. Zaczynam żyć z Bogiem. - Wyciągnąłem Pismo Święte po raz pierwszy od lat i powiedziałem, że będę czytał i w ten sposób poznam Boga. To mi wystarczy. Koledzy mnie wyśmiali. Ktoś spytał, czy byłem w spowiedzi. A ja: po co mi spowiedź, po co mi Kościół? Sam będę czytał Pismo Święte i będzie dobrze.

Uwielbienie poprowadził zespół Fausystem Piotra Mireckiego   Uwielbienie poprowadził zespół Fausystem Piotra Mireckiego
Urszula Rogólska /Foto Gość
Siedziałem przy biureczku

Już po dwóch dniach wszystko dawne wróciło - z siedmiokrotną siłą - jak mówił Krzysiek. - Jedyne, co miałem dobrego, to rytuał codziennej modlitwy, którego odprawianie pozwalało mi zasnąć: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Aniele Boży, potem przepraszałem za grzechy - bo czułem, że muszę Go ciągle przepraszać; bo jestem zły, grzeszny - i na koniec litania: daj to, daj to, daj tamto. Nic od siebie nie chciałem zrobić, nie chciałem przemienić swojego życia, nie chciałem się otworzyć. I wtedy pojawiła się jeszcze modlitwa: zmień coś w moim życiu. Ja naprawdę nie mogę tak dalej żyć…

Przełom przyszedł… w pracy, w korporacji. - Siedziałem przy biureczku i wtedy… przyszedł do mnie Duch Święty. Tak po prostu w pracy doświadczyłem spotkania z Bogiem, z Miłością. Ta pustka, którą miałem przez całe życie, nagle została wypełniona. Poczułem się kochany, poczułem, że nie muszę zasługiwać, ale że Ktoś kocha mnie w tym brudzie, w którym jestem... To było dla mnie coś irracjonalnego, nielogicznego, nowego! Przed moimi oczami przeleciał taki film - klatka, po klatce, wszystkie moje grzechy, które robiłem, jak niszczyłem siebie, innych. Wszystko to zobaczyłem. I się poryczałem. Po raz pierwszy od podstawówki - bo byłem twardzielem, a twardziele nie płaczą. Uciekłem do toalety.

Przepraszałem Boga za wszystko, co robiłem. A On powiedział mi - jestem przekonany, że to był Jego głos: "Idź do spowiedzi". Pojechałem do Skierniewic, do kościoła. Wyspowiadałem się. Pierwsza szczera spowiedź chyba od rocznicy Komunii. I ksiądz mi zadał pytanie: chcesz poczuć się lepiej na chwilę czy chcesz, żeby ta spowiedź zmieniła całe twoje życie? Wyszedłem z kościoła, wiedząc, że ta spowiedź coś w moim życiu zmieniła.

- Doświadczyłem w życiu wielu takich naprawdę po ludzku fajnych rzeczy -  kontynuował Krzysiek. - I one nigdy nie dały mi nawet ułamka tej satysfakcji, którą mam w Bogu, którą mam w tym, co Jezus dla mnie uczynił na krzyżu, którą mam w tym, że dzisiaj mogę wam powiedzieć z pełnym przekonaniem, że jestem dzieckiem Boga, jestem umiłowanym synem Ojca i niezależnie od tego, co robię, On mnie kocha.

Ta Miłość uwalnia

Krzysiek podkreślał: - Ta Miłość uwalnia. Od momentu tej spowiedzi nigdy więcej nie upiłem się alkoholem, nigdy więcej nie wziąłem narkotyków. Pan Bóg uzdrawia moje oczy, mój język, moje uszy. Myśli samobójcze, pornografia, masturbacja - zniknęły. Dał mi wspaniałą żonę. Mam rodzinę. Co samo w sobie jest cudem - że człowiek, który wychodził z tego, z czego ja wychodziłem, może zbudować zdrową relację małżeńską. Ja widzę, że to są Boże cuda.

Zgodnie z hasłem spotkania: MU - każdy otrzymał... słodką krówkę ze słowem Bożym   Zgodnie z hasłem spotkania: MU - każdy otrzymał... słodką krówkę ze słowem Bożym
Urszula Rogólska /Foto Gość
Wspólnota Krzyśka stawia na ewangelizację i uwielbienie Pana Boga. - Kiedy zmieniłem swoje życie, na początku doświadczyłem ogromnego odrzucenia ze strony kolegów, z którymi ćpalem - że mi odwaliło. Świat mnie znienawidził, bo zacząłem pisać o Jezusie, o tym jak On uzdrawia, uwalnia, działa. Zacząłem się dzielić Bożym słowem. Ale dziś mogę powiedzieć, że wszystko, czego w życiu doświadczyłem - te dobre rzeczy też - to wszystko uznaję za bezwartościowe w porównaniu z poznaniem Jezusa, tym jednym spotkaniem z Nim… Ktoś na fejsie wrzucił taką historię: wpada do kościoła gość z karabinem i mówi: - Dzisiaj śmierć do was przyszła. Jeżeli jesteś gotów umrzeć tu i teraz, to zostań w ławce, jeśli nie - wyjdź. I zostało kilkanaście osób. Co sprawiło, że ci ludzie zostali? Właśnie to - doświadczenie poznania Jezusa. Tak jak pisze św. Paweł w Liście do Filipian: wszystko inne jest bezwartościowe w porównaniu ze spotkaniem Jezusa.

- Chciałbym, żebyśmy się dzisiaj na to doświadczenie otworzyli - może to być delikatny podmuch, a może to być coś mocniejszego. Pan Bóg wie, co ma uczynić w naszych sercach. On nas nie zostawi nigdy, nie sprowadzi na manowce. Będzie z nami w każdym doświadczeniu. W naszej wspólnocie ewangelizujemy w mocy Ducha Świętego, dlatego że nie w słowie, ale w mocy objawia się królestwo Boże. Idąc ulicą, będąc u fryzjera, w restauracji, zawsze chcę być otwarty na to, co Duch Święty do mnie mówi. Dlatego że On nie wychodzi na spacer. On jest w nas cały czas. Każdy przez chrzest i bierzmowanie ma pełnię Ducha Świętego i powołanie, żeby świadczyć o Jezusie Chrystusie - dodał Krzysztof i opowiadał, jak był świadkiem, kiedy podczas jego modlitwy Jezus uzdrawiał i ciało, i duszę innych.

Zachęcając młodych do otwarcia się na działanie Ducha Świętego podczas modlitwy, Krzysztof mówił: - Wyciągnij ręce. Kiedy chcesz coś od kogoś przyjąć, to wyciągasz ręce. Zaangażuj swoje serce - to pierwszy krok. Drugi - śpiew. Śpiewaj tak, żeby usłyszeli nas w niebie. Bo tam uwielbienie trwa non stop. Bóg naprawdę o nas dba. Zna nasze intencje. Zachęcam was, żebyśmy na czas uwielbienia zostawili je przed Jezusem albo podrzucili Mu je w takim worze, w sercu, a potem już tylko i wyłącznie skupili się na Nim. Mam takie doświadczenie, że kiedy uwielbiam Boga, kiedy całkowicie skupiam się na Nim, On załatwia wszystkie moje sprawy. Módl się: "Jezu, Ty się tym zajmij". Niech On się tym wszystkim zajmie, a my zajmijmy się Nim...