Beczałem przy kanonach z Taize

Urszula Rogólska

publikacja 01.06.2018 12:50

- To, że ja żyję, to jest cud. to jest dowód na to, że Bóg kocha grzesznika i nie chce jego śmierci, chce żeby się nawrócił i żył - mówił Andrzej Sowa, autor książki "Ocalony - ćpunk w Kościele" około 1000 młodym w amfiteatrze pod Grojcem w Żywcu.

Andrzej Sowa opowiedział o rewolucji, jaką w jego życiu było spotkanie z uzdrawiającym Jezusem Andrzej Sowa opowiedział o rewolucji, jaką w jego życiu było spotkanie z uzdrawiającym Jezusem
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Bóg nie chce waszego zatracenia. Bóg chce, żebyście żyli pełnią życia - podkreślał Andrzej Sowa, który wraz z ks. Wojciechem Węgrzyniakiem - wybitnym rekolekcjonistą, kaznodzieją, egzegetą biblijnym, człowiekiem, dla którego Słowo Boże naprawdę żyje, a także zespołem muzycznym "Overcome", był gościem Duchowej rEwolucji w Żywcu. Było to ostatnie z cyklu tegorocznych spotkań ewangelizacyjnych dla młodych. W marcu odbyły się one także w Czechowicach-Dziedzicach, Kętach, Oświęcimiu, Cieszynie i Bielsku-Białej

Podczas świadectwa Andrzeja Sowy młodzi mogli zawierzyć swoje życie Jezusowi jako swojemu osobistemu Zbawicielowi i Panu, a także przystąpić do spowiedzi - księża czekali na młodych na koronie amfiteatru.

Spotkanie zwieńczyła adorację Najświętszego Sakramentu, którą wraz z zespołem "Overcome" poprowadziła młodzież oazowa z parafii św. Floriana w Żywcu-Zabłociu. Błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem udzielił wszystkim ks. Jerzy Łukowicz - koordynator przedsięwzięcia.

Młodzież z Żywiecczyzny w amfiteatrze pod Grojcem   Młodzież z Żywiecczyzny w amfiteatrze pod Grojcem
Urszula Rogólska /Foto Gość

Rozpoczynając swoje świadectwo, 51-letni Andrzej Sowa, dziś pracujący z ludźmi uzależnionymi, zaznaczył: - To co tutaj jest najważniejsze, to wasza duchowa rewolucja. Żeby to, co będę gadał, doprowadziło cię do  takiego momentu, w którym zobaczysz, że jest Jezus i zdecydujesz się na to, żeby Jemu zaufać i oddać swe życie. Spotkanie z Panem zmienia życie człowieka. Ale dopóki to nie nastąpi, to będzie dla was tylko sucha opowieść.

Andrzej - jak sam mówił - nie tyle się wychowywał, co mieszkał w rodzinie katolickiej, gdzie spełniało się praktyki, ale nikt nie żył wiarą, nikt nie miał osobowej relacji z Jezusem Chrystusem.

Mówił młodym o bezwarunkowej miłości Boga, ale i jego przeciwniku - diable, który "jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu!" - cytował zdanie z 1 Listu św. Piotra, wyjaśniając, że to diabłu zależy na oszukiwaniu człowieka. - Bardzo wielu młodych ludzi jest oszukanych narkotykami, alkoholem, seksem, pornografią. Bardzo wielu ludzi ucieka w interneciki. Zostali oszukani, że to im da szczęście.

Miał 13 lat, kiedy dał się tak oszukać - koledzy stali się ważniejsi niż rodzice. - A kolegów miałem z patologii, to na efekty nie trzeba było długi czekać - mówił.

Pierwszy niewinny papieros doprowadził go do tego, że w wieku 21 lat wypalał 50 sztuk dziennie. Żeby zaszpanować przed kolegami, ukradł tacie dwie butelki wina. - Alkohol jest szybkim, tanim i skutecznym sposobem, żeby radzić sobie ze swoimi kompleksami - dodał Andrzej. Wtedy nawet mu do głowy nie przyszło, że może spaść na dno. "Mi się to nie przydarzy" - wspominał swoje myślenie.

W liceum, w 1984 r.  po raz pierwszy kolega poczęstował go marihuaną, opowiadając o fantastycznych doznaniach pod jej wpływem. Sprowadzili sadzonki rośliny z Niemiec. W domu powiedział rodzicom, że to projekt na biologię.

Zespół "Overcome" zaprosił do wspólnego uwielbienia Pana Boga   Zespół "Overcome" zaprosił do wspólnego uwielbienia Pana Boga
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Kościół nas naucza i psychologia także, że najlepszą instancją moralną człowieka jest jego sumienie - to prawo Boże, które Bóg wlał w jego serce: wiesz  co jest dobre, a co złe. My to wiemy - zostaliśmy w to wyposażeni podczas Chrztu św. Mamy ten radar. I kiedy wchodzisz w rzeczywistość grzechu, to sumienie podpowiada - nie pal tego zioła. Albo: nie musisz udowadniać, facetowi, że go kochasz i iść z nim do łóżka. Ale człowiek może się zasklepić w swojej pysze. Ja wtedy wołałem wybrać grzech niż chodzić do spowiedzi - mówił Andrzej. - W wieku 16 lat tak przysypałem grzechami sumienie, że przestałem chodzić do kościoła. Kiedy odrzuciłem Pana Boga, w sercu powstała taka dziura, że można było tak wrzucić tonę alkoholu, dragów, seksu ale ta dziura nadal wsysała i pragnęła więcej.

Był w drugiej klasie liceum. - Byłem potentatem marihuanowym - opowiada dziś. Chodził z trzydziestocentymetrowym irokezem, w glanach i naćwiekowanej skórze. Nie miał czasu na szkołę. Kiedy został wyrzucony, tata postawił ultimatum - albo się uczysz, albo pracujesz, albo się wyprowadzasz. Miał 18 lat, kiedy rodzice się zorientowali, że krzaki, które pielęgnują, to nie projekt na biologię - bo syn już do szkoły nie chodzi. Wyprowadził się, pojechał do przyjaciela, który odziedziczył dom na peryferiach i ogródek. Alkohol i wszystkie dostępne narkotyki były na porządku dziennym.

- Stworzyłem zespół punkowy - mogłem się realizować - opowiadał. - Gdzie był wtedy Pan Bóg, rodzina, wartości? Zupełnie niepotrzebne.

Cztery lata później już był fizycznie uzależniony od heroiny. - To znaczy, że jesteś tak zdeterminowany, że zrobisz wszystko, by zdobyć na nią środki - opowiadał. - Dwa lata później ćpałem już tyle, że moja dzienna dawka wynosiła 20 mililitrów heroiny - taka ilość zabija dwudziestu facetów, którzy z tym narkotykiem nie mają styczności.

Andrzej przeżył dziewięć zapaści ponarkotycznych, trzy razy budził się na oddziale intensywnej opieki medycznej. - To, że ja żyję, to jest cud. to jest dowód na to, że Bóg kocha grzesznika i nie chce jego śmierci, chce żeby się nawrócił i żył. Bóg nie chce waszego zatracenia. Bóg chce, żebyście żyli pełnią życia.

W 1990 r. zespół Andrzeja - noszącego wówczas ksywę "Kogut" - wygrał festiwal w Jarocinie. Firma fonograficzna podpisała z nimi kontrakt. Ale tuż po koncercie Andrzej spotkał dilera. - Siedziałem u niego pół roku. Przećpałem kontrakt na płytę, sam nie wiem kiedy.

Przeciwko Andrzejowi toczyły się sprawy karne związane ze wszystkimi paragrafami dotyczącymi narkotyków.

Świadectwa Andrzeja Sowy słuchali wszyscy, którzy przybyli na Duchową rEwolucję do Żywca   Świadectwa Andrzeja Sowy słuchali wszyscy, którzy przybyli na Duchową rEwolucję do Żywca
Urszula Rogólska /Foto Gość

W 1992 r. został "bezdomnym ćpunem" - nie miał dziewczyny, przyjaciół, rodzice nie wpuszczali go do domu - wszystkich zdążył skrzywdzić, okraść, oszukać. Nikt nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Mieszkał na klatkach schodowych, w wagonie kolejowym, na pustostanach. Brudny, zawszawiony, przy 182 cm wzrostu, ważył niespełna 50 kg. W miejscach wkłuć powstały ropne zapalenia żył, wszelkie inne infekcje. Jednego dnia obudził się i zobaczył jak szczur obgryza jego gnijące ciało. - To był moment, kiedy stwierdziłem, że jestem trupem. Wezmę jeszcze może sto, może dwieście działek i w pewnym momencie zdechnę jak pies na ulicy - opowiadał. - Rzeczywistość śmierci jest straszna - masz świadomość, że całe swoje życie siedziałeś w grzechu…

Kiedy był w takim stanie, spotkał dziewczynę - zakochała się i bardzo chciała mu pomagać wyjść z narkotyków. Dała mu schronienie, kupowała leki, antybiotyki. Aż jednego dnia zaproponowała wyjazd na imprezę. Kogut na imprezy był pierwszy. Zabrał zapas narkotyków i ich wzmacniaczy na dwa dni. W pociągu dowiedział się, że jadą na… rekolekcje prowadzone przez wspólnotę, którą dziewczyna poznała w Jarocinie. Był wściekły: - W kiblu nawaliłem się heroiną i pomyślałem: rozpierdzielę im tę imprezę. Kiedy przyjechaliśmy, każdy podchodził, przytulał misiaczkami: "Dobrze ze jesteś", "Chwała Panu!". - Pomyślałem: "Nie wiem co ci ludzie ćpają, ale to jest za silne nawet dla mnie". Dla mnie, człowieka, który przez dziewięć lat żył na ulicy, takie nagłe "love bombarding", bombardowanie miłością, gest totalnej bezinteresownej akceptacji, był gestem nie do przyjęcia. Ja się wystraszyłem. A zazwyczaj się nie balem.

Żywiecka Duchowa rEwolucja zakończyła tegoroczny cykl spotkań ewangelizacyjnych młodych w diecezji   Żywiecka Duchowa rEwolucja zakończyła tegoroczny cykl spotkań ewangelizacyjnych młodych w diecezji
Urszula Rogólska /Foto Gość

Postanowił zwiać. Nie mógł - zamarzły drzwi autobusu, który miał ostatni kurs do Poznania. - Nie miałem wyjścia - przede mną cała noc z tymi świrami. Wracam do ośrodka. Oszołomy poszły na Mszę św. Wchodzę do konfesjonału. Oszołomy stoją, śpiewają, modlą się w językach (dla człowieka z ulicy to dość mocne wrażenie), ksiądz tańczy przy ołtarzu. 26 lat żyłem i nie widziałem księdza, który tańczy! Nie było kazania. Były świadectwa. Oni wszyscy mówili jakby na co dzień z Jezusem kawę pili! Wyszła dziewczyna, która mówiła o tym jak ojczym ją molestował. Zatrzęsło mną. Myślałem co bym temu facetowi zrobił. A ona opowiada dalej, że kiedy oddała swoje życie Jezusowi, spotkała się z ojczymem i przebaczyła mu w imię Jezusa Chrystusa. Dwa dni później gość dostał zawału… Poruszyło mnie to - byłem zbulwersowany, wkurzony - jak to jest? Ja nigdy Jezusa nie spotkałem! To jest na pewno jakiś szwindel. Zostanę tu i zobaczę czy to nie jest przekręt. Kościół kojarzył mu się ze smutnymi ludźmi, smutnym miejscem, smutnym księdzem, jego smutnymi kazaniami i smutnym życiem, do jakiego wracają katolicy.

Kolejny dzień był dniem pokuty. Koleżanka Andrzeja chciała iść do spowiedzi, Kogut chciał czym prędzej stamtąd wiać. Przepchał się na początek kolejki, żeby jej "załatwić" miejsce. A wszyscy zgodnie: "Kogut, my cię bez kolejki puścimy!". Podszedł do księdza siedzącego na schodach. Przez trzy godziny najpierw nie przebierając w słowach opowiadał o wszystkim. - Kiedy skończyłem, ksiądz powiedział: "Andrzej czy ty masz świadomość, że złamałeś wszystkie Dziesięć Przykazań?". Przeprowadził go przez cały Dekalog i zapytał: "Czy ty byś nie chciał inaczej żyć?". - Żyć?! Inaczej?! Przecież ja jestem martwy! A ksiądz: "Jeżeli żałujesz, to ja ci udzielę rozgrzeszenia". Nie ma grzechu, którego by Jezus nie przybił do krzyża 2 tys. lat temu!

Po spowiedzi postanowił uciekać. Zaczynał mocno odczuwać skutki głodu narkotykowego. Ale załapał się jeszcze na nabożeństwo zawierzenia życia Jezusowi. - W Liście do Rzymian, św. Paweł pisze o słowie wiary: "Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - osiągniesz zbawienie”. Od tego momentu, kiedy dostrzegasz w Jezusa Pana i przyjmujesz Go jako swojego Pana I Zbawiciela, zaczyna się  chrześcijaństwo!

Ale wtedy Andrzej nie był w stanie podjeść do Biblii na ołtarzu, żeby oddać swoje życie Jezusowi. - Tak mnie demon trzymał. Powiedziałem – Boże, jeśli istniejesz, to daj mi wiarę!

Andrzej myślał już tylko jak wyłudzić pieniądze na narkotyki i uciec ze spotkania. - Wymyśliłem, że poproszę, żeby mi pożyczyli na przejazd. Odpowiedzieli, że dadzą pod jednym warunkiem: mają taki zwyczaj, że nad każdym kto wyjeżdża modlą się wstawienniczo - o umocnienie. Zgodziłem się byle by tylko dostać tę kasę i wiać…

Adoracja Najświętszego Sakramentu zakończyła spotkanie młodych w amfiteatrze   Adoracja Najświętszego Sakramentu zakończyła spotkanie młodych w amfiteatrze
Urszula Rogólska /Foto Gość

I wtedy, podczas modlitwy 150 osób, Andrzeja spotkało coś, czego absolutnie nie przewidział. Drgawki, przejmujące gorąco. Po modlitwie rzucił się na ciasto drożdżowe ze stołu. - Człowiek na głodzie narkotykowym jedzenia nawet nie tknie, a ja pożarłem placek drożdżowy ze śliwkami. Nagle przestała mnie boleć wątroba, trzustka, nerki, kości - żadnych objawów głodu narkotykowego już nie miałem! Pomyślałem, że uległem psychozie tłumu: "Jezus cię kocha, Jezus cię uzdrawia!".

Na nocleg przyjął go ksiądz prowadzący spotkanie. - Nie mogłem zasnąć. Przez praktyki okultystyczne byłem pod wpływem demonicznym. Zapytałem jakiej muzyki słucha. Włączyłem co miał - kanony z Taize. Całą noc słuchałem jak debil i beczałem jak dziecko - ja wokalista punkrockowy. Rano zapytał czy idę na Mszę. Poszedłem. Byłem po spowiedzi, więc mogłem iść do Komunii. Przyjąłem Jezusa i znów trzy godziny ryczenia. I tak pół roku...

Andrzej opowiadał jak dalej prowadził go Bóg. - Jeśli ty się zatroszczysz o Królestwo Boże, to Bóg zatroszczy się o wszystko - podkreślał, mówiąc także o tym jak trafił na książkę o. Tardifa "Jezus żyje", o przeczytanych tam świadectwach - zwłaszcza o podobnych objawach uzdrowienia, jakich i on doświadczył: dreszcze, przejmujące ciepło, ustąpienie dolegliwości.

- 3 lutego 1993 roku, około 19.00 - wiara tych ludzi uratowała mi życie. Bo ja nie wierzyłem w Boga. Wiara Kościoła jest ci potrzebna do zbawienia. Wiara tych ludzi sprawiła, że Pan mnie uzdrowił w pięć minut, choć psychologia mówiła: nie, ten facet się nie nadaje do życia. A ja żyję i jestem szczęśliwym człowiekiem. 25 lat chodzę z Panem. Złapałem się Go jak ta kobieta, która uchwyciła się Jego szaty. Nigdy się na Jezusie nie zawiodłem, nigdy nie cierpiałem biedy, nędzy i głodu - podkreślał, zachęcając młodych do modlitwy zawierzenia Jezusowi swojego życia, a także codziennej lektury Biblii. - Bóg wypełnił swoje słowo. Ale gdy Bóg mówi do nas, to my z żoną łapiemy się Jego słowa jak kotwicy. Bo mamy doświadczenie, że słowo Boże jest jak deszcz, który nawadnia ziemię. Nie wraca bezpowrotnie do nieba, dopóki nie wykona tego, co Bóg zamierzył.

Ks. Wojciech Węgrzyniak opowiedział jak Duch Święty realnie działa w życiu człowieka   Ks. Wojciech Węgrzyniak opowiedział jak Duch Święty realnie działa w życiu człowieka
Urszula Rogólska /Foto Gość

Andrzej mówił też o napisanej przez siebie książce. Napisał ją, żeby pokazać, jak nisko człowiek może spaść w piekło, i jak w pięć minut Bóg potrafi go z tego wyzwolić. - Nie ma takiego grzechu, nie ma takiego zniewolenia, takiej choroby czy bólu, z którego Pan Bóg cię nie może wyrwać!

Po świadectwie Andrzeja Sowy, do wspólnego uwielbiania Pana Boga młodych zaprosili muzycy z zespołu „Overcome”, a następnie konferencję wygłosił drugi Gość spotkania, ks. Wojciech Węgrzyniak.