Św. Elżbieta z Schönau

publikacja 18.06.2018 08:30

Alleluja i do przodu! Z uśmiechem na ustach i radością w sercu! Z rozwianym anielskim włosem i szerokimi perspektywami, które się otwierają! Czy nie tak myślimy często o świętości?

Św. Elżbieta z Schönau   Św. Elżbieta z Schönau brewiarz.pl Alleluja i do przodu! Z uśmiechem na ustach i radością w sercu! Z rozwianym anielskim włosem i szerokimi perspektywami, które się otwierają! Czy nie tak myślimy często o świętości? Albo inaczej - czy nie taką chcielibyśmy ową świętość widzieć? Pewnie dlatego, jakby na przekór naszym oczekiwaniom, Kościół przypomina nam dzisiaj patronkę wszystkich cierpiących na depresję. Jakże różna jest ona od tego religijnego huraoptymizmu. Zamiast przyklejonego do ust obowiązkowego uśmiechu, grymas ledwie skrywający załamanie nerwowe. W miejsce radości serca głęboki niepokój. Rozwiany włos co najwyżej  w kontekście fizycznych cierpień, które dzisiejszą patronkę skutecznie eliminowały z normalnego klasztornego życia i przykuwały do łóżka. A jeśli chodzi o szerokie perspektywy, to po ludzku patrząc nie było na nie szans, skoro owa kobieta od dziecka, kiedy trafiła tam na naukę, aż do swojej śmierci jako przełożona w wieku 35 lat nie opuściła murów klasztoru benedyktynek w Schönau nad Renem. Gdyby jednak na jej życie spojrzeć inaczej, zamienić punkt widzenia człowieka na horyzont Bożych spraw, wtedy św. Elżbieta z Schönau objawi się jako ktoś, kto wzbogaci nasz sposób postrzegania świętości. W jaki sposób? Bo tam, gdzie jest cierpienie, tym mocniej obecny jest Bóg, jeśli tylko pozwoli mu się przyjść. Bo owa wrażliwość, która odbiera wręcz zmysły, pozwala również objawić się Jezusowi, Matce Bożej i świętym Pańskim, których danego dnia wspomina Kościół. I tak, owa udręczona kobieta, która nigdy nie opuściła klasztoru w Schönau swoimi wizjami i darem kontemplacji wpłynęła na średniowieczną mariologię, a szerzej religijność średniowiecza. Do dzisiaj zachowało się w różnych europejskich krajach około 150 rękopisów zawierających teksty opisujące wizje świętej Elżbiety z Schönau. Wszystkie je spisał opat Egbert, jej rodzony brat, zanim 18 czerwca 1164 roku opuściła ziemię dla nieba. Ale w fizycznych i duchowych cierpieniach towarzyszył jej za życia nie tylko on, miała bowiem swoją wielką przyjaciółkę. Czy wiecie państwo kogo? Św. Hildegardę z Bingen, mistyczkę i doktora Kościoła. W jednym z zachowanych listów napominała nawet św. Elżbietę, by biorąc pod uwagę jak ta cierpi na co dzień zachowała zdrowy rozsądek w praktykach ascetycznych. Bo nie chodzi o to by zadawać sobie więcej bólu, tylko by ten który jest naszym udziałem przeżywać z Chrystusem. Ukrzyżowanym, ale i Zmartwychwstałym.