Trwa dramat w Nikaragui. Protestujący umierali, bo szpitalom zakazano ich przyjmować

VATICANNEWS.VA

publikacja 28.07.2018 19:04

Sytuacja w Nikaragui jest bardzo ciężka. Nie widać jakiejkolwiek nadziei na pokój. Mówi Radiu Watykańskiemu ojciec Gabriel Szewczyk, który pracuje w stołecznej Managui. Polski werbista wskazuje, że ludzie bardzo liczą na pokojową mediację Kościoła.

Trwa dramat w Nikaragui. Protestujący umierali, bo szpitalom zakazano ich przyjmować Protestujący w Managui, stolicy Nikaragui PAP/EPA/Esteban Biba

Trwający już czwarty miesiąc konflikt w Nikaragui zamiast się uspokajać stale przybiera na sile. Wobec fali pogróżek pod adresem kapłanów i biskupów oraz otwartych ataków na kościoły nikaraguański episkopat wysłał do prezydenta list w którym domaga się od Daniela Ortegi jasnej odpowiedzi, czy chce on, by biskupi byli nadal „mediatorami i świadkami dialogu narodowego”.

O obecnej sytuacji w Nikaragui i nadziejach na przywrócenie pokoju mówi Radiu Watykańskiemu pracujący w stolicy tego kraju ojciec Gabriel Szewczyk SVD.

- Na czym polega główny problem, dlaczego dochodzi do tak ostrych starć? Dlaczego prezydent Ortega nie chce rozmawiać, odmawia dialogu?

Zaczęło się wszystko od podniesienia ubezpieczeń społecznych. Ludzie mieli płacić wyższe składki, czyli mniej zarabiać. Wyszli więc na ulice, ale jak to w komunie - nie wolno strajkować, więc policja otworzyła ogień. Szczególnie walczyli o swe prawa studenci. Byli wyłapywani przez policję, zabijani. Niektórzy się pochowali na uczelni. Trwała obława na uniwersytet. Studenci siedzieli pozamykani, bez jedzenia i picia. Tak samo szpitale miały zakaz przyjmowania rannych, postrzelonych. Ludzie więc umierali, dlatego że nie otrzymali pomocy. Sytuacja się pogarszała, było coraz więcej rannych i zabitych. Ostatecznie prezydent stwierdził, że nie będzie wprowadzał zapowiadanej reformy, ale było już za późno. Ponieważ zbyt dużo ludzi zginęło Nikaraguańczycy domagają się, by zrezygnował z prezydentury.

Jak w tym konflikcie jest rola Kościoła?

Kościół katolicki jest w tym konflikcie mediatorem. Jest to kraj komunistyczny, więc nie ma opozycji, a Kościół jest tym, który zawsze mówi, żeby nie zabijać, żeby rozmawiać, stawiać na dialog. Więc ludzie, którzy są przeciwni prezydentowi i tym rządom wzięli biskupów, Kościół katolicki jako mediatora, jakby ich głos. Zaczęto prowadzić rozmowy na temat pokoju, ruszył dialog. Biskupi, w tym szczególnie kard. Leopoldo Brenes stwierdzili, że jednym z najważniejszych warunków dialogu jest przyśpieszenie wyborów prezydenckich na marzec 2019 roku. Prezydent jako dyktator nie pozwoli sobie jednak na takie rzeczy, przerwał rozmowy, nie chce dialogu. No i sam zaczął atakować Kościół. On i jego żona, która jest wiceprezydentem są ewangelikami. Oboje zaczęli atakować Kościół, mówiąc, że wszyscy księża to wysłannicy diabła i Kościół katolicki potrzebuje egzorcyzmu. Prezydent otwarcie występuje przeciwko ludowi.

Jak według Ojca sytuacja się rozwinie? Ten kraj i tak już był bardzo doświadczony, należy do najuboższych na świecie, ludzie ogromnie cierpią…

Cały czas byłem pewny, że konflikt się zaraz zakończy, ale on się wręcz nasila. I póki co nie widzę żadnego punktu zaczepienia, żeby był pokój. Każda ze stron inaczej rozumie pokój i nie ma wspólnego celu. Na dzień dzisiejszy nie widzę, żeby sytuacja w Nikaragui uległa jakiejś poprawie. Ci ludzie przyzwyczajeni są walczyć, przyzwyczajeni są cierpieć, oni tak szybko nie popuszczają. Jest ciężko i póki co nie widać jakichkolwiek nadziei na pokój.

Ze względu na napiętą sytuację Kościół w Nikaragui wycofał się z organizowania dni w diecezjach poprzedzających Światowe Dni Młodzieży, które w styczniu odbędą się w Panamie. Zarówno organizatorzy ŚDM, jak i młodzi ludzie, którzy mieli zarezerwowany pobyt w jednej z ośmiu diecezji Nikaragui, zapewniają o modlitwie w intencji pokoju w tym kraju i proszą o nią cały Kościół.