publikacja 16.11.2017 14:15
W dobrym towarzystwie czas szybko mija, tak mogę powiedzieć o swoich latach i pracy - mówi s. prof. Zofia Józefa Zdybicka. Na KUL miało miejsce uroczyste odnowienie doktoratu znanej urszulanki, współtwórczyni Lubelskiej Szkoły Filozoficznej. Siostra profesor to nie tylko znakomity naukowiec, ale i świadek wielu wydarzeń z życia lubelskiego Kościoła.
- Ja jednak nie chciałam czekać. Zdałam właśnie maturę i chciałam już być w jakimś zgromadzeniu. Tylko nie miałam pojęcia w jakim. Zaczęły się wakacje. Byłam w Lublinie w pierwszy piątek miesiąca i poszłam do spowiedzi do kościoła jezuitów, gdzie zwykle lubiłam się modlić. Nie zamierzałam akurat opowiadać o swoich rozterkach i historii życiowej. Wyspowiadałam się i chciałam iść, gdy ojciec jezuita zapytał mnie ile mam lat i co robię. Powiedziałam, że 20, właśnie zdałam maturę i chcę wstąpić do zakonu, ale nie mam pojęcia do jakiego. Tak od słowa do słowa dowiedziałam się o urszulankach, a nawet dostałam książkę o Matce Urszuli Ledóchowskiej - opowiada siostra Zofia.
Okazało się, że jezuita był wychowankiem Urszuli Ledóchowskiej i miał kontakt z siostrami. Zofia wróciła do domu. Usiadła w swoim pokoju, otworzyła książkę i zaczęła czytać. Wstała dopiero wtedy, gdy przeczytała całą. Wraz z ostatnią stroną książki była gotowa się spakować i jechać do Pniew. Przygotowania trwały dwa miesiące. Trzeba było zgromadzić niezbędne dokumenty, spakować jakieś osobiste drobiazgi, przygotować małą wyprawkę.
- Pomogła mi starsza siostra szyjąc bieliznę pościelową. Byłam gotowa. 24 września przekroczyłam próg naszego domu w Pniewach - wspomina.
Jako, że miała skończoną szkołę handlową, skierowano ją do Otorowa pod Pniewami, gdzie siostry prowadziły dom dziecka i powierzono pieczę nad kasą i księgowością.
- Po kilku dniach przeszkolenia prowadzonego przez siostrę Ledóchowską, siostrzenicę św. Urszuli, powierzono mi pieczę nad całymi finansami domu dziecka. Dziś z podziwem patrzę na tamte siostry, które młodej dziewczynie nieznanej sobie przecież z ufnością oddały tak ważne sprawy - opowiada. Tam pracowała i formowała się przez kolejne lata s. Zofia, która jako imię zakonne wybrała sobie Józefa.
- Zawsze miałam szczególne nabożeństwo do św. Józefa, a w zakonie stał mi się jeszcze bliższy. Jego więc wybrałam sobie za patrona i zaczęłam być siostrą Józefą. Potem, po latach, gdy przyszło mi pełnić różne funkcje i reprezentować zgromadzenie podpisując dokumenty, miałam wiele problemów z posiadaniem dwóch imion, a w zasadzie to czterech, bo rodzice nazwali mnie Zofią Różą, a w zakonie byłam Marią Józefą. Dziś już nie praktykuje się przyjmowania imion zakonnych z powodu zawiłości administracyjnych - dodaje.
Podejmując różne obowiązki czasem myślała o studiach, ale jako, że nikt jej nie proponował takiej możliwości, pogodziła się z tym, że nigdy studiów nie skończy.
- Wybierałam życie zakonne, a nie naukę, więc w końcu po kilku latach jakichś tam nadziei na studia, ze spokojem serca zrezygnowałam z tego marzenia dla Pana Boga. Wtedy niespodziewanie zawołała mnie przełożona i powiedziała bym zdecydowała co chcę studiować. Wybrałam filozofię, bo wówczas teologię mogli studiować tylko księża - wspomina.
Na studia skierowano ją na KUL. Wróciła więc do Lublina, gdzie była już wspólnota urszulańska, gdyż uczelnia prosiła Urszulanki, by zaopiekowały się studentkami.
redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07