107,6 FM

Św. Józef z Kupertynu

„W człowieku, który kocha Boga, Bóg pozwala na niedoskonałości, ponieważ i one mogą okazać się pożyteczne: ten kto potknie się idąc, jakby jednym skokiem postąpił dwa kroki do przodu.”

Św. Józef z Kupertynu   „W człowieku, który kocha Boga, Bóg pozwala na
niedoskonałości, ponieważ i one mogą okazać się pożyteczne: ten kto potknie się
idąc, jakby jednym skokiem postąpił dwa kroki do przodu.” Czyż te słowa nie brzmią niczym Dobra Nowina dla wszystkich uczniów i studentów w obliczu nowego roku szkolnego i akademickiego? Potknięcia się zdarzają – mówi im dzisiejszy święty, notabene patron zdających egzaminy – potknięcia to proza życia, grunt żeby nie rozpaczać, tylko nadal, jak do tej pory, raźno i na ile sił starcza iść na przód. Reszta w rękach Pana Boga, On doskonale wie, gdzie mamy dojść. I żeby było jasne : do takich wniosków bohater dzisiejszej historii doszedł nie na drodze spekulacji myślowych, tylko w ogniu codziennych zmagań z sobą i światem. A do zmagań tych startował z pozycji delikatnie mówiąc spalonej. To, że swoją młodość spędził pracując na roli, choć serce wyrywało się do życia zakonnego, problemem w XVII wieku we Włoszech nie było. Nie tacy świeccy bracia przyjmowani byli przecież do nowicjatu. Ale już brak elementarnego wykształcenia, brak uzdolnień czy nawet - jak zauważali mu współcześni - głupkowaty wyraz twarzy dzisiejszego patrona, to wszystko zdawało się skutecznie przekreślać jego marzenia o klasztorze. Sprawa byłaby może beznadziejna, gdyby nie upór, jakim cechował się ten młody człowiek i pomoc wuja, zakonnika. To on bowiem, dosłownie za uszy, przeciągnął go przez pierwsze lata życia we wspólnocie franciszkanów konwentualnych i przygotował do święceń kapłańskich. I tutaj zaskoczenie. Oto bowiem ów nie rokujący kapłan i zakonnik po dwóch latach posługi, dokładnie 4 października 1630 roku w czasie odprawiania nabożeństwa ku czci św. Franciszka, uniósł się w czasie modlitwy w górę. Tak, lewitował chwaląc Boga, czym wprawił zgromadzony tłum w osłupienie. Co więcej, jak czas pokazał, nie był to pojedynczy przypadek. Do daru lewitacji doszły zresztą szybko inne : badania serc, prorokowania czy uzdrawiania. Popularność patrona rosła z dnia na dzień, aż w końcu zainteresowała się nim inkwizycja. Po trzech latach badań uznała go niewinnym, jednak dla zachowania świętego spokoju odesłała nie do dotychczasowego klasztoru tylko wprost do Asyżu. Asyżu, do którego nasz patron gorąco pragnął się dostać, ale nie śmiał nawet o tym marzyć. Tymczasem tam go właśnie bez prawa sprzeciwu odesłano. Choć żył w odosobnieniu nadal wpływał na ludzi, bo stanowił żywe odzwierciedlenie św. Franciszka. Umarł w spokoju w roku 1663, by po 200 latach, za sprawą zdesperowanych neapolitańskich studentów, którzy przyszli do jego grobu pomodlić się przed egzaminacyjną sesją, stać się patronem wszystkich nie dających sobie rady z masą nauki przed sprawdzianem. W końcu kto ich lepiej zrozumie niż ten człowiek : bez uzdolnień i z niemrawym wyrazem twarzy. A gdzie skończył? W chwale nieba. Warto znać jego imię, prawda? To Józef. Św. Józef z Kupertynu.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama