107,6 FM

O świętym z Clairvaux, podszewce świata i imieniu

Czytam biografię św. Bernarda z Clairvaux napisaną przez Pierra Aube. Ponad 800 stronicową książkę, szczegółowo przedstawiająca epokę, a na jej tle szczupłego, schorowanego zakonnika, cierpiącego na przewlekłą, trwającą całe życie chorobę wrzodową żołądka. Z jej powodu w skale podłogi klasztoru wydrążono rynsztoczek. By mógł do niego wymiotować kiedy stawał do wspólnych modlitw ze współbraćmi.

Św. Bernard założył swój klasztor w Clairvaux czyli w Jasnej Dolinie, położonej w Szampanii, na granicy z Burgundią. Sam był takim wielkim światłem dla ludzi jedenastego wieku. Kiedy czytam jak pełne wyrzeczeń było jego życie i jak do nich nieustępliwie dążył, nie dziwię się, że ten skromny, prywatny przykład potrafił w takim stopniu zmienić oblicze rzeszy społeczeństwa tamtych czasów.           

Głęboko praktykowane życie duchowe ówczesnych ludzi można rzec - masowo przekładało się na powstawanie klasztorów. Bernard nigdy nie zadowolony z ilości oddanych Bogu poprzez śluby zakonne nakłaniał do nich wszystkich, pragnąc, by ziemia była podporządkowana duchowi. Nie wahał się zachęcać do porzucenia życia rodzinnego własnego rodzeństwa, aż wszyscy - bracia i siostry, będący w związkach małżeńskich, zostali zakonnikami. Nawet jego ojciec, wdowiec, mimo początkowych oporów, wstąpił do klasztoru.

Życiorys św. Bernarda pokazuje, że nastawienie na duchowość opłacało się - mówię językiem kalkulacji ekonomicznej, także w życiu ziemskim. Jego rady zasięgali kierujący tym światem - opaci innych klasztorów, książęta, królowie, papież. Ktoś mi przerwie mówiąc, że to były inne czasy… Blisko początku naszej cywilizacji, opartej, cokolwiek by mówić, na wartościach i dążeniu do wielkości duchowej człowieka. Pewnie dlatego te ideały miały szansę rozwoju i powodzenia.

Mówię - powodzenia, ale czy rozwój cywilizacji zakończył się powodzeniem? Przecież nastały „nasze czasy”, w których najpopularniejszym hasłem stała się reklama zakończona sloganem: „Jesteś tego warty” albo „Zasługujesz na to”. Chodzi, oczywiście, o odrobinę materialnego luksusu, który rozsypuje się w starciu z uciążliwościami życia, z cierpieniem, a przede wszystkim ze śmiercią.

Pustoszejące nowicjaty, seminaria duchowne, kościoły to znak epoki z której wywiało ducha. Nie tylko dlatego, że brakuje nam świętych na miarę Bernarda z Clairvaux, na oczach swoich współczesnych, potrafiącego odwrócić świat do jego podszewki. O niej pewnie myślał Czesław Miłosz w wierszu „Sens”: „Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata./Drugą stronę, za ptakiem, górą i zachodem słońca.

Wzywające odczytania prawdziwe znaczenie. /Co nie zgadzało się, będzie się zgadzało./ Co było niepojęte, będzie pojęte.(…)”

Miłosz pisze o śmierci, a przecież odniesienie do niej, to istotny powód stanu, w jakim się znaleźliśmy. Dzisiaj unikamy jak woda ognia - patrzenia w jej kierunku. Zapominając, że jest tak samo obecna w ziemskiej rzeczywistości jak życie. Św. Bernard z Clairvaux nazywał ją dniem świątecznym, momentem, kiedy będziemy mogli usiąść w upragnionym cieniu. Trzeba dodać - cieniu rzucanym przez Boga. Ale jeśli nasze czasy wypisują imię Boga na listę słów nieużywanych, trudno w życiu zobaczyć Jego blask, a po śmierci znaleźć się w Jego cieniu.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama