publikacja 24.11.2020 08:00
"Władze tonkińskie porozrzucały na drogach publicznych krzyże oraz wizerunki Jezusa ukrzyżowanego i postawiły strażników, aby obserwowali ruchy i gesty ludzi przechodzących przez te miejsca, gdzie leżą krzyże.
"Władze tonkińskie porozrzucały na drogach publicznych krzyże oraz wizerunki Jezusa ukrzyżowanego i postawiły strażników, aby obserwowali ruchy i gesty ludzi przechodzących przez te miejsca, gdzie leżą krzyże. Jeśli ktoś dostrzegłszy znak naszego zbawienia, zatrzyma się, cofnie lub zawróci z drogi, daje tym samym niechybny dowód wyznawanej wiary i strażnicy w takim wypadku nie mają żadnych wątpliwości, że uznaje on za Boga i Pana tego Jezusa, którego wizerunkowi okazał cześć. Takiego wiernego dopada więc strażnik i prowadzi do władz, znęcając się z całą mocą swej złości nad cichym uczniem Ukrzyżowanego i zadając mu najsroższe zniewagi. Wskutek tego wielu chrześcijan, którzy musieli zazwyczaj udawać się po żywność do innych miejscowości, pozostaje jak gdyby zamkniętych we własnych wioskach, woląc znosić głód i nędzę niż wyjawić swą wiarę i narazić się na niebezpieczeństwo zaparcia się Pana Jezusa wobec ludzi. Szczególnie trudne do przebycia stały się bramy miasta Nam Dinh. Tam bowiem umieszczono już nie jeden krzyż, ale wiele, przy poszczególnych wejściach. Wejścia te są od strony wschodniej, zachodniej i północnej, a krzyże tak są w nich rozmieszczone, że każdy, kto przybywa, musi nieuchronnie któryś z nich podeptać nogami. (…) Gdy przeto wołamy do "Ojca miłosierdzia i Boga wszelkiej pociechy", całą mocą naszego strapionego ducha błagamy kornie, byście "w każdej waszej modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem" pamiętali o nas i o wszystkich, którzy powierzyli nam do utwierdzenia swoją wiarę: aby Bóg i Pan nasz zwrócił na nas swoje miłosierne oczy i ulżył jarzmu naszej niewoli albo przynajmniej ożywił naszą wiarę, pomnożył nadzieję i rozpalił miłość. Niech tak umocni nasze serca, byśmy mężnie walczyli i odnieśli triumf nad wrogiem, umierając dla chwały Jego świętego imienia. (…) Amen." Podpisano, biskup Walenty Berrio-Ochoa, dominikanin. Do Wietnamu przyjechał z Hiszpanii jako kapłan i zakonnik, by nieść duchową pomoc chrześcijanom, którzy byli tam obecni już od 1533 roku. Po trzech miesiącach od przybycia, w nocy z 13 na 14 czerwca 1858 roku, wobec zagrożenia życia ówczesnego hierarchy został konsekrowany na biskupa Tonkinu. Mitra dla nowego biskupa została zrobiona z grubego papieru, a pastorał - z bambusa z końcem owiniętym słomą i okręconym papierem pomalowanym na złoto. Zatem żadnych zaszczytów, a jedynie głoszenie Dobrej Nowiny i opieka nad porozrzucanymi po kraju kapłanami i zakonnikami ze świadomością, że śmierć czyha na każdym kroku. Po trzech latach pracy biskup Berrio-Ochoa został aresztowany 25 października 1861 roku i tydzień później stracony. Jest jednym ze 117 wspominanych dzisiaj męczenników, którzy ponieśli śmierć za wiarę w Wietnamie w latach 1745-1862. Wśród nich jest 96 Wietnamczyków, 11 Hiszpanów i 10 Francuzów – w sumie ośmiu biskupów, pięćdziesięciu kapłanów, pozostali zaś to ludzie świeccy. Ich listę otwiera św. Andrzej Dung-Lac.
redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07