107,6 FM

Pytali, czy to Bóg karze

O projektach pomocowych w Kenii i skutkach zmian klimatycznych mówi Helena Krajewska z Polskiej Akcji Humanitarnej

Krzysztof Błażyca: Wróciła Pani niedawno z Kenii. Jakie projekty tam prowadzicie?

Helena Krajewska: W Kenii jesteśmy już od dłuższego czasu. Obecnie to kolejna odsłona działań rozwojowych. Współpracujemy z lokalną organizacją, zapewniając dostęp do wody, higieny, wspieramy rolnictwo, edukację, szkoły. W przypadku Kenii, która jest jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek regionu, prowadzimy również przeciwdziałania skutkom zmian klimatów.

Woda, edukacja to oczywiste. Jak w praktyce rozumieć działania związane ze zmianami klimatu?

Współpracujemy z miejscowymi kooperatywami rolniczymi. Stawiamy razem tamy piaskowe na rzekach sezonowych. W ten sposób zapewniamy wodę na cały rok. Woda magazynuje się pod piaskiem, wolniej odparowuje. Prowadzimy również szereg szkoleń z tymi kooperatywami. Np. promujemy inicjatywy sadzenia drzew, co ma wpływ na zmniejszenie erozji gleby. Z kolei im więcej drzew, tym większa szansa na przyszłe opady.

Prowadzimy też „mapowanie” zagrożeń katastrofami naturalnymi, wskazując na sposoby przygotowania się np. na powódź albo na suszę, lub na to, że plony będą zmniejszone przez atak szarańczy. Bo zarówno plaga szarańczy, jaka dotknęła rejon w ostatnich latach, o czym się nie mówi w naszych mediach, jak i ogromne susze wynikają wprost ze zmian klimatu.

Mówiąc wprost, kiedy ociepla się zachodnia strona Pacyfiku, a chłodzi się jego wschodnia część, mamy ponadprzeciętne opady np. w okolicach Indonezji, ale za to już bardzo suche powietrze i zmniejszone opady w Somalii, Etiopii, Kenii. To wprost skutek zmian klimatu. Z kolei plaga szarańczy wynika z tego, że bardzo ciepłe powietrze wraz z opadami nadeszło nad Półwysep Arabski, co stworzyło idealne warunki do rozwoju tych insektów, które następnie „rozleciały się” w stronę Afryki Wschodniej i Centralnej, jak i na Indie czy Pakistan.

W jakim rejonie Kenii obecnie działacie?

Działamy w południowo-wschodniej Kenii, dokładnie w hrabstwach Kitui, Machakos i Makueni, które leżą w bardzo suchym pasie Kenii, mocno dotkniętym przez suszę w ostatnich dwóch latach. Dlatego też w szkołach stawiamy duże zbiorniki na wodę deszczową, dzięki czemu dzieci mają dostęp do wody, aby umyć ręce, posprzątać klasy. Ale woda potrzebna jest też np. do lekcji chemii. Tym samym zdejmujemy ten ciężar z dzieci i rodziców, którzy muszą dostarczać wodę do szkoły.

To nie do pomyślenia u nas, w Polsce, że dzieci i rodzice musieliby dostarczyć wodę do szkoły, a tam to codzienność. W szkołach prowadzimy też tzw. kluby zdrowia, aby promować zasady higieny, nauczyć się, jak wytworzyć mydło na własny użytek. To wszystko działania współfinansowane w ramach programu współpracy rozwojowej MSZ RP.

Region Afryki wschodniej, dla nas odległy, zdaje się nie budzić większych emocji, jak bliższe wydarzenia w Europie.

Tymczasem trzeba pamiętać, że tamtejsze kryzysy trwają od dawna, a zaostrzają się przez np. zmiany klimatu. W Kenii mamy do czynienia już z trzecim sezonem deszczowym, który nie dostarczył tyle wody, ile potrzeba. Jeśli czwarty sezon zawiedzie, sytuacja stanie się ciężka, zwłaszcza na północy. My działamy też w Somalii czy Sudanie Południowym. Wszystkie te działania dotyczą pomocy wobec długotrwałych kryzysów humanitarnych.

Kenia to kraj z dużą liczbą uchodźców.

W tym momencie w Kenii jest ponad 500 tys. uchodźców - najwięcej z Somalii, Sudanu Południowego, Demokratycznej Republiki Konga. Coraz bardziej spada zarazem liczba osób deklarujących powrót do rodzinnych krajów. Jednocześnie Kenia zaczyna zamykać formalne i nieformalne obozy dla uchodźców. Ludziom coraz trudniej podjąć decyzję, aby powrócić, bo i Somalia, i Sudan Południowy to miejsca ogromnych kryzysów humanitarnych.

A Pani osobiste doświadczenie, tam na miejscu?

Najbardziej znaczącym momentem było dla mnie, gdy porozmawiałam z dziewczyną ze szkoły średniej w południowej Kenii. Chce zostać neurochirgiem, I wcale nie chce wyjechać do miasta, aby tam zostać, ale aby wrócić do swego regionu, bo – jak powiedziała – na miejscu nie ma wielu lekarzy specjalistów. I po to się uczy, wspomagana przez swoją społeczność, aby potem swoją wiedzę i umiejętności móc przekazać tej społeczności. To chyba też najpełniejsza metafora współpracy rozwojowej. Otrzymujesz, aby potem się tym dzielić. My dajemy środki, możliwości, aby później te rozwiązania były kopiowane i przekazane dalej.

Rozmawiałam też z rolnikiem z jednej z kooperatyw. Powiedział, że widać wprost, że pogoda się zmienia. Nie wiedział, jaka jest tego przyczyna. Pytał, czy to Bóg ich karze? Wie, że od kilku lat jego zwierzęta głodują, ziemia daje mniej plonów, oni zaś mniej jedzą. On odczuwa na co dzień w swoim życiu to, o czym my mówimy z przymrużeniem oka, że to "jakieś zmiany klimatu". Mieszkańcy krajów Globalnego Południa już teraz cierpią z powodu kryzysu klimatycznego, który nam wydaje się jeszcze przyszłym, niezidentyfikowanym zagrożeniem.

Więcej o działaniach PAH w Afryce Wschodniej i możliwość pomocy na www.pah.org.pl

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama