Nie zawsze dostajemy to, o czym marzymy. I nie mówię tego jedynie przez wzgląd na zbliżające się Boże Narodzenie, wraz z przynoszącym prezenty Dzieciątkiem.
Św. Otylia brewiarz.pl Nie zawsze dostajemy to, o czym marzymy. I nie mówię tego jedynie przez wzgląd na zbliżające się Boże Narodzenie, wraz z przynoszącym prezenty Dzieciątkiem. Ta myśl o tym, jak różnią się nasze oczekiwania od rzeczywistości, przyszła mi do głowy wraz z życiorysem dzisiejszej patronki. Oto, gdy ma ona przyjść na świat, jej ojciec, książę Adalryk, spodziewa się narodzin syna. Na jakiej podstawie opiera swoje przekonanie, skoro mowa o VII wieku, Bóg jeden raczy wiedzieć. Pewnym jest natomiast to, że gdy zamiast chłopca rodzi mu się dziewczynka i to do tego niewidoma, władca Alzacji jest więcej niż zawiedziony. W pierwszym odruchu, chce całkiem dosłownie zetrzeć z powierzchni ziemi wszelki ślad po tym boleśnie kłującym książęce ego wydarzeniu. Zanim jednak podniesie rękę na dziecko nie spełniające jego oczekiwań w obronie noworodka stanie mama. W efekcie dzisiejsza patronka trafi najpierw pod wyłączną opiekę niańki, a gdy tylko nieco podrośnie do sióstr w pewnym klasztorze w Burgundii. I tu wydarzy się po latach cud. Gdy jako dwunastolatka przyjmie bowiem z rąk św. Erharda biskupa Ratyzbony chrzest, wraz z Bożą łaską przywrócony zostanie jej wzrok. Jakby tego było mało jej imię będzie odtąd brzmiało Odylia, co dałoby się przetłumaczyć z germańskiego jako "ojcowizna" lub "dziedzictwo". Nic więc dziwnego, że dziewczynka postanawia wrócić tam, gdzie od zawsze było jej miejsce – na zamek księcia Alzacji. I tak to, jej ojciec Adalryk, ponownie musi po latach zmierzyć się z tym, czego nie oczekiwał ani nie planował, a jednak się stało. Stojąc twarzą w twarz ze swoją latoroślą, podjął więc jeszcze jedną próbę rozwiązania tej nieprzyjemnej dla siebie sytuacji. Postanowił po prostu świeżo odzyskana córkę czym prędzej wydać za mąż i usunąć z dworu. Gdy ten plan się nie powiódł wobec zdecydowanego sprzeciwu bohaterki naszej dzisiejszej historii, pozostało mu jedynie przyjąć do wiadomości swoją małość i zadać pytanie, czegóż to jego córka od niego sobie życzy za te wszystkie lata poniewierki. Odpowiedź zaskoczyła go bardzo, jednak za radą miejscowego biskupa przyjął ją skwapliwie. I tak, choć nic na to wcześniej nie wskazywało na zboczu Hohenbourgu czyli dosłownie pewnej wysokiej góry w roku 680, wyrosło opactwo, które swoją opieką objęło biednych i chorych. Czyli tych, którzy mocno odbiegają od naszych oczekiwań odnośnie zdrowia i bogactwa. Pierwszą przełożoną powstałej tam wspólnoty została oczywiście Odylia. Choć po świątobliwym życiu pożegnała ziemię dla nieba 13 grudnia ok. 720 roku zbudowany za jej przyczyną klasztor dotrwał do naszych czasów. Zmieniła się tylko nazwa góry, na której zboczach się dzisiaj znajduje. Czy wiecie państwo na jaką? To akurat proste – Góra św. Odylii czyli z francuska Mont Sainte-Odile lub z niemiecka Odilienberg. Wzgórze liczy sobie 760 metrów i znajdziecie je państwo w Wogezach w Alzacji.