Dzisiejszy patron to wzór bogobojnego ślonskiego chopa choć na świat przyszedł w Bawarii i tam spędził całe swoje życie.
Dzisiejszy patron to wzór bogobojnego ślonskiego chopa choć na świat przyszedł w Bawarii i tam spędził całe swoje życie. Skromny, nie przepadający za gwarem, obowiązkowy, pobożny. Codziennie odmawiał różaniec. Miał też głębokie nabożeństwo do Matki Bożej, a w święta często odbywał krótkie pielgrzymki do różnych Jej sanktuariów. Swoją młodość spędził na gospodarstwie, w którym się urodził. Dopiero w wieku 31 lat, wraz ze śmiercią rodziców postanowił opuścić świeckie życie i po rozdzieleniu odziedziczonego majątku, wstąpił jako zwyczajny brat do kapucynów. I co? I dalej żył tak, jak żył z tą tylko różnicą, że zmienił imię i adres. Nie nazywał się już Jan tylko Konrad i mieszkał w sanktuarium Matki Miłosierdzia, Królowej Bawarii w Altötting, gdzie pełnił do końca życia pełnił tylko jedną funkcję: furtiana. Wstawał o 3.30 rano, otwierał kościół, służył do Mszy świętej i już o 6 szedł na furtę, gdzie pracował do 21. Gdy zamknął bramę za ostatnim pątnikiem szedł jeszcze do kościoła, by tym razem osobiście adorować Najświętszy Sakrament. I tak dzień w dzień z tym samym oddaniem i uważnością na pątników oraz biednych, którzy pukali do bram sanktuarium. Zupełnie jakby każdy dzień był ostatnim i trzeba go było porządnie przeżyć. Ten ostatni dzień przyszedł jednak dla św. Konrada z Parzham dopiero 40 lat później 21 kwietnia 1894 roku.