Wyobraźmy sobie, że pracujemy w sklepie. Robimy co w naszej mocy, żeby swoją pracę wykonać jak najlepiej, a tu przychodzi klient i od progu jest nerwowy i szorstki w obejściu.
Wyobraźmy sobie, że pracujemy w sklepie. Robimy co w naszej mocy, żeby swoją pracę wykonać jak najlepiej, a tu przychodzi klient i od progu jest nerwowy i szorstki w obejściu. Albo wiecznie niezadowolona klientka. Albo bezczelne dzieci. Znamy to z życia, prawda? I to wcale nie tego 'sklepowego', że się tak wyrażę. Znamy także słuszny gniew, który w takich razach nas ogarnia. Tymczasem dzisiejsza patronka swoim życiem wskazuje, że jest inna droga radzenia sobie z taka sytuacją. Na czym ona polega? No i tu jest pewien szkopuł, bo sprowadza się ona do heroizmu do kwadratu. Po pierwsze chodzi tutaj o heroizm znoszenia ludzi, którzy zachowują się w sposób irytujący, niekulturalny, a nawet opryskliwy. Ale żeby ten heroizm wydał dobre owoce, a nie był po prostu machnięciem ręką nad czyimś sposobem bycia, otóż ten heroizm domaga się jeszcze innego bohaterstwa. Bohaterstwa dostrzeżenia w tych ludziach Jezusa i z uwagi na Niego służenia im z miłością i oddaniem na przekór wszelkim przykrościom. I dokładnie to przez 42 lata swojej pracy jako służąca u rodziny Fatinellich robiła Zyta. Robiła tak skutecznie, że nie dość, że zdołała swoich państwa nawrócić – czego dowodem jest to, że po 800 latach znamy ich rodowe nazwisko - to jeszcze została wyniesiona do chwały ołtarzy jako święta. Święta pomoc domowa lub po prostu: pomocna św. Zyta.