Próba zamknięcia czyjegoś życia w dwóch minutach opowiadania, to ekwilibrystyka.
Próba zamknięcia czyjegoś życia w dwóch minutach opowiadania, to ekwilibrystyka. A jeśli tym kimś jest XIV-wieczna mistyczka, doktor Kościoła i patronka Europy można mówić chyba o bezczelności. Choć może jej samej bardzo by się to określenie spodobało, skoro w swoich czasach św. Katarzyna ze Sieny bezczelnie pisała listy do biskupów, możnowładców, królów, a nawet do samego papieża, zwyczajnie ich pouczając. Uczciwie jednak trzeba przyznać, że to nie był jej autorski pomysł. Ona po prostu nie mogła tego nie robić po tym, czego doświadczała. A doświadczała jako dominikanka tak głębokiej jedności z Chrystusem, że na jej ciele pojawiły się stygmaty, a na jej palcu obrączka, jako znak mistycznych zaślubin. Myliłby się jednak ten, kto by podejrzewał, że z tego tytułu św. Katarzyna ze Sieny nie stąpała twardo po ziemi. Stąpała, a nawet robiła jako posłanniczka Chrystusa długie podróże, gdy nakłoniła papieża Grzegorza XI, by ten opuścił w końcu niewolę awiniońską i powrócił do Rzymu. Dlatego, gdy 29 kwietnia 1380 roku św. Katarzyna bezczelnie, licząc sobie ledwie 33 lata, odeszła z tego świata, by złączyć się wreszcie ze swoim Oblubieńcem w niebie, to opłakiwała ją nie tylko rodzinna Siena, ale cały ówczesny Kościół.