Szczęśliwa lub podróżniczka, a może po prostu szczęśliwa podróżniczka. Tyle po łacinie można spróbować wywnioskować z imienia dzisiejszej patronki i coś jest na rzeczy.
Jeżeli św. Jacek Odrowąż, wspominany w Kościele 17 sierpnia, był światłem ze Śląska, to jego bliska krewna i niemal równolatka, dzisiejsza patronka, jest z całą pewnością światłem, które mieszkańcom Małopolski świeciło z Sikornika.
Ilu znamy świętych kapłanów? Całe rzesze. Ilu świętych lekarzy? No tutaj trzeba już by się było zastanowić. Tych anonimowych, którzy zapisali się jedynie w pamięci pacjentów swoją ofiarnością i profesjonalizmem, może być bardzo wielu.
Czy można być wymownym i jednocześnie milczącym? Mistykiem, który jest jednocześnie blisko zwykłych ludzi? Owszem, te sprzeczności można za sobą połączyć, najlepiej jednak wcześniej urodzić się kobietą. Tak jak na przykład dzisiejsza patronka, którą jeszcze za życia określano mianem „chodzącego tabernakulum" oraz „modlącą się matką".
O dzisiejszym patronie napisano setki stron. O jego swobodnym młodzieńczym życiu, o pragnieniu wiedzy, o nawróceniu, które wymodliła jego matka, o posłudze kapłana i biskupa. Jednak najlapidarniejszy opis jego życia i dokonań wyszedł spod ręki Władysława Tatarkiewicza w jego „Historii filozofii”.
Miała 12 lat, gdy poważnie zachorowała i lekarze bezradnie rozkładali ręce, badając jej przypadek. Przyczyna złego stanu zdrowia tej dziewczynki była dla nich tajemnicą. W wieku 20 lat, wracając tramwajem z fabryki, spadła z platformy i złamała miednicę.
Myśląc o schyłku XVIII i początku wieku XIX we Francji, myślimy o Rewolucji Francuskiej. Z historycznego punktu widzenia traktujemy ją jako okres głębokich i gwałtownych zmian polityczno-społecznych, które pociągnęły za sobą krwawe żniwo.
Czy jeśli twój przeciwnik polityczny i światopoglądowy wyraża się o tobie z uznaniem, to można traktować to za dobra monetę? A może to tylko zakamuflowana ironia? Zresztą osądźcie państwo sami - „Nie można być bardziej doskonałym człowiekiem niż Ludwik IX”.
Kto nie zna baśni o Kopciuszku? To jedna z najstarszych i najbardziej rozpoznawalnych opowieści, która powtarzana jest po dziś dzień na całym świecie. Czy dlatego jednak, że lubimy magiczne historie z dobrymi wróżkami?
Współwięźniowie nazywali go „Cherubinkiem”, bo nigdy nie tracił spokoju i pogody ducha. Gdy umierał, prosił czuwającego przy nim kapłana, by pozdrowił jego rodzinę. „Niech nie płaczą. Bóg tak chce” – wyszeptał.
redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07