W życiu na wszystko przychodzi czas. I wcale nie trzeba czytać Księgi Koheleta, żeby się zorientować, że jest czas na odpoczynek i ciężką pracę, radość i smutek, obfitowanie i post.
Biorąc pod uwagę, że nie wspominamy dzisiaj męczennika tylko wyznawcę, to sprawy potoczyły się w jego przypadku zaiste błyskawicznie
Ile jesteśmy w stanie czekać na to, co dla nas ważne? Dzień? Miesiąc? Rok? Ile wytrwamy podążając drogą, która nie prowadzi nas do wymarzonego celu? To ważne pytania, na które dzisiejsza patronka również musiała sobie odpowiadać.
Określenie, którego użyto do opisania dzisiejszej patronki, gdy była jeszcze dzieckiem, brzmi przeuroczo – mała pani domu.
Gdy dzisiejszy patron przychodził właśnie na świat w roku 1867 w Bawarii, w niedalekiej Wielkiej Brytanii debatowano w parlamencie nad tym, by całkowicie zakazać dzieciom poniżej lat 10-ciu pracy w fabrykach i zakładach pracy.
Można być takim świętym, który swoją wiarą potrafi przenosić góry. Można być i takim, który dzięki pokładanej w Bogu nadziei, nie lęka się męczeńskiej śmierci.
Cóż, mówię to z prawdziwym bólem, ale tak jest w istocie: czasem, żeby coś zmieniło się w naszym życiu na lepsze, musi pojawić się piorun z nieba.
Ważne decyzje w życiu podejmuje się po czterdziestce. To jest ostatni dzwonek – młodość już się skończyła, a na horyzoncie zaczyna majaczyć widmo starości.
Co nas w życiu pasjonuje? Wokół czego jesteśmy się w stanie zjednoczyć? Gdyby szukać odpowiedzi na tak postawione pytania w przestrzeni medialnej, to mogłaby być nieco przerażająca.
Wspominamy dzisiaj rodowitego Hiszpana z XVI wieku, który swoją kanonizację zawdzięcza pewnej polskiej siostrze zakonnej. Rzecz miała miejsce w szpitalu bonifratrów w Krakowie. Był 24 grudnia 1932 roku, a pewna nieuleczalnie chora siostra zakonna o imieniu Maria, z domu Regina Hoeflich, modliła się przed wizerunkiem - wtedy jeszcze błogosławionego - patrona.
redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07