107,6 FM

Św. Antoniego z Padwy

Jest bardziej popularny we Włoszech niż Matka Boża i Jezus Chrystus

Jest bardziej popularny we Włoszech niż Matka Boża i Jezus Chrystus, tak przynajmniej  opowiadają księża z Italii. Kto taki? Czyżby Padre Pio? Nic z tych rzeczy, choć nasz dzisiejszy patron wybrał taką samą drogę zakonną, jak wspomniany stygmatyk z Pietrelciny – został franciszkaninem. Choć akurat jego droga do odnalezienia swojego miejsca w zakonie św. Franciszka z Asyżu była nieco bardziej zawiła. Zawiła, bo pojawiło się na niej wcześniej : wstąpienie do wspólnoty Kanoników Regularnych św. Augustyna na przedmieściu Lizbony, studia teologiczne w Coimbrze zakończone przyjęciem święceń kapłańskich, udział w pogrzebie pięciu franciszkanów zamordowanych przez mahometan w Maroko, zamieszkanie wraz z duchowymi synami św. Franciszka z Asyżu w Olivanez, przy kościółku św. Antoniego Pustelnika, zmiana imienia na Antonii, wyprawa do Afryki, by złożyć Bogu ofiarę ze swojego życia niosąc niewiernym Dobra Nowinę, sztorm na Morzu  Śródziemnym, który rzuca statek na Sycylię, 600 km pieszej pielgrzymki na kapitułę franciszkanów w Asyżu i w końcu odesłanie do eremu w Montepaolo w pobliżu Forli, gdzie potrzebowano księdza, który odprawiałby Msze św. dla współbraci. Uff... sporo tego, jak na jednego człowieka, a to wcale nie był koniec, tylko początek życiowego powołania naszego świętego. Okazuje się bowiem, że ten zwyczajny franciszkanin, który w tamtejszym klasztorze oprócz wykonywania kapłańskich obowiązków zajmuje się prostymi pracami - gotowaniem, zmywaniem, sprzątaniem – pewnego dnia dostaje nakaz wejścia na ambonę i wygłoszenia kazania. Dlaczego akurat on?  Bo w Forli jest wtedy kapituła prowincji, kilku   franciszkanów i dominikanów ma przyjąć święcenia, kościół pełen jest dostojnych gości, tylko nie ma chętnych do publicznego zbłaźnienia słabą homilią. Dlatego wybór prowincjała pada na tego, po którym nikt niczego nie oczekuje. A on, to jest Antoni z Lizbony jak o nim mówią, wchodzi na ambonę po schodkach, odchrząka, otwiera usta i... staje się cud. Jego słowa są jednocześnie proste i mądre, błyskotliwe i do głębi poruszające serce, łączące Stary i Nowy Testament. Bracia, którzy opuścili litościwie głowy, widząc tego kapłana od rąbania drzew i mycia naczyń, jak wchodzi na ambonę, teraz zadzierają je z niedowierzaniem. Oto na ich oczach narodził się nowy Antonii, ten z Padwy, gdzie przyjdzie mu wkrótce umrzeć ze zmęczenia 13 czerwca w roku 1231, bo wcześniej podzieli się swoją wiedzą na tylu uniwersytetach, wygłosi tak wiele kazań i dokona tak wielu cudów, że nie sposób tego ogarnąć w kilkuminutowej historii. Czyste szaleństwo Bożych darów wylanych na jednego człowieka, który uparcie dążył tylko do tego, żeby Bogu służyć jak najpiękniej. Zresztą  potwierdzeniem tego niezwykłego stanu rzeczy był jego proces kanonizacyjny - najszybszy w historii Kościoła! Ale z czym tu było dyskutować, skoro komisja papieska w niecały rok od śmierci św. Antoniego z Padwy stwierdziła za jego przyczyną: 5 uzdrowień z paraliżu, 7 wypadków przywrócenia niewidomym wzroku, 3 głuchym słuchu, 2 niemym mowy i 2 wypadki wskrzeszenia umarłych. I jeszcze niezmienioną po dziś dzień niezwykłą słabość tego świętego, do odnajdywania różnych zagubionych rzeczy. A propos znajdowania tego, co się ukryło, czy wiecie państwo jakie imię nosił św. Antonii zanim został franciszkaninem? Ferdynand. Ferdynand Bulonne.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama