107,6 FM

Baśnie. To lubię 

O pisaniu baśni, miłości do Mickiewicza, rodzinnym orędowniku w Niebie, niedoścignionym wzorze wujka i wspólnej pracy z mamą Małgorzatą Musierowicz, opowiada Emilia Kiereś. 

Nad czym teraz Pani pracuje? Co najbardziej podoba się Pani w byciu pisarką?

Najbardziej w mojej pracy podoba mi się wolność i to, że nie mam szefa! I że mogę pracować w każdym miejscu, w jakim zechcę: przy biurku, w ogrodzie, w łóżku, w lesie, a nawet w namiocie. 
W tej chwili kończę czwartą książeczkę z serii zapoczątkowanej przez „Srebrny dzwoneczek”. Po bożonarodzeniowej „Złotej gwiazdce” i jesiennym „Miedzianym Listku” teraz przyszedł czas na wiosenną opowieść z nowym-nienowym bohaterem. Książka ukaże się w marcu 2022 w wydawnictwie HarperKids, poprzedzona wznowieniami wszystkich trzech wcześniejszych części. Pracuję też nad przekładem dla wydawnictwa Kropka: będzie to klasyczna powieść detektywistyczna dla nastolatków. Świetna zabawa! I przy tłumaczeniu, i przy czytaniu. Poza tym mam już zaplanowane kolejne powieści. Pomysłów mi nie brak, za to czasu chciałabym mieć więcej!

Jedna z książek dla dzieci była inspirowana balladą Adama Mickiewicza, a wydała Pani również jego „Ballady i romanse” z komentarzami. Ma Pani jakiś ulubiony wiersz, dzieło Adama Mickiewicza? 

To prawda, Adam Mickiewicz i jego twórczość są mi bardzo bliscy. Już kiedy byłam dzieckiem ogromne wrażenie robił na mnie niezwykły, tajemniczy nastrój i urok „Ballad i romansów” – i to się nie zmieniło do dziś. Zauważyłam natomiast, że współczesne dzieci i młodzież często już nie rozumieją tych utworów. Zmienia się język polski, zmieniają się realia, zmieniają się warunki życia, i dawne teksty literackie stają się niekiedy nie do rozgryzienia. Pomysł na to, żeby opatrzyć „Ballady i romanse” objaśnieniami skierowanymi do dzisiejszych czytelników, dojrzewał długo, i zanim zdecydowałam się podjąć to wyzwanie, minęło dobrych kilka lat. Pierwsze wydanie książki ukazało się w 2018 roku, w wydawnictwie Egmont. Wcześniej jednak napisałam „Łowy”, powieść z dreszczykiem, która stanowi właściwie przedakcję ballady „Świtezianka”. Można powiedzieć, że to była moja pierwsza przymiarka do tego tematu.

Dlaczego zdecydowała się Pani opracować akurat „Ballady i romanse”? 

Dlatego, że ze wszystkich dzieł Mickiewicza to właśnie te teksty najbardziej nadają się do czytania z dziećmi. Wspaniałe, fantastyczne światy, niebywała, niesamowita wyobraźnia, nastrój rodem z dreszczowca, tajemnica, zagadkowe postacie i zdarzenia, upiory, widma, duchy w tak wyjątkowym ujęciu – a przy tym tyle humoru! Aż żal, żeby nie pokazać tego dzieciom! Tylko jak to zrobić, skoro Mickiewicz to dla nich często prehistoria? Właśnie tym postanowiłam się zająć. Każdy utwór opatrzyłam przypisami, w których wyjaśniłam niezrozumiałe już dziś słowa i zwroty, każdemu utworowi towarzyszy też osobna gawęda, w której staram się przeprowadzić czytelników przez tekst Mickiewicza: piszę, o czym on opowiada, jak go czytać, ale też osadzam go w kontekście historycznym, kulturowym, dodaję ciekawostki i anegdoty o samym autorze. 

Czy ma Pani odzew ze strony studentów, uczniów? 

O tak, jest odzew – ze strony dzieci i młodzieży, a częściej nawet rodziców i nauczycieli, którzy z dziećmi i uczniami tę książkę czytają. Bardzo się cieszę, bo okazało się, że rzeczywiście taka pozycja jest potrzebna i przydatna. Odzywają się czytelnicy, którzy meldują mi, że dopiero teraz zrozumieli, o co chodzi w tej czy innej balladzie, a nawet tacy, którzy dzięki moim komentarzom zaprzyjaźnili się z Mickiewiczem. I to jest dla mnie najwspanialsza nagroda! 

Jak zachęcić młodych do sięgania po lektury albo by sięgnęli po nie po latach?

Nie wiem. Chyba nie ma na to jednego, sprawdzonego sposobu. Wydaje mi się, że ważne jest, żeby w ogóle podsuwać młodym książki. Każdy (no, może prawie każdy) w końcu trafia na tę „swoją” książkę, która otwiera przed nim wrota do świata literatury, do tej wspaniałej przygody. Chyba że się wcześniej zniechęci albo zrazi. Na pewno też warto czytać razem z dziećmi, od maleńkości, jak najwięcej, po to, by czytanie stało się w pewnym sensie naturalną czynnością. Wspólna lektura to także wspólne przeżywanie – jeśli dzieci polubią te wspólne seanse czytelnicze, polubią też książki. Tak myślę.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama