Handel narządami zabijanych ludzi – to jedna z tych rzeczy, która powinna wywołać skandal i zmusić do działania. I wywołała, choć trudno jeszcze ocenić, jakie będą jego skutki.
Banalne zło, które tak przenikliwie przed wieloma laty opisała Hannah Arendt, ma obecnie oblicze pracowników Planned Parenthood. Dr Deborah Nucatola – która między jednym a drugim łykiem wina i przegryzieniem sałatki opowiada, jak trzeba miażdżyć ludzkie ciała, by uzyskać możliwie najlepsze dla kupca organy z zabijanych dzieci nienarodzonych, czy dopytuje, narządami z jak rozwiniętych osób kupiec byłby zainteresowany – jest zwyczajna w swoim postępowaniu, zachowuje się jak setki, a może tysiące normalnych biznesmenów podczas biznesowego lunchu czy spotkania. Jest skupiona na potrzebach klienta, próbuje je zaspokoić. I tylko niechęć do podawania cen za usługi sprawia, że cień niepokoju o legalność postępowania może wkraść się do umysłu oglądającego zapis jej rozmów. Jednak dopiero gdy uświadomimy sobie, że rozmowa dotyczy handlu ludzkimi organami, które są pobierane w trakcie aborcji (niekiedy od żywych dzieci, które specjalnie abortowano tak, by dobić je po wyjściu z łona matek i korzystnie sprzedać ich narządy), dociera do nas, że to spotkanie ze zwyczajnym biznesowym lunchem miało mniej więcej tyle wspólnego, ile praca Adolfa Eichmanna ze zwyczajną logistyką. I być może właśnie z powodu tego kontrastu: normalności zachowania i zbrodniczości działania śledztwo przeprowadzone przez Centrum na rzecz Postępu Medycznego wywołało aż takie wrażenie i skłoniło biernych zazwyczaj w kwestiach aborcyjnych republikańskich polityków do postulatu odebrania Planned Parenthood dofinansowania z budżetu federalnego.
Bronić zbrodni do upadłego
Ale choć sprawa wydaje się oczywista – aborcyjny gigant łamie amerykańskie prawo, handlując narządami – osądzenie i skazanie (choć śledztwo w tej sprawie wszczęto już w kilkunastu stanach USA) czy choćby odebranie funduszy wcale nie będzie proste. Za plecami zwyczajnych funkcjonariuszy Planned Parenthood stoi bowiem potężne lobby polityczne, w którego skład wchodzą nie tylko prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama, ale także główna demokratyczna kandydatka na prezydenta Stanów Zjednoczonych Hillary Clinton, tysiące demokratycznych polityków, a nawet duchowni protestanccy.
Wszyscy oni skupili się na obronie czegoś, czego obronić się nie da. I po początkowym szoku zaczęli udowadniać (skąd my to znamy), że winni są prowokatorzy z fanatycznych organizacji pro life, a nie szlachetni działacze aborcyjni.
Taką opinię wprost sformułowała szefowa Planned Parenthood Cecile Richards, której zdaniem śledztwo Centrum na rzecz Postępu Medycznego jest „atakiem ekstremistów”. – To nie jest atak na nas. To atak na dostęp do usług medycznych kobiet w całym naszym kraju – oznajmiła Richards. – Ostatnie ataki w tej trwającej od kilkudziesięciu lat kampanii są jeszcze gorsze niż poprzednie. Ekstremiści stworzyli fałszywą firmę, stworzyli prawdopodobnie nieprawdziwe dokumenty i, używając sfałszowanych dokumentów rządowych, uzyskali dostęp do zespołu lekarskiego oraz badawczego Planned Parenthood, by bez ich zgody potajemnie ich sfilmować i wykorzystać nagrania do absurdalnych oskarżeń – zagrzmiała szefowa Planned Parenthood.
Kłamstwa i bluźnierstwa
Dokładnie takie same opinie sformułowała grupa… duchownych protestanckich i żydowskich. „Jako liderzy religijni zobowiązani do sprawiedliwości, uczciwości i obrony wolności wyrażamy zaniepokojenie wieloletnią akcją prześladowania Planned Parenthood i wartości, którym ona służy. Nasza wiara wymaga od nas troski o wykluczonych, ubogich i znajdujących się w trudnej sytuacji. Liderzy religijni od niemal stu lat wspierają Planned Parenthood, bowiem podziela ona nasze wspólne cele: by każda osoba – niezależnie od zarobków, rasy czy religii miała taki sam dostęp do bezpiecznej, wysokospecjalistycznej opieki medycznej” – napisali duchowni skupieni w Planned Parenthood Clergy Advocacy Board.
Te twierdzenia zawierają w istocie same kłamstwa. Historyczne korzenie Planned Parenthood są bowiem jawnie rasistowskie. Od samego początku swojego istnienia organizacja działała wyłącznie na rzecz likwidacji czarnych i zbudowania czystego rasowo społeczeństwa białych. I choć obecnie nie eksponuje się tych twierdzeń, to nadal 70 procent klinik aborcyjnych Planned Parenthood znajduje się w czarnych i latynoskich dzielnicach. A gdy kilka lat temu podczas innej prowokacji zaproponowano przyjęcie działaczom tej organizacji sowitej donacji pod warunkiem, że będzie ona wykorzystana wyłącznie na likwidowanie czarnych dzieci, działacze Planned Parenthood… wyrazili zgodę. Nie sposób też zapomnieć o tym, że codziennie w klinikach Planned Parenthood zabijanych jest więcej czarnych dzieci, niż zostało zamordowanych Afroamerykanów w całej historii Ku Klux Klanu. Ale kłamstwa nie są najgorszym elementem oświadczenia proaborcyjnych duchownych. Liderzy religijni zdecydowali się bowiem na jawne bluźnierstwo, byle tylko bronić aborcjonistów. „Nasze tradycje religijne wzywają nas do współczucia, a nie osądzania. Ludzie, którzy pracują w Planned Parenthood, ofiarowują opiekę i szacunek ludziom w potrzebie, wykonując w ten sposób Bożą pracę. Za to jesteśmy im wdzięczni” – napisali protestanccy duchowni. I trudno nie zadać pytania, jaki to „bóg” (nie sposób tego słowa napisać wielką literą) chce od swoich wiernych handlu narządami zabijanych ludzi? Z pewnością nie jest to Bóg chrześcijan.
Polityczne lobby w natarciu
O wiele groźniejsze niż kłamliwe (ale pamiętajmy, że kłamstwo powtarzane w mediach w umysłach wielu ludzi zostaje uznane za prawdę) opinie świeckich i duchownych aborcjonistów są działania polityków i sędziów (w Stanach Zjednoczonych – w związku z obowiązującym tam modelem ustrojowym – ich rola w kreowaniu sytuacji społecznej i prawnej jest niekiedy nawet większa niż demokratycznie wybieranych polityków). A te nie pozostawiają wątpliwości, że po początkowym szoku lobby aborcyjne przeszło do ataku. Sąd Najwyższy w Kalifornii nałożył na dziennikarzy śledczych zakaz publikacji kolejnych materiałów zdobytych ukrytą kamerą. Powód?
Dobre imię firm, które czerpią dochody z tego haniebnego procederu. Demokratyczni politycy zaś też przestali już udawać, że cokolwiek w postępowaniu pracowników Planned Parenthood ich zgorszyło i zaczęli jasno wskazywać, że nigdy nie zgodzą się na odebranie publicznych funduszy Planned Parenthood. Administracja Baracka Obamy jasno wskazała, że jeśli do tego dojdzie, to on zawetuje takie rozwiązania, a Hillary Clinton (o której jej właśni biografowie piszą, że „jej religią jest aborcja”) wskazała, tuż po ujawnieniu kolejnych taśm prawdy, że „jest dumna, mogąc stać po tej samej stronie co Planned Parenthood”.
Liberalne media też niemal w całości opowiedziały się po stronie aborcjonistów i przez kilka pierwszych dni afery w ogóle o niej nie informowały. Później zaś tak bardzo zainteresowały się obroną życia, że ich dziennikarze godzinami dyskutowali o zastrzeleniu przez myśliwego lwa Cecile’a, potępiając człowieka, który to zrobił, i domagając się dla niego nawet kary śmierci. W efekcie nie wystarczyło im czasu, by pochylić się nad zbrodnią rozrywania na strzępy (o, przepraszam, rozcinania na narządy) ludzkich dzieci. Jeśli zaś w ogóle ktoś zajmował się tą sprawą, to wyłącznie po to, by potępić „religijnych ekstremistów”, którzy, nie mogąc wysadzać w powietrze klinik aborcyjnych, zajęli się ich bezprawnym kompromitowaniem. Nie zabrakło także ekspertów, którzy przekonywali, że w istocie cięcie dzieci na narządy to akt altruizmu, który trzeba podziwiać, a nie potępiać.