107,6 FM

W oratorium wołali na niego "Tata", a matki mówiły: "Słuchać Czesia"

Wiedział, że Niemcy go aresztują, ale nie uciekł. Pozostał wierny do końca Bogu i ojczyźnie. Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym.

Czesław Jóźwiak urodził się 7 września 1919 roku w Łażynie koło Bydgoszczy, miejscowość już dzisiaj nie istnieje. Jego ojciec Leon był policjantem i brał udział w Powstaniu Wielkopolskim. W 1930 roku rodzice Czesława przeprowadzili się do Poznania. Chłopak  miał starszego brata Wacława oraz dwie młodsze siostry Jadwigę i Władysławę. Z salezjańskim oratorium na Wronieckiej był związany od 10 roku życia. To właśnie tam poznał Edwarda Kaźmierskiego, Franciszka Kęsego, Edwarda Klinika i Jarogniewa Wojciechowskiego. Należeli do grupy tzw. starszych. Czesław był prezesem Towarzystwa Niepokalanej. Chłopcy zajmowali się młodszymi kolegami. Matki miały do Czesia bardzo dużo zaufania, przed wyjazdami na kolonie oratoryjne zwracały się do swoich pociech mówiąc: "słuchać się Czesia". Nazywany był również "Tatą". Aktywnie brał udział w życiu oratorium, a chłopcom opowiadał historie z Trylogii Sienkiewicza.

Był typem przywódcy i jako jedyny z "Piątki" należał do harcerstwa. Tylko jemu udało się zaciągnąć do wojska podczas kampanii wrześniowej. "Istnieją rozbieżności co do przydziału Jóźwiaka. Wg relacji Henryka Gabryela zaciągnął się do WP w Jarocinie i walczył w bitwie pod Bzurą. Według Encyklopedii Konspiracji Wielkopolskiej był w kolumnie PW, która dołączyła do Batalionu Obrony Narodowej <<Koronowo>>" (cyt. za Wierni do końca, pod red. R. Sierchuły i ks. J. Wąsowicza SDB). Nie wiadomo do końca, jak trafił do konspiracji. Został szefem oddziału Narodowej Organizacji Bojowej, do której wciągnął także kolegów z oratorium.

Wiedział, że będzie aresztowany (wcześniej aresztowano jego przyjaciół), ale nie skorzystał z możliwości ucieczki. Nie chciał, by represje dotknęły najbliższych. "Jak przyszli po mojego brata, to już spałam - wspominała Ada Różycka, siostra Czesia - byłam młodsza, a to był późny wieczór. Rodzice mnie nie obudzili. Nie widziałam, jak go zabierają" (cyt. za: Zwyczajni święci, M. Tadrzak-Mazurek).

W więzieniu dzielił się swoimi głodowymi racjami żywnościowymi z innymi. Był bardziej dręczony od kolegów. Siłę ducha czerpał z wiary. Chciał zostać salezjaninem. Wraz z przyjaciółmi został zgilotynowany 24 sierpnia 1942 roku w Dreźnie. 

Poniżej jego list napisany tuż przed śmiercią:

Moi Najdrożsi Rodzice, Janko, Bracie Adzio, Józef
Właśnie dzisiaj, tj. 24, w dzień Maryi Wspomożycielki otrzymałem Wasze listy, przychodzi mi rozstać się z tym światem. Powiadam Wam, moi drodzy, że z taką radością schodzę z tego świata, więcej aniżeli miałbym być ułaskawionym. Wiem, że Maryja Wspomożyciela Wiernych, którą całe życie czciłem, wyjedna mi przebaczenie u Jezusa. Przed chwilą wyspowiadałem się i zaraz przyjmę Komunię świętą do swego serca. Ksiądz będzie mi błogosławił przy egzekucji. Poza tym mamy tę wielką radość, że możemy się przed śmiercią wszyscy widzieć. Wszyscy koledzy jesteśmy w jednej celi. Jest 7.45 wieczorem, o godz. 8.30, tj. pół do dziewiątej zejdę z tego świata. Proszę Was tylko, nie płaczcie, nie rozpaczajcie, nie przejmujcie się. Bóg tak chciał. Szczególnie zwracam się to Ciebie, Matusiu Kochana, ofiaruj swój ból Matce Bolesnej, a Ona ukoi Twe zbolałe serce. Proszę Was bardzo, jeżeli w czym Was obraziłem, odpuśćcie mej duszy. Ja będę się za Was modlił do Boga o błogosławieństwo i o to, abyśmy kiedyś razem mogli zobaczyć się w niebie. Tutaj składam pocałunki dla każdego z Was. Do zobaczenia w niebie.
Wasz syn i brat
Czesław

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama