107,6 FM

Bóg walczy o godność kobiet

Kiedy wczytamy się w Stary Testament, zauważymy, że Pan Bóg walczy o godność kobiet – mówi w rozmowie z KAI dr Maria Miduch, doktor teologii biblijnej z zakresu judaistyki i hermeneutyki biblijnej. Biblistka niedawno wydała książkę „Kobiety, które kochał Bóg”, o kobietach Starego Testamentu.

Tymczasem pojawia się w tradycyjnych pieśniach czy pastorałkach motyw złej Ewy. Np. „Ach, zła Ewa narobiła, nieszczęścia nas nabawiła, z wężem w raju rozmawiała i jabłuszka skosztowała, nabroiła”, albo inna: „O nędzna Ewo! O mizerna Ewo! Cóżeś to uczyniła? Wszystekeś świat zdradziła; Już cię Adam będzie budzić i kijem dobrze cucić, Niebogo nieboraczko, zapłaczesz sobie oczko”.

Tak, oczywiście możemy powiedzieć, że Ewa zgrzeszyła, i to jest fakt. Ale Bogu to nie przeszkadza we współdziałaniu z nią do tego, żeby przekazywać życie, przekazywać coś Bożego. Bóg się nie boi dawać swoich wielkich darów, dzielić się swoją istotą z tymi, którzy zgrzeszyli.

Która starotestamentalna kobieta była dla Pani ciekawym odkryciem?

Dla mnie urzekającą i naprawdę niesamowitą rzeczą było to, że kiedy czytałam historię Abrahama i Sary, zawsze mi się wydawało, że Bóg zawarł przymierze z Abrahamem. Pamiętamy te rozpołowione zwierzęta, obrzezanie. Wszystko mężczyzna. A kobieta? Co z kobietą? Jednak jest taki moment, kiedy Bóg zmienia imię. Zmienia je Abramowi, ale również i Saraj. Dla nas w języku polskim jest to niewyczuwalna zmiana – u Abrahama wskakuje „h” do środka, a u Saraj coś się tam skróciło. W zapisie hebrajskim to „h”, które wskakuje do Abrahama, wskakuje też do Saraj, na koniec imienia, ono jest nieme. To jest „h” z imienia Bożego (IHWH). Imię w języku hebrajskim oznacza istotę. Bóg poprzez przymierze dzieli się swoją istotą z człowiekiem, więc dzieli się nie tylko z Abrahamem, ale dzieli się też z Sarą. I jeżeli Żyd czyta Biblię, widzi to. My w przekładzie polskim możemy niestety w ogóle tego nie zauważyć.

Stary Testament przepełniony jest mężczyznami. Kobiety mogą się czuć trochę wykluczone…

Ja bym powiedziała, że Stary Testament też posiada jakąś warstwę kulturową. Kiedy spojrzymy, co w podobnym czasie, gdy powstawała Biblia, działo się u narodów sąsiadujących z Izraelem, to zobaczymy duży przeskok, jaki stanowi kultura Izraela, która jednak kobiecie przyznaje lepsze miejsce niż sąsiednie narody. To, że w samej Biblii są księgi poświęcone kobietom i że zostały nazwane ich imionami, to też świadectwo tego, że nie do końca jest tak źle, jakby się mogło wydać. Owszem, my wiemy, że to jest pewien etap. Bóg cały czas walczył o to, żeby było jak w momencie stworzenia. Grzech ludzki nakłada się na to patrzenie, ale Bóg nie zaprzestaje cały czas walczyć o to, żeby ukazać godność kobiety. Takim punktem kulminacyjnym jest Nowy Testament i te teksty, które mówią, że nie ma już ani mężczyzny, ani kobiety (Ga 3,28). Nie oznacza to, że Paweł, a tym samym nauczanie Kościoła, znosi podział na płeć. Tu jest ukazane, że są oni równi w godności, aczkolwiek misje mają inne. Co prawda tutaj znowu zaczyna się nakładanie kultury, zwyczajów lokalnych i później gdzieś ta prawda znowu ginie. Ale to nie znaczy, że my mamy z niej rezygnować, mamy się o nią upominać, mamy o niej przypominać.

Czym się różni misja kobiety i mężczyzny?

Ja bym powiedziała, że misja każdego człowieka jest inna. To znaczy każdy człowiek ma indywidualne powołanie, podąża swoim własnym powołaniem. Nie ma dwóch takich samych powołań. Jeśli spojrzymy na jakieś zgromadzenie zakonne, to mimo że wszyscy rozeznali ogólne podobne powołanie i charyzmat zgromadzenia, każdy będzie je realizował na różny sposób. Podobnie jest z mężczyzną i kobietą. Każdy z nas ma do zrealizowania jakieś własne powołanie – czy do macierzyństwa, czy do życia samotnego, do życia w małżeństwie, zakonie. Jest wielu ludzi, którzy podążają podobną drogą, a my zawsze będziemy podążać na własny sposób. W godności jednak jesteśmy zupełnie tacy sami – czy ktoś jest siostrą zakonną, czy samotną kobietą, czy matką i żoną, czy księdzem, czy mężem – godność jest taka sama.

Wróćmy jeszcze do tych narodów sąsiadujących z Izraelem. Jak to się konkretnie przejawiało, że u Żydów kobieta miała lepiej, że doceniano jej godność. Poganie mieli boginie, kapłanki, a u Żydów wszędzie mężczyźni – Bóg, anioły, kapłani…

Nie zgodziłabym się z tym, że anioły mężczyźni, bo to były istoty żywe, ale ich płci nie określano.

Ale jak już nadawano imiona to męskie…

Imiona były męskie, rzeczywiście… Jednak przede wszystkim ważne jest ukazanie tego, że Bóg się upomina o miejsce kobiety w historii. Kobieta może być tą, która ratuje naród, która strzeże prawa bardziej niż mężczyzna, jak chociażby Sefora żona Mojżesza, która nawet nie jest Żydówką, okazuje się, że jest sprawiedliwsza od męża. Przecież to ona obrzezuje syna Mojżesza, gdy on o tym zapomniał, zapomniał o przykazaniu prawa. A tutaj nagle poganka czyni to, co on powinien uczynić. To była męska funkcja. Widzimy, że Pan Bóg upomina się o to miejsce kobiety i nie spycha jej tylko do roli ozdoby męża czy do tej, która rodzi dzieci.
To zderzenie kultur świetnie widać właśnie w historii Estery. Kiedy ona, jako żona króla, zostaje zamknięta w haremie i jej rola ogranicza się do tego, że ma pięknie wyglądać, być ozdobą króla i ewentualnie dać mu potomka. Pan Bóg mówi: „Twoja rola jest inna”. Po ludzku rzecz, biorąc lepiej byłoby, gdyby Pan Bóg posłał mężczyznę, ten by miał łatwiej dotrzeć do króla. Ale Pan Bóg pokazał, że nie zgadza się z rolą, do której to pogańskie społeczeństwo zepchnęło Esterę. Że On ma dla niej inny plan i realizuje go, mimo że plan jest ryzykowny.

Co starotestamentalne kobiety mogą powiedzieć współczesnym kobiecie i mężczyźnie?

Że kobiecość i męskość to wielki dar od Boga, który, jeśli się z nim współdziała, może być w cudowny, a często zaskakujący sposób wykorzystany. Mogą też powiedzieć, że – co już powiedzieliśmy przy Ewie – nasze grzechy i słabości nie przekreślają tego, że Pan Bóg chce z nami współpracować i często prowadzi nas do takiej misji, której byśmy się nigdy nie spodziewali. Ewa, która zgrzeszyła i przez jej grzech weszła na świat śmierć, otrzymuje imię „matka żyjących”. My po ludzku moglibyśmy powiedzieć, że bardziej pasuje „matka umarłych”. Ale Bóg patrzy inaczej – to jest dla mnie zaskakujące, ale daje nadzieję nam wszystkim, że z naszego grzechu zawsze Pan Bóg jest w stanie wyprowadzić dobro. Historia Batszeby też o tym mówi: jej życie stało się też historią świętą, bo na końcu tej historii pojawił się Mesjasz.

***
Maria Miduch, doktor teologii biblijnej z zakresu judaistyki i hermeneutyki biblijnej. Magister studiów bliskowschodnich. Członek Stowarzyszenia Biblistów Polskich. Prowadzi rekolekcje i warsztaty biblijne. Autorka książek, m.in. „Kobiety, które kochał Bóg” (Wydawnictwo WAM 2018).

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama