107,6 FM

Ona będzie żyć

Łucja, matka pięciorga małych dzieci, umierała. Ordynator powiedział: "Ona jest w stanie przedagonalnym". Dzieci Łucji i jej mąż, który w trzy dni osiwiał, ruszyli po pomoc do pewnej śląskiej zakonnicy, zmarłej... dwadzieścia lat wcześniej.

Z czasem ten dzwon zaczął się odzywać, bo umierali inni parafianie. Regina Kampka zapamiętała, że za każdym razem ludzie w Brzeziu w pierwszej chwili komentowali: „Łucja Stawinoga umrzyła”.

Aż którejś niedzieli doktor Helena Burek wybrała się z mężem na spacer. Szli w stronę pięknego lasu i restauracji „Widok” na skraju Brzezia. – Zapytałam: „Co to za ładna, młoda, kobieta tam siedzi?”. A mąż: „Toż to jest ta, coś ty powiedziała, że ona umrze”. Nie wiedziałam, czy to duch, czy się mam przeżegnać, czy mam zjawę? Sama przyszła tam na spacer taki kawał drogi. Miałam oczy jak talerze. Czy to nie cud? Ja uwierzyłam, że to był cud – mówi doktor Burek.

Ona będzie żyć   Doktor Helena Burek (na zdjęciu) leczyła Łucję. Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Łucja wróciła do pełnego zdrowia stopniowo w ciągu kilkunastu miesięcy. – Po 1,5 roku poszła podziękować dr Ciemborowiczowi, dyrektorowi starego szpitala w Raciborzu i ordynatorowi chirurgii. Powiedziała: „Panie doktorze, wyście tu wszystko robili, żebym wyzdrowiała, jo wom przyszła podziękować”. On na nią spojrzał i po chwili powiedział: „Pani Stawinoga? Ja myślałem, że pani nie żyje” – relacjonuje Regina Kampka.

Po wyzdrowieniu Łucja zaszła w ciążę. Urodziła szóste, zdrowe dziecko – Marysię.

Ona będzie żyć   Regina i Maria, córki Łucji Stawinogi, ze ślubną fotografią rodziców przed grobem Dulcissimy. Przemysław Kucharczak /Foto Gość

Medalion na polu

Doktor Helena Burek jest jedną z ostatnich żyjących mieszkańców Brzezia, którzy osobiście znali siostrę Dulcissimę, za wstawiennictwem której modliła się rodzina Stawinogów. Dobrze pamięta jej pogrzeb. – Ksiądz proboszcz powiedział, żeby nikt się nie odważył ubrać na czarno. Ja też byłam więc na tym pogrzebie ubrana na biało – wspomina.

Zapamiętała też, że Dulcissima była chora i wspierała się na kuli. Ta młoda dziewczyna ze zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, czyli marianek, ofiarowywała czasem swoje zdrowie Panu Bogu w różnych intencjach. Gdy jeden z chłopców w Brzeziu oślepł i ogłuchł wskutek powikłań po szkarlatynie, powiedziała jego matce, że chciałaby mu oddać własne oczy, albo chociaż jedno. Sama słabo już wtedy widziała. Wkrótce po tej deklaracji oślepła zupełnie, a chłopak niespodziewanie odzyskał wzrok w jednym oku i słuch w jednym uchu. Lekarz twierdził, że to cud. Ten chłopak – Jan Darowski – został później wybitnym tłumaczem. Przekładał na angielski m.in. wiersze Herberta, Miłosza i Szymborskiej. Bez geniuszu tego tłumacza polscy poeci zapewne nie otrzymaliby Nagrody Nobla.

Dulcissima była prostą Ślązaczką, wesołą i pełną temperamentu. W dzieciństwie na polu miedzy Zgodą na Nowym Bytomiem znalazła... medalion z siostrą Teresą od Dzieciątka Jezus, wtedy jeszcze nie kanonizowaną. Zdziwiła się, bo znała już tę siostrę ze swoich snów. W snach zaczęła z nią rozmawiać i stała się jej duchową uczennicą. Czasem śnili się jej też Jezus i Maryja. Nie chwaliła się tym, ale inne siostry słyszały, jak mówiła wtedy przez sen... Fragmenty tych rozmów robiły na świadkach ogromne wrażenie.

Siostra Dulcissima wzywała do żarliwej modlitwy – na pierwszym miejscu za księży. To była jej misja. Nie była przy tym naiwna – już wtedy, przed II wojną światową, gorąco prosiła Boga, żeby ochronił oblubienicę, czyli Kościół, przed publicznym zgorszeniem ze strony niektórych duchownych. Nie wahała się prosić o ich ukaranie. „Daj nam kapłanów, o Jezu, którzy rozumieją Boga i swoje obowiązki wobec Niego – pisała. – Wszystkim kapłanom, którzy jeszcze żyją według świętej Twojej woli, daj bogaty połów aż do końca! Nie odrzucaj również kapłanów, którzy przyjęli ducha światowego, ponieważ mogą być jeszcze uratowani” – modliła się. Wzywała też do modlitwy za grzeszników i za dusze w czyśćcu cierpiące.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama