107,6 FM

„Frailes del Cristo"

Czy można kogoś dwa razy rozstrzelać? Można i o tym jest ta historia. A także o tym, że zwalnianie się z moralności na rzecz jakiejkolwiek ideologii zawsze kończy się tak samo.

Czy można kogoś dwa razy rozstrzelać? Można i o tym jest ta historia. A także o tym, że zwalnianie się z moralności na rzecz jakiejkolwiek ideologii zawsze kończy się tak samo. Rzecz miała miejsce w Hiszpanii w roku 1936. Powiedzieć, że był to czas gorący w historii tego kraju, to nic nie powiedzieć.  Ponieważ jednak nie mamy czasu na historyczne rozważania dotyczące przyczyn wybuchu krwawej wojny domowej, od razu przejdźmy do sedna. Oto w nocy z 21 na 22 lipca 1936 roku, zaledwie 4 dni po rozpoczęciu bratobójczych walk, dom seminaryjny Zgromadzenia Męki Pańskiej w  Daimiel, czyli w samym sercu republikańskiej Hiszpanii, został otoczony przez około 100 milicjantów. Zgromadzonym wewnątrz seminarzystom, zakonnikom i kapłanom w liczbie 31 nakazano wyjść na zewnątrz i udać się na pobliski cmentarz. Przebywający tam od kilku dni wraz z nimi przełożony hiszpańskiej prowincji pasjonistów, ojciec Nicefor od Jezusa i Marii,  zebrał wtedy całą wspólnotę w kościele, udzielił wszystkim zebranym absolucji, spożył z nimi wszystkie postacie eucharystyczne, które skrywało tabernakulum i powiedział: „Bracia, to jest nasze Getsemani. Ludzka natura, w swej słabości, drży i lęka się. Ale przecież jest z nami Chrystus. Czciciele i mieszkańcy Kalwarii, odwagi! Idziemy na śmierć za Chrystusa. Wypada mi dodać wam ducha, ale sam czuję się umocniony waszym przykładem.” Po tych słowach zakonnicy wyszli na zewnątrz i udali się na cmentarz. Tam, ku swojemu zdumieniu nie zostali jednak zastrzeleni, nakazano im jednak pod karą śmierci natychmiast opuścić to miejsce. Zatem po krótkiej naradzie, w pięciu sześcioosobowych grupkach, pasjoniści z Daimiel różnymi drogami zdecydowali się udać do Madrytu, a stamtąd do nie zajętej przez republikanów Saragossy. Nie wiedzieli jednak, że wieść o ich podróży telegrafem dotrze na wszystkie okoliczne posterunki milicji. I tak oto akt łaski zamienił się w okrutną zabawę w kotka i myszkę. 12 z braci zostało schwytanych zaledwie 30 km dalej w Manzanares i rozstrzelanych jeszcze 22 lipca wieczorem na kolejowych torach po wytarganiu z pociągu. W tej grupie znalazł się też ojciec Nicefor od Jezusa i Marii. Gdy na miejsce przybył Czerwony Krzyż okazało się, że 6 z braci wciąż żyje, choć znajdują się w krytycznym stanie. Natychmiast przetransportowano ich do lokalnego szpitala, gdzie spędzili 3 miesiące. Gdy wyszli, zostali ponownie aresztowani i jeszcze tego samego dnia, 23 października 1936 roku zastrzeleni na szosie z Manzanares do Daimiel. To była ostatnia grupka spośród pasjonistów, którym w nocy z 21 na 22 lipca darowano życie. Inni zginęli wcześniej, a ich ciała znaleziono po wojnie w promieniu ok. 50 km od macierzystego domu seminaryjnego. Jedynie pięciu braci ze Zgromadzenia Męki Pańskiej przeżyło tę krwawą jatkę i dało świadectwo o tym, co wydarzyło się w Daimiel pod koniec lipca 1936 roku. A zginęło wtedy w sumie 26 zakonników z ojcem Niceforem od Jezusa i Marii na czele. Co ciekawe, jego w Daimiel nie powinno być, bo w momencie wybuchu domowej wojny przebywał akurat poza granicami Hiszpanii. Nie chciał jednak zostawiać swoich współbraci i seminarzystów. Żaden z nich nie był politycznie zaangażowany, wszyscy natomiast przez lokalną ludność nazywani byli „Frailes del Cristo”, wiecie państwo co to znaczy? Bracia Chrystusa, tak w życiu, jak i w męczeńskiej śmierci.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama