107,6 FM

O Ojczyźnie, miłości i malowanych ułanach

„Smutek taki mnie chwycił, że zda się, aż skomli, Ani przed kim się żalić, kto wie, kiedy minie.

Gdybyż to było można usiąść przy kominie
I czytać sobie stare wiersze Syrokomli!
I marzyć, jakbyś pocztą wędrował podróżną.
O owych lasach, rzekach, tych dworach, tym zdroju,
I myśleć, że są wszyscy w przyległym pokoju,
Od których ciągle listów wyglądasz na próżno.
Cóż znajdę, jeśli wyjdę takiego wieczoru?
Tu wszyscy obcy i każdy gdzieś śpieszy.
Ach żadna mnie muzyka dziś nie pocieszy,
Chyba "Aria z kurantem" ze "Strasznego Dworu".

Tak pisał na emigracji Jan Lechoń - Leszek Serafinowicz, który po II wojnie, kiedy było wiadomo, że w Polsce zapanowali sowieci, świadomie wybrał pozostanie na obczyźnie i zapłacił za to własnym życiem. To poeta, którego warto przypominać przy okazji świętowania okrągłej rocznicy niepodległości. Najbardziej polski i skupiający się w wierszach na zwyczajnych szczegółach, mówiących o miłości do rodzinnego kraju. Mistrz w unikaniu w tym temacie wielkich słów, koturnowych przesłań, wytartych sloganów. Potrafiący w niezwykły sposób, nienachalnie, bardzo intymnie uświadomić jak ważna jest relacja obywatel  – Ojczyzna. Uzmysławiający jak miłość do miejsca, gdzie się przyszło na świat i uczyło życia według określonych tradycji i wartości, może dawać siłę i uspokojenie w dalszym życiu.

Wiersze, piosenki, literatura w ogóle, zwłaszcza ta, powstała kiedy nasz kraj znajdował się pod zaborami, a potem odzyskał niepodległość, pomagały czytającym i śpiewającym je, w zrozumieniu sytuacji w jakiej się znaleźli, w oswojeniu lęków i strachów. Przez żart i humor łatwiej godzili się z myślą, że żołnierze, o których śpiewają, mogą w czasie walki po prostu zginąć. Pieśń „Hej, hej ułani, malowane dzieci” to szczyt frywolności i humoru, jak się okazuje niezbędnego, by rozładować tragizm. Badacze literatury twierdzą, że powstała już w czasach Księstwa Warszawskiego, ale apogeum przeżywała śpiewana przez polskie formacje wojskowe na Wschodzie, zwłaszcza tzw. Dowborczyków. Posiada kilka wersji, a jej refren ze słowami "Hej, hej, ułani, malowane dzieci”, pojawił się dopiero przed I wojną światową. W czasach II RP stała się popularna wśród wojsk wielkopolskich i jednostek kawaleryjskich. Przypomnijmy choć jej fragmenty:

„Nie ma takiej wioski
Nie ma takiej chatki
Żeby nie kochały
Ułana mężatki
Hej, hej ułani!
Malowane dzieci!
Niejedna panienka za wami poleci!
Niejedna panienka
I niejedna wdowa
Za wami ułani
Polecieć gotowa(…)”

Pamiętam jak w czasach stanu wojennego w okolicach 11 listopada razem z naszą grupą „K5” z polonistyki UŚ., organizowaliśmy spotkania w duszpasterstwie akademickim. To było wspólne śpiewanie pieśni legionowych, wojskowych, przeplatane czytaniem wierszy współczesnych – o poległych górnikach z kopalni Wujek, a „pancrach” idących na kopalnię, o samotności internowanych. Animował je nasz kolega Mirek Kańtor, dziś wiece-szef Urzędu Stanu Cywilnego w Katowicach, uznany wodzirej, patriota. Wtedy za śpiewanie tych piosenek został internowany i odsiedział swoje w Zabrzu- Zaborzu. Pieśń „Ułani, ułani, malowane dzieci” – wesoła, żartobliwa, też znajdowała się w jego i naszym repertuarze. Ją, „Pierwszą brygadę”, i inne z „wolnościowego” kanonu, śpiewaliśmy kiedy Mirka zamknęli, na przemian z nimi odmawiając za niego Różaniec. Bo w życiu wielkie, wzniosłe miesza się z małym, błahym, niezauważanym. A kiedy mowa o Ojczyźnie przychodzą do głowy nie tylko słowa: miłość, obowiązek, powinność, odpowiedzialność, ale i „aria z kurantem” ze „Strasznego dworu”, dziewczęta oglądające się za ułanami i przyjaźń ze studenckich czasów, kiedy za śpiewanie patriotycznych pieśni i literatury można było trafić do wiezienia.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama