107,6 FM

Św. Teresa od Jezusa de Los Andes

Nie pamiętam dnia mojej Pierwszej Komunii. Z pewnością byłem nim przejęty, ale go nie pamiętam.

Nie pamiętam dnia mojej Pierwszej Komunii. Z pewnością byłem nim przejęty, ale go nie pamiętam. Tym większym szacunkiem otaczam zapiski, które wyszły spod ręki dzisiejszej patronki. Bo mnie dojście do tej dojrzałości i tęsknoty związanej z Najświętszym Sakramentem, o którym pisze w swoim „Dzienniczku”, zajęło wiele, wiele lat. Ona tymczasem to, co chcę państwu zacytować, napisała w wieku zaledwie lat 15. „Dzień mojej Pierwszej Komunii był dla mnie dniem bezchmurnym. (...) Słońce wysyłało swoje promienie, które napełniały moją duszę szczęściem i dziękczynieniem dla Stwórcy. Obudziłam się wcześnie. Mama ubrała mnie i założyła mi sukienkę. Uczesała mi też włosy. Zrobiła dla mnie wszystko, ale ja o niczym nie myślałam. Byłam kompletnie obojętna na wszystko z wyjątkiem mojej duszy dla Boga. Kiedy przybyliśmy na miejsce, zaczęliśmy odmawiać różaniec na Pierwszą Komunię. Zamiast Zdrowaś Maryjo powtarzało się: „Przyjdź, mój Jezu, przyjdź. O mój Zbawicielu, Ty sam przyjdź przygotować moje serce”. (...) Płakałam.  (…) Kiedy zbliżałyśmy się do ołtarza, śpiewano piękną pieśń: „Szczęśliwa duszo”, której nigdy nie zapomnę. Niemożliwością jest opisać to, co zaszło pomiędzy moją duszą a Jezusem. Prosiłam Go tysiąc razy, żeby zechciał mnie wziąć i poczułam po raz pierwszy Jego kochający głos. „O, Jezu, kocham Ciebie, uwielbiam Ciebie”. Prosiłam Go za wszystkimi. Czułam blisko siebie obecność Najświętszej Panny. O, jakże rozszerza się moje serce! Po raz pierwszy odczułam rozkoszny pokój. (…) Od tego dnia ziemia już mnie nie pociągała. Chciałam umrzeć i błagałam Jezusa, aby On mnie zabrał”. Te słowa, jako się rzekło, zapisała w 1915 roku  nasza dzisiejsza patronka, Juana Fernandez Solar, Chilijka z urodzenia. I ktoś mógłby powiedzieć, że jej styl pisania wyraźnie to zdradza - to przecież połączenie pensjonarskich uniesień z naturalną emocjonalnością mieszkańców Ameryki Południowej. Taki sąd byłby jednak dramatycznym spłaszczeniem głębi doświadczenia, które stało się udziałem tej nastolatki. Pięknej, bogato urodzonej i do tego lubiącej zwykłe dla swego wieku rzeczy: grę w tenisa, pływanie, jazdę konno. Z drugiej zaś strony ta sama dziewczynka od 6 roku życia codziennie uczęszcza wraz ze swoją mamą na Mszę świętą. I od tego momentu niezmiennie uważa, że Pan Jezus chce posiąść jej serce na wyłączną własność. Przez cztery lata uparcie domaga się przystąpienia do Komunii św., a gdy dochodzi w końcu do tego w wieku lat 10 to przeżywa ten moment właśnie tak, jak państwo usłyszeli. Czy staje się odtąd święta? Tego nigdy by o sobie nie powiedziała, w zapiskach, które po sobie zostawiła nazywa siebie raczej „grzeszną nicością” lub „zbuntowanym prochem”. Jest porywcza i uparta, ale z drugiej strony pisze także „Myślę, że aby osiągnąć świętość, Bóg pragnie ode mnie nieustannego skupienia, tak ażeby nic ani nikt nie mógł mnie od Niego oderwać. On prosi mnie tylko o to, bo w tym głębokim zjednoczeniu duszy z Bogiem uczę się praktyki wszystkich cnót”. Ta droga zjednoczenia zaprowadzi ją w końcu do Karmelu. Ma 19 lat, gdy przekracza próg klasztoru karmelitanek bosych w Los Andes. 11 miesięcy później umiera na tyfus. I choć wydaje się to być na pierwszy rzut oka marnowaniem przez Boga gigantycznego potencjału tej młodej zakonnicy, to w niedługim czasie klasztor, w którym żyła i została pochowana dzisiejsza patronka, staje się duchowym sanktuarium Chile, a ona sama jest pierwszą Karmelitanką Bosą z Ameryki Łacińskiej wyniesioną do chwały ołtarzy. Jak się nazywa? W domu wołano na nią po prostu Juana, lecz wspominamy ją dzisiaj w Kościele jako świętą Teresa od Jezusa de Los Andes. 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama