107,6 FM

Św. Nuncio Sulprizio

Chłopiec, o którym chciałbym państwu dzisiaj opowiedzieć, to postać żywcem wyciągnięta z kart powieści Karola Dickensa.

Chłopiec, o którym chciałbym państwu dzisiaj opowiedzieć, to postać żywcem wyciągnięta z kart powieści Karola Dickensa. Rzecz tylko w tym, że nie jest fikcyjna i nie urodziła się w XIX-wiecznej Anglii tylko we Włoszech. Oto w maleńkiej wiosce na zboczach góry Picca, ubogiemu młodemu szewcowi i przędzarce rodzi się syn. Oboje ciężko pracują, by związać koniec z końcem. Niestety, gdy chłopiec ma 3 lata umiera jego tato, potem w wieku 6 lat traci mamę. Zostaje oddany pod opiekę ukochanej babci, która choć sama jest niepiśmienna, to ma wielką wiarę i dobroć. Nadchodzi jednak rok 1826, babcia umiera, a nasz 9-latek z dnia na dzień zostaje na świecie sam jak palec. Zgłasza się po niego daleki krewny, ale nie czyni tego bynajmniej z dobroci serca – zatrudnia go po prostu w swojej kuźni. Praca jest ponad siły dziecka i niebezpieczna. Za wszelkie niedociągnięcia wuj karze głodem i biciem. Wysyła też z gotową robotą - w charakterze tragarza - w dalekie i niebezpieczne miejsca. Jakim cudem ten młody chłopak znosi to wszystko? Otóż, tutaj wydają owoc odebrane lekcje katechizmu, babcina pobożność i coniedzielna Eucharystia. Nasz przyszły święty myśli bowiem nieustannie o Jezusie, którego zaczyna traktować jako swojego jedynego, prawdziwego przyjaciela. Pewnego dnia decyduje się nawet ofiarować Mu swoje cierpienia „w ramach zadośćuczynienia za grzechy świata”. Nawet nie wie, jak szybko ta propozycja zostanie przez Boga przyjęta. Ma 14 lat, gdy zostaje przez wuja wysłany z ładunkiem do odległej chaty na zboczu góry Rocca Tagliata. Wieje wiatr, śnieg siecze i dochodzi w końcu do tragedii – pod ciężarem kowalskich wyrobów pęka kość w stopie chłopca. Czy może odpocząć i się wyleczyć? Nie. Nadal pracuje w kuźni, a ponieważ stracił wydajność, dostaje mniej jedzenia. Źle wygląda, trawi go gorączka, ale nie narzeka. Pomaga napotkanym ludziom, gdy tylko nadarzy się okazja, a jego jedynym wytchnieniem jest modlitwa przed tabernakulum w parafialnym kościele. Gdy w końcu wyczerpany trafia do szpitala, chora noga jest już nie do odratowania – wdarła się w nią gangrena i jedyne, co lekarze mogą zrobić, to ją amputować. Lecz ten młody człowiek, zamiast rozpaczać po takiej diagnozie, pociesza innych chorych i opowiada o Jezusie małym pacjentom. Zapytany przez szpitalnego kapelana, czy chce przyjąć Pana Jezusa, odpowiada, że jeszcze nie był u Pierwszej Komunii. Biorąc pod uwagę jego religijna dojrzałość, dla wszystkich to szok. Naprędce organizują dla niego uroczystość w szpitalu, a o naszym patronie dowiaduje się pułkownik Felice Wochinger, znany jako „ojciec ubogich”. Robi wszystko co w jego mocy, by chłopiec wyzdrowiał, bo w jego niezwykłej charyzmie, ufności Bogu i świadectwie znoszenia cierpienia widzi blask świętości. Blask, który roztacza się dookoła i zmienia ludzi. Rozpoczyna się trwająca 4 lata walka z rakiem kości, który diagnozują u naszego świętego lekarze. Ostatecznie choroba pokonuje go 5 maja 1836 roku. Ma zaledwie 19 lat. Kto taki? Św. Nuncio Sulprizio, zwykły chłopiec i robotnik, który przed śmiercią powiedział:  „Jezus bardzo cierpiał za mnie. Dlaczego ja nie mogę cierpieć za niego? Chciałbym umrzeć, aby nawrócić choćby jednego grzesznika”.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama